Tak. Dawało to jej poczucie bezpieczeństwa, że będzie miała za co żyć, gdyby spotkała ją bieda i musiała kiedyś uciekać. Wiązało się to z traumą młodości i aresztowaniem pierwszego męża. A morał tej historii jest taki, że Tamara bardzo wierzyła, że ciężką pracą może osiągnąć wszystko. Już przed trzydziestką została milionerką. Zarabiała tyle, że mogła sobie pozwolić na kupno wielkiego studia w Paryżu. To był chyba pierwszy budynek w mieście, który miał dwie windy. Można sobie wyobrazić, jaka to była przestrzeń.
Jednym z najbardziej zmysłowych obrazów Tamary Łempickiej jest „Adam i Ewa". Przez wiele lat znajdował się w kolekcji Barbry Streisand. Czy Łempicka chciała kontynuować tematykę biblijną?
Z powodu II wojny światowej była zmuszona uciekać raz jeszcze. Musiała zerwać z dotychczasowym życiem i zacząć wszystko od nowa. W tych ciężkich czasach sięgała do tematyki religijnej. Namalowała wtedy jeden z najsłynniejszych obrazów, czyli „Płaczącą zakonnicę". Malowała także świętych, były obrazy Madonny.
Malowała Madonny i trafiła do kolekcji Madonny.
Jej obrazy znalazły się w zbiorach wielu sławnych gwiazd. W przypadku tematów religijnych nie znamy motywacji, która za tymi wyborami stała. Ponieważ była Żydówką, nie wiemy, czy to była przykrywka, czy autentyczne zainteresowanie i poszukiwanie inspiracji.
Przypomniała pani o jej pochodzeniu. Była córką bogatego rosyjskiego Żyda, mecenasa Borysa Gurwicz-Górskiego, i jego żony Malwiny z szanowanej, dobrze sytuowanej rodziny Deklerów. Kiedy poślubiła drugiego męża, barona Kuffnera, to panujące w Europie nastroje antyżydowskie zmusiły ich do ucieczki do USA.
Będąc artystką, nie działała w izolacji. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co dzieje się w świecie. Czytała codziennie i to w różnych językach. Podróżowała, malowała obrazy dla niemieckiego magazynu, więc odwiedzała Berlin i doskonale wyczuwała narastające napięcie i niechęć do Żydów. Budziło to w niej strach, wracały wspomnienia rewolucji rosyjskiej. Przekonała drugiego męża, że trzeba sprzedać majątek i wyjechać za ocean. Tak przenieśli się do Kalifornii i Hollywood.
Musiała lubić ryzyko, skoro na drugiego męża wybrała sobie Raoula von Kuffnera, znanego z zamiłowania do pięknych kobiet.
To było małżeństwo z rozsądku, oparte na wzajemnym szacunku, ale też miłości. Oboje dawali sobie dużo swobody. Raoul von Kuffner był najbogatszym magnatem z terenu Austro-Węgier, znanym z zamiłowania do sztuki i pięknych kobiet. Był niezwykle ciepłym człowiekiem, sporo starszym od Tamary. Niektórzy uważają, że przypominał jej ojca. Mimo że nie spędzali wiele czasu ze sobą, darzyli się szacunkiem i miłością. Po śmierci Kuffnera Tamara dwukrotnie wyruszyła w podróż po świecie, żeby pozbierać się po stracie bliskiej osoby.
Jan Bończa-Szabłowski: Przerywam milczenie
Takie stwierdzenie zawsze ma konsekwencje. I to bardziej dla czytelnika niż dla autora. Ale czasem jest to tani chwyt reklamowy zwiększający klikalność. Milczenie bywa złotem. Ale co potem? Milczący stwarza nadzieję – dopuszczony do głosu rozwiewa wszelkie wątpliwości.
Mówiło się, że obiektem zainteresowań Tamary byli zarówno mężczyźni, jak i kobiety, bo decydowała nie płeć, lecz względy estetyczne. Mam wrażenie, że całe jej życie było taką tęsknotą za pięknem.
Otwarcie przyznawała się do romansów zarówno z kobietami, jak i mężczyznami. Z pięknymi mężczyznami i kobietami. Szukała piękna nie tylko w ludziach. Jej obrazy miały przedstawiać to, co sama uważała za piękno, ale też jej dom, ubrania, a nawet jedzenie, porcelana musiały być w jej odczuciu piękne. Można powiedzieć, że aranżowała swoje życie tak, by w jej oczach stawało się piękne.
Aranżowała je właściwie do końca, ostatniemu mężowi, meksykańskiemu rzeźbiarzowi Victorowi Contrerasowi, nakazała rozsypać swoje prochy po śmierci nad wulkanem.
Victor nie był mężem, tylko przyjacielem, z którym spędziła ostatnie lata życia w Meksyku. Nie chciała być pochowana na cmentarzu, więc poprosiła, by rozrzucono jej prochy nad wulkanem Popocatépeti. Wiązało się to i z ideą piękna, i z pewną dramaturgią, którą zawsze ceniła. Życzenie zostało spełnione.
Łempicka jest najbardziej znaną na świecie polską malarką, ale w Polsce jest zaledwie kilka obrazów jej autorstwa. Ma je Muzeum Narodowe w Warszawie i nowo otwarte Muzeum Art Déco w Płocku.
To rozczarowujące i wynika z pewnością z cen, jakie osiągają jej obrazy na rynku światowym. To także wielkie wyzwanie dla mojej fundacji, by promować nazwisko tej niezwykłej artystki. Nawiązaliśmy już ścisłą współpracę z Wydawnictwem BoSz, które wydało dwa monograficzne albumy, a teraz pracuje nad wersją ekskluzywną wydawnictwa o Łempickiej. Organizowane są wystawy jej obrazów także z prywatnych kolekcji. Tą bardziej kameralną urządziła Villa La Fleur w Konstancinie-Jeziornie. W marcu sporą ekspozycję szykuje Lublin, tam znajdą się obrazy również z francuskich kolekcji. Są plany na następne lata. My będziemy robić wszystko, by zwłaszcza w Polsce Tamara wyszła ze świata skandalistów i celebrytów i stała się człowiekiem. Interesującym i fascynującym.
Życie Tamary Łempickiej jest tak barwne, że zasługiwałoby na hollywoodzką produkcję.
Mamy wiele projektów filmowych, współpracujemy z australijskim reżyserem Martinem Braunem, w kwestii produkcji serialu jesteśmy po rozmowach z asystentką z Polski pracującą w Los Angeles, robimy wszystko, by był on wyemitowany na takich platformach, jak Netflix, i obejmował dziewięć rozdziałów z życia artystki.
A ma pani ulubioną aktorkę do roli Tamary Łempickiej?
Zrobiłam sondę wśród znajomych i dość zgodnie uznaliśmy, że najbardziej pasowałaby Lady Gaga. Składa się na to nie tylko podobieństwo fizyczne, ale też duchowe. A myślę, że ta rola mogłaby okazać się ważnym etapem w rozwijającej się karierze tej artystki, tak jak w przypadku Madonny Evita Peron. Mierzymy wysoko, ale tego nauczyła mnie Tamara Łempicka.
Otwarcie wystawy „Tamara Łempicka. Kobieta w podróży" odbędzie się 18 marca w Muzeum Narodowym w Lublinie dokładnie w 42. rocznicę śmierci artystki. Będzie to pierwsza w Polsce monograficzna prezentacja jej prac