Co pan kombinuje, panie pułkowniku?
Może trudno panu w to uwierzyć, ale nic. Jedna z osób, z którą rozmawiam od dłuższego czasu, o silnie antykomunistycznym nastawieniu, powiedziała mi, że przekraczam pewien Rubikon. W końcu go przekroczyłem, po wielu latach wahania.
Po co pan go przekraczał? Tyle lat milczenia i nagle wzięło pana na zwierzenia?
Nie mam ukrytych celów. Cezar przekraczający Rubikon miał za sobą uzbrojone legiony, a za rzeką czekał na niego lud zniesmaczony tym, co wyprawiają patrycjusze, niecierpliwie, jak wyzwoliciela. Ja przekraczam go samotnie. Po drugiej stronie czeka na mnie lud pełen nieufności i pytań, kombinujący, czy nie jestem prowokatorem. Robiąc jednak bilans zysków i strat, nietrudno zobaczyć, że więcej mam do stracenia niż do zyskania.
Nieufność chyba pana nie dziwi. Wystarczy zajrzeć do pana biografii.
Nie dziwi mnie. W latach 80. byłem jednym z tysięcy funkcjonariuszy w aparacie bezpieczeństwa. Byłem zbyt młody, żeby o czymkolwiek istotnym decydować. Wiedziałem tyle, ile powinienem. Byłem jednak wewnątrz, stanowiłem część tego systemu. Wiele rzeczy widziałem na własne oczy i słyszałem na własne uszy. Obserwowałem ten system i teraz chciałbym pokazać, jak wszedł on w ludzi i powoli niszczył wszystkich.
Początek pańskiej zawodowej biografii zaczyna się w stanie wojennym. Wstąpił pan wówczas do SB. Co panem kierowało?
(Chwila ciszy) Nie wiem, co odpowiedzieć. Nie zamierzam ubierać tego w jakieś usprawiedliwiające teorie. W mojej ulubionej biblijnej księdze Hioba są takie słowa: „gdzieś był, gdy zakładałem ziemię...", Nie wiem, gdzie miałem wtedy oczy.