Jak wielkie trzeba mieć ego i jak wielkim być fanatykiem, by rujnować tradycję mającą swoje korzenie w zasadach, które stanowili „kalifowie sprawiedliwi"? Rozbijać świat muzułmańskich wartości? Wypowiadać wojnę wszystkiemu i wszystkim? Prowadzić swoich wyznawców na pewną śmierć i na wieczne potępienie? To pytania, które powinien zadawać cały muzułmański świat, a nie zadaje. Nie krzyczy. Nie protestuje. Nie odcina się. Czemu o to pytać musimy my – chrześcijanie, w oczach muzułmanów – innowiercy. Czy to nasza rola?
Cenię sobie islam w tym wydaniu, które setki razy wykładali mi na Bliskim Wschodzie moi przyjaciele muzułmanie. Zapewniali, że islam to pokój, poddanie się woli Boga, poszanowanie boskich i ludzkich wartości. Apokryficzna konstytucja Omara z połowy VII wieku nazywa żydów i chrześcijan „dhimmi". To „ludy księgi", społeczności chronione. Wszak Prorok był następcą ich proroków, Mojżesza i Chrystusa. Musa i Issa byli poprzednikami Mahometa w dobrej nowinie. A on sam bywał wdzięcznym słuchaczem ich wyznawców. Czy toczył wojnę z „ludami księgi"? Toczył i wygrywał, ale potrafił szanować ich głęboką wiarę i dorobek. Do dziś w klasztorze świętej Katarzyny na Synaju przechowuje się wydany przez Proroka glejt, który zapewniał eremowi nietykalność.
Omar, drugi z następców Mahometa, miał – według tradycji – relacje młodego jeszcze islamu z „ludami księgi" skodyfikować. Co prawda „konstytucja Omara" jest apokryfem, ale obyczaj ochrony ludności chrześcijańskiej i żydowskiej datuje się właśnie z tamtych czasów. ?„Dhimmi" byli zwolnieni ze służby wojskowej, ale płacili wysokie podatki. Nie wolno im było jeździć konno i nosić broni. Musieli też wyróżniać się ubiorem, ale mieli prawo do własnego sądownictwa i wolność praktykowania religii. Tylko ich nowo budowane świątynie i domy modlitw nie mogły być wyższe od meczetów, o co zresztą – przy strzelistości minaretów – było w VII i VIII wieku naprawdę trudno.
Od czasów Omara ludzie islamu i chrześcijanie toczyli nieskończoną ilość krwawych konfliktów. Muzułmanie dokonali po kawałku rozbioru Bizancjum i zniszczyli państwo Wizygotów w Hiszpanii. Chrześcijanie odpowiedzieli krucjatami i masakrą zdobytej w 1099 roku Jerozolimy. Po dwóch stuleciach ciągłych wojen Mamelucy odpłacili Frankom rzezią Akki. Krew między wyznawcami obu religii lała się do naszych czasów niemal bez przerwy, ale dziedzictwo Omara było jednak honorowane. „Ludy księgi" nie doznawały na obszarze kalifatu, a potem Imperium Osmańskiego specjalnych prześladowań. Przynajmniej do początku XX wieku umiano żyć razem, z poszanowaniem kulturowej odrębności i swobodą praktyk religijnych po obu stronach schedy Abrahama. Takie było – przy całej ortodoksji sunnizmu – dziedzictwo tolerancji głównego nurtu islamu wobec „ludów księgi".
Skąd więc ten muzułmański radykalizm, który odbija się tak głośnym echem we współczesnym świecie? Skąd ścinanie głów niewiernym? Skąd czystki etniczne i masowe mordy? Czyżby to tylko szyty na miarę XX wieku populistyczny spektakl? Ano nie. Ma on swoje korzenie w agresywnym fundamentalizmie religijnym grup takich jak salafici czy wahhabici, którzy odwołując się do rzekomych pierwotnej czystości islamu, prostoty i surowości obyczajów wypowiedzieli wojnę tradycji współżycia ?z „dhimmi". Nie oni zresztą pierwsi. Ów fundamentalistyczny radykalizm towarzyszył głównemu nurtowi islamu niemal od samego początku. Już w czasach czwartego z „kalifów sprawiedliwych" Alego narodziła się pierwsza z islamskich herezji. Był nią sławetny charydżytyzm.