Kręcąc w 2001 r. „Ocean’s Eleven”, George Clooney i Brad Pitt byli już gwiazdami, ale dopiero wdrapującymi się na szczyty hollywoodzkich wzgórz. Clooney zaledwie pięć lat wcześniej wymknął się z telewizyjnego „Ostrego dyżuru” wprost do kina duetu Quentin Tarantino – Robert Rodriguez („Od zmierzchu do świtu”), co szybko zaprowadziło go do współpracy z innymi osobowościami autorskiego kina, jak Steven Soderbergh, David O. Russell czy bracia Coen. Brad Pitt był już co prawda po kultowych rolach u Davida Finchera („Siedem”, „Fight Club”) i nominacji do Oscara za „12 małp” Terry’ego Gilliama, ale wciąż odbierano go bardziej jako przystojniaka, a nie wybitnego aktora. Ostatecznie obydwaj udowodnili, że nie tylko wino dobrze się starzeje i dziś już nie muszą nic udowadniać nikomu. Clooney jest nie tylko charyzmatycznym aktorem, ale też uznanym reżyserem i producentem z dwoma Oscarami na koncie. Podobnie Brad Pitt, który na dodatek został jedną z twarzy trupy aktorskiej wybrednego przecież Tarantino, czego efektem była oscarowa kreacja w filmie „Pewnego razu w Hollywood”.