Muzułmanie, dlaczego milczycie? - komentarz Bogusława Chraboty

Kimże jest ów Abu Bakr al-Baghdadi, lider Państwa Islamskiego, że ma czelność unieważniać konstytucję Omara?

Publikacja: 30.08.2014 11:00

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa/ Rafał Guz

Jak wielkie trzeba mieć ego i jak wielkim być fanatykiem, by rujnować tradycję mającą swoje korzenie w zasadach, które stanowili „kalifowie sprawiedliwi"? Rozbijać świat muzułmańskich wartości? Wypowiadać wojnę wszystkiemu i wszystkim? Prowadzić swoich wyznawców na pewną śmierć i na wieczne potępienie? To pytania, które powinien zadawać cały muzułmański świat, a nie zadaje. Nie krzyczy. Nie protestuje. Nie odcina się.  Czemu o to pytać musimy my – chrześcijanie, w oczach muzułmanów – innowiercy. Czy to nasza rola?

Cenię sobie islam w tym wydaniu, które setki razy wykładali mi na Bliskim Wschodzie moi przyjaciele muzułmanie. Zapewniali, że islam to pokój, poddanie się woli Boga, poszanowanie boskich i ludzkich wartości. Apokryficzna konstytucja Omara z połowy VII wieku nazywa żydów i chrześcijan „dhimmi". To „ludy księgi", społeczności chronione. Wszak Prorok był następcą ich proroków, Mojżesza i Chrystusa. Musa i Issa byli poprzednikami Mahometa w dobrej nowinie. A on sam bywał wdzięcznym słuchaczem ich wyznawców. Czy toczył wojnę z „ludami księgi"? Toczył i wygrywał, ale potrafił szanować ich głęboką wiarę i dorobek. Do dziś w klasztorze świętej Katarzyny na Synaju przechowuje się wydany przez Proroka glejt, który zapewniał eremowi nietykalność.

Omar, drugi z następców Mahometa, miał – według tradycji – relacje młodego jeszcze islamu z „ludami księgi" skodyfikować. Co prawda „konstytucja Omara" jest apokryfem, ale obyczaj ochrony ludności chrześcijańskiej i żydowskiej datuje się właśnie z tamtych czasów. ?„Dhimmi" byli zwolnieni ze służby wojskowej, ale płacili wysokie podatki. Nie wolno im było jeździć konno i nosić broni. Musieli też wyróżniać się ubiorem, ale mieli prawo do własnego sądownictwa i wolność praktykowania religii. Tylko ich nowo budowane świątynie i domy modlitw nie mogły być wyższe od meczetów, o co zresztą – przy strzelistości minaretów – było w VII i VIII wieku naprawdę trudno.

Od czasów Omara ludzie islamu i chrześcijanie toczyli nieskończoną ilość krwawych konfliktów. Muzułmanie dokonali po kawałku rozbioru Bizancjum i zniszczyli państwo Wizygotów w Hiszpanii. Chrześcijanie odpowiedzieli krucjatami i masakrą zdobytej w 1099 roku Jerozolimy. Po dwóch stuleciach ciągłych wojen Mamelucy odpłacili Frankom rzezią Akki. Krew między wyznawcami obu religii lała się do naszych czasów niemal bez przerwy, ale dziedzictwo Omara było jednak honorowane. „Ludy księgi" nie doznawały na obszarze kalifatu, a potem Imperium Osmańskiego specjalnych prześladowań. Przynajmniej do początku XX wieku umiano żyć razem, z poszanowaniem kulturowej odrębności i swobodą praktyk religijnych po obu stronach schedy Abrahama. Takie było – przy całej ortodoksji sunnizmu – dziedzictwo tolerancji głównego nurtu islamu wobec „ludów księgi".

Skąd więc ten muzułmański radykalizm, który odbija się tak głośnym echem we współczesnym świecie? Skąd ścinanie głów niewiernym? Skąd czystki etniczne i masowe mordy? Czyżby to tylko szyty na miarę XX wieku populistyczny spektakl? Ano nie. Ma on swoje korzenie w agresywnym fundamentalizmie religijnym grup takich jak salafici czy wahhabici, którzy odwołując się do rzekomych pierwotnej czystości islamu, prostoty i surowości obyczajów wypowiedzieli wojnę tradycji współżycia ?z „dhimmi". Nie oni zresztą pierwsi. Ów fundamentalistyczny radykalizm towarzyszył głównemu nurtowi islamu niemal od samego początku. Już w czasach czwartego z „kalifów sprawiedliwych" Alego narodziła się pierwsza z islamskich herezji. Był nią sławetny charydżytyzm.

Charydżyci byli wyjątkowo bezkompromisowi w sprawach czystości religii. Normą był wśród nich mord religijny. Zasługiwali nań nie tylko innowiercy, ale nawet ci z muzułmanów, którzy nie podzielali ich poglądów. Charydżycką regułą było, że każdy ciężki grzech wykluczał ze społeczności i tym samym skazywał grzesznika na eksterminację. Najbardziej radykalni z charydżytów – azrakidzi – nie wahali się mordować swoich przeciwników z całymi rodzinami, nie szczędząc nawet dzieci. Mimo iż kalifat pokonał azrakidów, ich krwawa tradycja przetrwała i odradzała się w kolejnych pokoleniach i sektach, takich choćby jak karmaci, zwani „bolszewikami islamu", którzy potrafili dopuszczać się rzezi sunnickich pielgrzymów w samej Mekce. Ale i karmatów w końcu XI wieku wytępiono.

Radykalizm jest więc, jak w większości religii, odwrotną stroną głównego nurtu. W islamie przybiera formy fundamentalizmu, integryzmu, dżihadyzmu i konsekwentnie, przez stulecia snuje się na religijnym marginesie, strasząc zarówno szerokie społeczności muzułmanów, jak i tych, których ci ostatni nazywają poganami. Abu Bakr al-Bagdadi i jego sojusznicy, podobnie zresztą jak większość uczestników ruchu dżihadystów, ?to dziedzice tamtych  fundamentalizmów. Stanowią zagrożenie dla świata i są prawdziwym wyzwaniem dla współczesnej polityki. Przez wiele lat nie doceniano tego zagrożenia. Powiązani z dżihadystami imamowie głosili w londyńskich i podparyskich meczetach hasła, których nie powstydziliby się charydżyci. Chaos, jaki zapanował na Bliskim Wschodzie po arabskiej wiośnie, stworzył wspaniałe środowisko do odrodzenia fundamentalizmu. Jest pewne, że raz przebudzony szybko nie zejdzie na margines, a jego ofiarami, prócz dziesiątek tysięcy zamordowanych ludzi, będą dobre relacje z islamem.

Dlatego dziwi i szokuje bierność autorytetów islamu wobec odradzającego się fundamentalizmu, a może nawet ciche nań przyzwolenie. Za mało jest krytyki dżihadystów ze strony wpływowych imamów i rad ulemów. Czy to strach? Czy zagubienie? Czy moda na radykalizm? Trudno powiedzieć. Ważne jest jedno. Religijni radykałowie są wrogami pokoju. A zatem wrogami muzułmanów, chrześcijan, żydów i niewierzących. W interesie światowego pokoju jest ich eliminacja. Dlaczego więc milczysz, islamie?

Jak wielkie trzeba mieć ego i jak wielkim być fanatykiem, by rujnować tradycję mającą swoje korzenie w zasadach, które stanowili „kalifowie sprawiedliwi"? Rozbijać świat muzułmańskich wartości? Wypowiadać wojnę wszystkiemu i wszystkim? Prowadzić swoich wyznawców na pewną śmierć i na wieczne potępienie? To pytania, które powinien zadawać cały muzułmański świat, a nie zadaje. Nie krzyczy. Nie protestuje. Nie odcina się.  Czemu o to pytać musimy my – chrześcijanie, w oczach muzułmanów – innowiercy. Czy to nasza rola?

Cenię sobie islam w tym wydaniu, które setki razy wykładali mi na Bliskim Wschodzie moi przyjaciele muzułmanie. Zapewniali, że islam to pokój, poddanie się woli Boga, poszanowanie boskich i ludzkich wartości. Apokryficzna konstytucja Omara z połowy VII wieku nazywa żydów i chrześcijan „dhimmi". To „ludy księgi", społeczności chronione. Wszak Prorok był następcą ich proroków, Mojżesza i Chrystusa. Musa i Issa byli poprzednikami Mahometa w dobrej nowinie. A on sam bywał wdzięcznym słuchaczem ich wyznawców. Czy toczył wojnę z „ludami księgi"? Toczył i wygrywał, ale potrafił szanować ich głęboką wiarę i dorobek. Do dziś w klasztorze świętej Katarzyny na Synaju przechowuje się wydany przez Proroka glejt, który zapewniał eremowi nietykalność.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy