Czas zmierzyć się ze sprawą najważniejszą wśród spraw najmniej ważnych. Otóż trwają mistrzostwa świata w piłce nożnej. Nieważne, że bez polskiej reprezentacji. Koneserzy twierdzą, że to sytuacja najwygodniejsza, bo nikt nie jest skazany na obowiązkowe kibicowanie naszej reprezentacji i z czystym sumieniem można być za drużyną najmilszą sercu... Cóż, pokrętna ta logika, ale problem, komu kibicować, nadal pozostaje otwarty.
Rodzice nauczyli mnie w dzieciństwie, że honorowo jest kibicować słabszemu. Tę logikę zastosowałem w meczu otwarcia: powiedziałem sobie, że będę wspierał tę z drużyn, która pierwsza straci bramkę. A to było starcie Brazylii z Chorwacją, więc byłem niemal pewien, że będę kibicował Chorwatom. Jak wyglądał ten mecz, wszyscy pamiętają – aby być konsekwentny, musiałem być za Brazylijczykami. Jedyna korzyść z tego taka, że „moi" nareszcie nie przegrali.
Tę anegdotę powtarzano już dziesiątki razy, ale przy okazji mistrzostw świata warto ją raz jeszcze przywołać, bo może posłużyć niezdecydowanym jako rozstrzygnięcie dylematu, kogo wspierać. Otóż były prezes ZChN Marian Piłka, dziś działacz Prawicy Rzeczypospolitej, człowiek ogromnej uczciwości i poczciwości (gdyby jego ktoś nagrał u Sowy, pożytku z tego by nie było – dlatego pewnie wegetuje na marginesie wielkiej polityki), proponował, żeby być za drużynami z krajów katolickich, kiedy grają przeciw prawosławnym, ale za prawosławnymi przeciw protestantom. Aby kibicować protestantom przeciw innowiercom, ale innowiercom przeciw ateistom. Natomiast – dodawał z pełną powagą Piłka – trzeba wspierać wszystkich przeciw Niemcom. Ciekawe, czy nie zmieniłby zdania, gdyby zobaczył obecny skład niemieckiej reprezentacji z Turkiem Özilem, Tunezyjczykiem Khedirą, Ghańczykiem Boatengiem, Albańczykiem Mustafim i Polakiem Klosem...
Zaleceniom całego smaczku dodawał fakt, że były prezes ZChN, mimo pięknego futbolowego nazwiska, rozgrywkami w piłkę nożną w zasadzie nigdy się nie interesował.
Rolę Mariana Piłki – podpowiadacza, komu kibicować – w świetny sposób przejęli dziś niektórzy komentatorzy telewizyjni. Są jak Janina Paradowska i Tomasz Wołek razem wzięci – już przed meczem wiedzą, kto będzie lepszy. To oni w ciągu ostatnich tygodni usiłują odgrywać rolę ogniomistrzów kibicowskich serc, bez wątpliwości sugerując, komu należy się zwycięstwo, a kto został przez sędziów oszukany.