Ogniomistrzowie kibicowskich serc

Nie można już dłużej ignorować tej kwestii. Nie powinna zostać przemilczana, przykryta przez afery taśmowe i ujadające w parkach ratlerki.

Publikacja: 05.07.2014 13:00

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

Czas zmierzyć się ze sprawą najważniejszą wśród spraw najmniej ważnych. Otóż trwają mistrzostwa świata w piłce nożnej. Nieważne, że bez polskiej reprezentacji. Koneserzy twierdzą, że to sytuacja najwygodniejsza, bo nikt nie jest skazany na obowiązkowe kibicowanie naszej reprezentacji i z czystym sumieniem można być za drużyną najmilszą sercu... Cóż, pokrętna ta logika, ale problem, komu kibicować, nadal pozostaje otwarty.

Rodzice nauczyli mnie w dzieciństwie, że honorowo jest kibicować słabszemu. Tę logikę zastosowałem w meczu otwarcia: powiedziałem sobie, że będę wspierał tę z drużyn, która pierwsza straci bramkę. A to było starcie Brazylii z Chorwacją, więc byłem niemal pewien, że będę kibicował Chorwatom. Jak wyglądał ten mecz, wszyscy pamiętają – aby być konsekwentny, musiałem być za Brazylijczykami. Jedyna korzyść z tego taka, że „moi" nareszcie nie przegrali.

Tę anegdotę powtarzano już dziesiątki razy, ale przy okazji mistrzostw świata warto ją raz jeszcze przywołać, bo może posłużyć niezdecydowanym jako rozstrzygnięcie dylematu, kogo wspierać. Otóż były prezes ZChN Marian Piłka, dziś działacz Prawicy Rzeczypospolitej, człowiek ogromnej uczciwości i poczciwości (gdyby jego ktoś nagrał u Sowy, pożytku z tego by nie było – dlatego pewnie wegetuje na marginesie wielkiej polityki), proponował, żeby być za drużynami z krajów katolickich, kiedy grają przeciw prawosławnym, ale za prawosławnymi przeciw protestantom. Aby kibicować protestantom przeciw innowiercom, ale innowiercom przeciw ateistom. Natomiast – dodawał z pełną powagą Piłka – trzeba wspierać wszystkich przeciw Niemcom. Ciekawe, czy nie zmieniłby zdania, gdyby zobaczył obecny skład niemieckiej reprezentacji z Turkiem Özilem, Tunezyjczykiem Khedirą, Ghańczykiem Boatengiem, Albańczykiem Mustafim i Polakiem Klosem...

Zaleceniom całego smaczku dodawał fakt, że były prezes ZChN, mimo pięknego futbolowego nazwiska, rozgrywkami w piłkę nożną w zasadzie nigdy się nie interesował.

Rolę Mariana Piłki – podpowiadacza, komu kibicować – w świetny sposób przejęli dziś niektórzy komentatorzy telewizyjni. Są jak Janina Paradowska i Tomasz Wołek razem wzięci – już przed meczem wiedzą, kto będzie lepszy. To oni w ciągu ostatnich tygodni usiłują odgrywać rolę ogniomistrzów kibicowskich serc, bez wątpliwości sugerując, komu należy się zwycięstwo, a kto został przez sędziów oszukany.

Wróćmy do meczu otwarcia, kiedy pan komentator, zresztą nie ten najbardziej stronniczy, ubolewał, że sędzia wypaczył wynik. Siła jedynie słusznego komentarza była taka, że wszyscy (inni komentatorzy i kibice) jak echo za nim powtarzali, że gdyby nie błędy sędziowskie, to Chorwacja pokonałaby Brazylię.

Być może. Ale suche liczby są bardziej wymowne od pana, który od pierwszych minut tak bardzo chciał, żeby gospodarze przegrali. Posiadanie piłki 65-35 dla Brazylii, okazje 14-6 dla Brazylii, strzały na bramkę 6-2 dla Brazylii. Podsumowując, sędziowie powinni powiedzieć: Chorwaci, możemy się na waszą korzyść pomylić, tylko dajcie nam szansę.

Niestety, w kolejnych meczach inni komentatorzy poszli tym samym tropem.

Pamiętam, jak na nachalną stronniczość gwiazdorków komentatorskich z TVP zareagowali kibice podczas Euro 2012. Publiczna telewizja, nieświadoma ryzyka, dała wtedy możliwość wyboru komentatorów telewizyjnych lub radiowych dziennikarzy sportowych – i w każdym domu, gdzie oglądałem mecz, włączano Tomasza Zimocha zamiast Dariusza Szpakowskiego. Oczywiście szybko się to skończyło – podobno „telewizyjni" oburzyli się, że nikt ich nie chce słuchać, i umowę z Polskim Radiem anulowano. A podczas brazylijskiego mundialu, rzecz jasna, eksperymentu nie powtórzono. Jedynym rozwiązaniem jest więc słuchanie meczów w ogóle bez dźwięku, co nie jest miłe, bo nie słychać już nie tylko Szpakowskiego, ale też odgłosów ze stadionu.

Cała nadzieja w tym, że mistrzostwa już na finiszu. Za parę tygodni zaczynają się rozgrywki naprawdę ważne i interesujące: nasza krajowa ekstraklasa. Malkontentom od razu tłumaczę, dlaczego to fajniejsze od mundialu: po pierwsze, komentarze w Canal Plus są bardzo kompetentne i w miarę bezstronne. Po drugie, nie dość, że gra 16 polskich drużyn, to jeszcze w każdym meczu jedna z nich wygrywa (lub przynajmniej remisuje).

Czas zmierzyć się ze sprawą najważniejszą wśród spraw najmniej ważnych. Otóż trwają mistrzostwa świata w piłce nożnej. Nieważne, że bez polskiej reprezentacji. Koneserzy twierdzą, że to sytuacja najwygodniejsza, bo nikt nie jest skazany na obowiązkowe kibicowanie naszej reprezentacji i z czystym sumieniem można być za drużyną najmilszą sercu... Cóż, pokrętna ta logika, ale problem, komu kibicować, nadal pozostaje otwarty.

Rodzice nauczyli mnie w dzieciństwie, że honorowo jest kibicować słabszemu. Tę logikę zastosowałem w meczu otwarcia: powiedziałem sobie, że będę wspierał tę z drużyn, która pierwsza straci bramkę. A to było starcie Brazylii z Chorwacją, więc byłem niemal pewien, że będę kibicował Chorwatom. Jak wyglądał ten mecz, wszyscy pamiętają – aby być konsekwentny, musiałem być za Brazylijczykami. Jedyna korzyść z tego taka, że „moi" nareszcie nie przegrali.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką