Od kilku dni nie przestaję się wpatrywać w złotą waginę. Patrzę na nią z różnych ujęć, z profilu i en face i cholera jasna, nie wiem. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czy twórczyni (będą feminatywy, a jakże) „Wilgotnej Pani” tak po prostu wyszło, czy też był to świadomy zamysł. Czy to cierpliwe i nieubłagane miazmaty polskiego katolicyzmu tak zatruły jej wyobraźnię, czy może chciała ona właśnie nakłuć, podrażnić wrażliwość katoli. To drugie chyba jednak odpada. Raz, że to już karta tak zgrana, że nawet Dawidowi Podsiadle jakoś nie poszła, a dwa – byłby to jednak niebezpieczny synkretyzm. Zbyt religijnie sieriozna była cała impreza, z kolorowym orszakiem, bębnami, muzyką i oczywiście Wilgotną Panią unoszoną nad głowami (skromnego) tłumu wielkomiejskich bachantek.
Czytaj dalej. Tylko 29,90 zł miesięcznie
Dostęp do serwisu rp.pl, w tym artykuły z Rzeczpospolitej i Plus Minus.
Możesz zrezygnować w każdej chwili.