Latarnia uliczna. Obiekt raczej niepozorny, wrośnięty w tkankę miejską tak bardzo, że właściwie niezauważalny, dopóki się nie zepsuje. Przyjmuje się, że pierwszy raz zastosowano je w Londynie, kiedy burmistrz tego miasta sir Henry Barton polecił w 1417 roku „rozwieszać każdego wieczora zimą latarnie ze światłami pomiędzy Hallowtide i Candlemasse”. Nie ma w niej nic niepokojącego, o ile nie jest się Francuzem. Nad Sekwaną funkcjonuje bowiem złowróżbny zwrot „na latarnię!” (fr. „À la lanterne!”) oznaczający, że życzymy komuś jak najgorzej. Domyślnie: że zamierzamy kogoś na tejże latarni powiesić. Zwrot narodził się podczas rewolucji francuskiej, gdy paryżanie złapali znienawidzonego generalnego kontrolera finansów Josepha-François de Douégo i powiesili go na latarni właśnie. Nawiasem mówiąc, nieskutecznie, pękła bowiem lina, więc tłum odciął mu głowę i obnosił po ulicach zatkniętą na pice. Gdy później, tego samego dnia, na innej latarni powieszono, tym razem skutecznie, zięcia de Douégo Bertiera de Sauvigny’ego, tłum stykał twarze obu zamordowanych, krzycząc: „Pocałuj tatusia!”.
Czytaj więcej
Przybyła na miejsce policja zastała śmiertelnie rannego doktora i Stanisława Hiszpańskiego bladego jak śmierć, siedzącego w fotelu z rewolwerem w ręku i palącego papierosa. Na pozór sprawa była oczywista, dopóki do akcji nie wkroczył adwokat.
Twarde prawo, ale prawo
Jakkolwiek ulice Paryża płynęły krwią podczas rewolucji (a w przypadku okolic Conciergierie podobno nie był to tylko zwrot literacki), to z całą pewnością nie wtedy narodziła się idea samosądu. Nie sposób powiedzieć, kiedy miało miejsce pierwsze takie zdarzenie, możemy jednak spokojnie przyjąć, że w czasach prehistorycznych. Idea wymierzenia komuś sprawiedliwości z całą pewnością jest bowiem starsza niż prawodawstwo. Kodeks Ur-Nammu (najstarszy znaleziony, a więc na tę chwilę pierwszy w historii) był raczej odpowiedzią na samodzielne karanie przestępców. Rozważania nad tym, jak wyglądały niepisane prawa społeczności łowiecko-zbierackich, czy zazdrość narodziła się w tym samym momencie, co własność, i czy pierwsi przedstawiciele homo sapiens operowali kategoriami dobra i zła, zostawmy antropologom, archeologom i filozofom. Dla nas ważny jest płynący z historii wniosek, że w momencie narodzin społeczności utworzono również system reguł, których przestrzeganie było wymagane do ich funkcjonowania, a jednostki łamiące ów system musiały podlegać jakiejś formie kary. Wspomniany kodeks sumeryjski, prawo 12 tablic, kodeks Justyniana, Constitutio Criminalis Carolina, kodeks Napoleona czy Powszechna deklaracja praw człowieka, jak również wszystkie inne niewymienione akty prawne za swój podstawowy cel mają utrzymanie funkcjonowania społeczności. Nawet jeśli przez towarzyszący nam współcześnie zalew legislacyjny trudno w to uwierzyć…
Spisane i egzekwowane prawa miały także głęboki sens z uwagi na psychologię. Ponura maksyma głosi, że tłum jest tak mądry jak najgłupszy jego członek. Od dawna naukowcy i filozofie próbują rozgryźć ten fenomen: grupy ludzi niepokojąco łatwo da się namówić do działań, na które jako jednostki nigdy by się nie poważyli. Wątpliwym jest, by pojedynczy lizbończyk w 1383 roku, paryżanin w 1789 roku czy mieszkaniec Tulsy w 1921 roku zdecydowaliby się na popełnienie pewnych czynów, w tłumie jednak nie mieli tego problemu.
Przekazanie ochrony prawa w ręce władz miało właśnie zabezpieczać przed tym zjawiskiem, ponieważ dobry mówca był w stanie zmanipulować tłum tak, by ten spełnił jego wolę. Greckie demokracje doby starożytnej służą dziesiątkami przykładów efektywności popisów oratorskich w kształtowaniu polityki i praw. Oczywiście, w państwie opartym na słowie mówionym takie manipulacje niekoniecznie postrzegano jako coś złego. Przypomnijmy, że słowo „demagogia”, a więc „prowadzenie ludu”, u swego zarania nie miało konotacji negatywnych – wychodzono z założenia, że skoro ktoś może do czegoś przekonać innych, to ma rację. Nieprzypadkowo kodeks spisany przez Drakona uznano za straszne okrucieństwo, mimo że w istocie łagodził obowiązujące w Atenach prawo zwyczajowe. Dla kontrastu Rzym z jego szacunkiem do słowa pisanego, jaki odziedziczył po Etruskach, powitał prawo 12 tablic z radością i szanowano je aż do końca państwa.