Nie przedstawiając się, poprosiłem o potwierdzenie jakiegoś newsa i krótki wywiadzik. A nie przedstawiłem się, bo gdy spojrzałem na Lecha, poczułem się tak, jakbym stał naprzeciw jego brata bliźniaka – z którym rozmawiałem wcześniej wiele razy, i który nie tylko kojarzył mnie doskonale, ale też szczerze nie znosił. Lech Kaczyński fuknął nieufnie, po czym zapytał: – A kim pan jest?
Skonfundowany przedstawiłem się. W oczach Lecha Kaczyńskiego pojawiła się niechęć. Rzucił słowa, które do dziś dźwięczą mi w uszach. – Nie powinienem z panem rozmawiać. Pan zwalcza mojego brata, a ten, kto zwalcza mojego brata, jest sojusznikiem alfonsa u władzy...
Chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałem, że chodzi o Mieczysława Wachowskiego, o którego dziwnej roli na dworze Lecha Wałęsy wiele się plotkowało. Dopiero później dotarło do mnie, że reakcja Lecha Kaczyńskiego świadczyła przede wszystkim o tym, jak silna więź łączy obu bliźniaków. Jak bardzo ich życie prywatne, polityczne i rodzinne jest splecione i się przenika.
Mimo że byłem „sojusznikiem alfonsa u władzy", udało mi się wtedy ten krótki wywiadzik z Lechem Kaczyńskim przeprowadzić. Urazu za pohukiwanie na mnie nie żywiłem, bo zawsze uważałem, że reporter nie powinien zwracać uwagi na nieprzychylne odzywki polityków.
Ta sejmowa rozmowa przypomniała mi się po latach, gdy zobaczyłem stężałą twarz Jarosława Kaczyńskiego wyrażającą ogromny ból – po 10 kwietnia 2010 roku. Zrozumiałem natychmiast, że w katastrofie smoleńskiej zginął nie tylko jego najbliższy członek rodziny, ale część jego samego.