Dziwisz tam stopował. [...] Nie wiedziałem, co z tą Tylawą zrobić. Radziłem się Życińskiego. On powiedział: daj to do Sekretariatu Stanu, a ja pojadę i się tym zajmę. Ksiądz z Sekretariatu Stanu, który pewnie trząsł portkami przed Dziwiszem, bardzo mi to odradzał. [...] Życiński ledwie przyjechał, zadzwonił do niego Dziwisz i go tam opieprzył". Tymi słowami anonimowy ksiądz, jeden z rozmówców reportażu TVN „Don Stanislao", określił rolę emerytowanego krakowskiego kardynała w blokowaniu przepływu informacji o pedofilskich zachowaniach proboszcza z Tylawy oraz o kryjącym go arcybiskupie Michaliku. Osobą, przed którą zatajał owe informacje Stanisław Dziwisz, ówczesny papieski sekretarz, był Jan Paweł II.
W pełni potwierdzam prawdziwość powyższej relacji, gdyż tenże anonimowy ksiądz opowiedział mi o tamtych faktach już w 2006 r. A zrobił to, bo sam go wcześniej – dokładnie 10 września 2004 r. – o interwencję w Watykanie prosiłem.
Cytowana relacja to oczywiście niejedyny mocny zarzut pod adresem kardynała Dziwisza. W półtoragodzinnym, bardzo dobrze udokumentowanym reportażu Marcina Gutowskiego są ich dziesiątki. I duża część z nich jest jeszcze poważniejszego kalibru. Co więcej, dokładnie dzień po emisji „Don Stanislao" Watykan opublikował raport w sprawie karnie złożonego z urzędu kardynała Theodore'a McCarricka, o którym to dokumencie można powiedzieć bez cienia emfazy, że stanowi zapis tuszowania pedofilskich skandali na skalę globalną.
Po lekturze raportu pojawiają sie poważne pytania o rolę ks. Dziwisza. Od siebie mogę tylko dodać, że w październiku 2001 r. sekretarz zataił przed papieżem egzemplarz „Więzi" z moim artykułem o aferze tylawskiej, jak również robił wszystko, by odciągnąć uwagę Jana Pawła od pytania o nieprzeczytany miesięcznik (papież czytywał „Więź" regularnie).
Tertium non datur
Piszę o tym, bo chcę bronić Kościoła. A będzie to obrona trudna. Niełatwo jest bowiem w tej sprawie wyznaczyć klarowną, wiarygodną linię, biegnącą między skrajnościami wątpliwej apologii oraz totalnej negacji. Apologii wątpliwej, gdy odmawia się dobrej woli wszelkim krytykom katolickiej wspólnoty. Negacji totalnej, gdy łączy się z samousprawiedliwieniem najbardziej jaskrawych antykatolickich wystąpień, które rzekomo zawsze są tak czy inaczej zakamuflowanym „krzykiem bólu". Otóż nie zawsze. Bo poza krytykami, tymi rzeczowymi i tymi, którzy tylko krzyczą, są jeszcze ludzie, którzy świadomie i na zimno chcą Kościołowi zaszkodzić. I nie jest to tylko prywatna inicjatywa. Wiem, że właśnie wchodzę na teren, po którym poruszanie się wymaga szczególnej ostrożności, więc podeprę się klasykiem. Józef Piłsudski w swoim politycznym testamencie, kierowanym do Polaków, powiedział: „Podczas kryzysów strzeżcie się agentur". Jestem przekonany, że to formuła ponadczasowa. Podobnie jak o tym, że dzisiejsza Polska znajduje się w stanie kryzysu.