Rozmowa Michała Płocińskiego z Jadwigą Staniszkis
z poprzedniego wydania „Plusa Minusa" zaskoczyła Daniela Passenta. Publicysta „Polityki" dał temu wyraz na swoim blogu – nie mógł się nadziwić, że – jak sam się wyraził – „partnerka intelektualna Jarosława Kaczyńskiego" znalazła pozytywne strony życia w PRL, chociażby możliwości awansu społecznego i powszechny dostęp do dóbr kultury.
Passent przypuszczalnie uważa, że tacy ludzie jak Staniszkis to naukowcy nie prawdziwi, lecz pisowscy, a więc umysły radykalne, które nie są zdolne do zniuansowanego oglądu rzeczywistości, tylko opowiadają się za rewolucyjną opcją zerową i antykomunistyczną czystką do dziesiątego pokolenia. Ale czego się można spodziewać po niegdysiejszym „partnerze intelektualnym" Wiesława Górnickiego, speechwritera Wojciecha Jaruzelskiego, a więc po kimś, kto – jak się mogło wydawać – w latach 80. bał się „Solidarności" niczym jakiejś faszystowskiej jaczejki?
Nie ukrywam, że znacznie więcej mógłbym oczekiwać po Andrzeju Żuławskim, bądź co bądź znanym ze skandali reżyserze, a nie medialnym autorytecie PRL-owskiej dulszczyzny. Żuławski deklaruje się – podobnie chyba jak Passent – jako lewicowiec (przynajmniej w przeszłości tak było), ale – w przeciwieństwie do niego – chadza pod prąd salonowym układom i obiegowym opiniom. Szczególnie kiedy mówi o tak nietuzinkowej postaci jak Louis-Ferdinand Céline.
Rozmowę z reżyserem na temat tego kontrowersyjnego francuskiego prozaika można przeczytać na łamach najnowszego, 71. numeru „Frondy" (która od jesieni ubiegłego roku nosi dość pretensjonalny tytuł „Fronda Lux"). Odpytywany przez Jakuba Dybka i Marcina Darmasa twórca „Szamanki" dzieli się refleksją dotyczącą nie tylko twórczości Céline'a, ale i jego powikłanej biografii, będącej ilustracją rozrachunków politycznych we Francji po drugiej wojnie światowej.