Reklama

Acemoglu, Robinson: Państwa, społeczeństwa i losy wolności

Przez ostatnie trzydzieści pięć lat zarobki netto słabiej wykwalifikowanych robotników spadły gwałtownie.

Publikacja: 04.03.2022 17:00

Acemoglu, Robinson: Państwa, społeczeństwa i losy wolności

Foto: materiały prasowe

Jedno z kluczowych zagadnień z dziedziny gospodarki i nauk społecznych dotyczy równowagi między państwem a rynkiem. Jak bardzo państwo powinno interweniować w sektorze gospodarczym? Jaki jest optymalny zakres i stopień regulacji? Jakie aktywności rynkowe powinny toczyć się własnym torem, a które powinny się znaleźć w obszarze kompetencji państwa? Klasyczna odpowiedź z podręcznika do ekonomii brzmiałaby: państwo interweniuje wyłącznie w bardzo konkretnych okolicznościach. Wśród nich znajduje się obecność „skutków zewnętrznych", które pojawiają się, gdy działanie poszczególnych podmiotów niesie ze sobą poważne konsekwencje dla innych, niezwiązane z mechanizmami rynkowymi, prowadzące do nadmiernego występowania niektórych zjawisk, na przykład zanieczyszczenia; zapewnianie „dóbr publicznych", które powinny służyć wszystkim, a więc takich jak infrastruktura czy obrona narodowa; oraz sytuacje, w których mamy do czynienia z „asymetrią informacji", kiedy niektórzy uczestnicy rynku nie mają możliwości trafnej oceny jakości produktów czy usług, których dotyczy ich działalność handlowa. Regulować należy również zjawisko monopolu, aby zapobiec celowemu narzucaniu wysokich cen oraz powstrzymać stosujących go przedsiębiorców przed korzystaniem z agresywnych praktyk celem wyeliminowania z rynku konkurencji. Co najważniejsze, interwencja rządu jest swego rodzaju zabezpieczeniem społecznym, a poprzez redystrybucję państwo ogranicza nierówność wśród obywateli. Jedną z istotnych reguł podejścia podręcznikowego jest to, że państwo pracujące nad dystrybucją przychodów gospodarczych powinno zminimalizować swój wpływ na ceny rynkowe, a oprzeć się na podatkach i transferach.

Czytaj więcej

Hitler kaput!

Teza Hayeka

Jest to zgodne z tezą postawioną w „Drodze do zniewolenia", gdzie Hayek opowiedział się za ograniczeniem interwencji państwa w gospodarkę, gdyż w przeprowadzaniu alokacji środków rynki są dużo efektywniejsze. Jednak co najważniejsze, poszedł w swoim rozumowaniu jeszcze dalej i przekonywał, że zwiększona władza i zaangażowanie państwa może mieć negatywne skutki polityczne. Nawet jeśli niektóre z wniosków Hayeka nie były ani w pełni przekonujące, ani też nie wynikały z rzeczywistości politycznej minionych dziesięcioleci, to sposób, w jaki podszedł do problemu, był przełomowy. Prawdopodobnie jednym z najważniejszych spostrzeżeń Hayeka było stwierdzenie, że równowaga między państwem a rynkiem to nie tylko kwestia gospodarki; dotyczy ona również polityki (i wcale nie mówimy o tym dlatego, że jest to jedno z głównych założeń naszej teorii). Najważniejszym wyzwaniem jest upewnienie się, że państwo zwiększa swój potencjał, aby sprostać wymaganiom społeczeństwa, lecz wciąż pozostaje ujarzmione. Aby tak było, społeczeństwo potrzebuje coraz to nowych sposobów monitorowania i kontrolowania poczynań państwa i elit. Stąd też przepis na przynoszące korzyści interwencje ze strony państwa nie uwzględnia jedynie działań gospodarczych, ale i skutki polityczne tych interwencji. Nie chodzi tu tylko o sam potencjał państwa, ale również o to, kto będzie ów potencjał monitorować i w jakim celu będzie go wykorzystywać.

Patrząc z tej perspektywy, można zauważyć, że prawdziwa rewolucja instytucjonalna w Szwecji, a także w pozostałych krajach skandynawskich, nie polegała jedynie na zbudowaniu najbardziej interwencyjnego i przeprowadzającego gruntowną redystrybucję państwa, ale także na zmuszeniu go do działania pod auspicjami koalicji złożonej z przedsiębiorców i znakomitej większości robotników zrzeszonych w aktywnych politycznie związkach zawodowych, które owo państwo ujarzmią. Z jednej strony, jak widzieliśmy, zaangażowanie się wielkich przedsiębiorstw, w tym największych szwedzkich korporacji, sprawiło, że państwo opiekuńcze w Szwecji nigdy nie poszło drogą całkowitej nacjonalizacji przemysłu czy delegalizacji rynków. Z drugiej strony, dzięki roli, jaką w tym procesie odegrały związki zawodowe, społeczeństwo miało dużo większy wpływ na politykę, oddalając jednocześnie ryzyko przejęcia coraz potężniejszego państwa przez jego instytucje i elity. Koalicja oraz efekt Czerwonej Królowej (silna konkurencja wymusza ciągłe zmiany – red.) pozwoliły na zmianę orientacji politycznej w Szwecji, najpierw w latach siedemdziesiątych, a potem dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy w nakładaniu kolejnych regulacji państwo posunęło się za daleko.

Szwedzki przykład – trzy wnioski

Istnieją jeszcze trzy bardzo istotne wnioski, które należy wyciągnąć z przykładu Szwecji, aby zrozumieć kwestię równowagi między państwem a rynkiem.

Reklama
Reklama

Pierwszy jest następstwem tego, co zdążyliśmy już omówić. Gdy okoliczności nakładają na państwo nowe obowiązki, zwiększenie jego władzy powinno się odbywać jednocześnie z dostarczaniem społeczeństwu nowych sposobów na uczestnictwo w polityce oraz monitorowanie państwa i biurokratów, a także, gdy zajdzie taka konieczność, na zablokowanie nowych programów. To oznacza, że znaczna część rozważań na temat odpowiedniego zasięgu wpływów rynku i państwa nie odnosi się do jednej z najważniejszych kwestii – i to pomimo że Hayek zwrócił na nią uwagę już dawno temu. Czy możliwe jest utrzymanie pod kontrolą Lewiatana o coraz większym potencjale i liczniejszych obowiązkach? Czy koszty wprowadzenia nowych mechanizmów kontroli Lewiatana, zwłaszcza gdy nie pojawiają się one automatycznie w ramach działania efektu Czerwonej Królowej, nie przewyższają korzyści płynących z dodatkowych interwencji ze strony państwa?

Patrząc z tej perspektywy, rząd nie powinien regulować cen większości dóbr nie dlatego, że rynek reguluje je w sposób perfekcyjny (lub, posługując się terminologią ekonomiczną, dlatego że nie mamy do czynienia ze skutkami zewnętrznymi, asymetrią informacji, obawami przed nieprawidłową dystrybucją, ani też sytuacja nie dotyczy korzystania z dóbr publicznych), ale dlatego, że koszty polityczne powiększania wpływów państwa będą zbyt wysokie – albo z uwagi na podejmowanie dodatkowych środków zapobiegawczych, albo ze względu na zwiększone ryzyko utraty miejsca w korytarzu. Logicznie rzecz biorąc, państwo powinno interweniować wyłącznie wtedy, gdy korzyści z tej interwencji są wyższe niż jej koszty polityczne. Co ważniejsze, widać również, że interwencje oraz poczynania, które uruchamiają skutecznie działający efekt Czerwonej Królowej (o sumie dodatniej), częściej niosą ze sobą korzyści społeczne. Wydaje się więc, że korzystniej jest, gdy państwo zapewnia ubezpieczenia społeczne i szeroko pojęte usługi publiczne, a także koordynuje stosunki między pracodawcami a pracownikami przy udziale zarówno związków zawodowych, jak i przedstawicieli przemysłu (co prawdopodobnie uruchomi efekt Czerwonej Królowej, jak miało to miejsce w Szwecji), niż kiedy stosuje bardzo wąskie i często niejasne regulacje i działania korygujące w bardzo konkretnych obszarach, takie jak wprowadzanie ceł na cukier czy stal (...).

Drugi wniosek jest taki, że pewne elementy środowiska gospodarczego, które z pozoru wydają się nieefektywne, mogą się jednak okazać przydatne. Jednym z nich są same związki zawodowe, które często budziły nieufność, ponieważ ich głównym zadaniem było staranie się o ciągłe podnoszenie wynagrodzeń swoich członków, nawet jeśli utrudniało to znalezienie pracy robotnikom, którzy do nich nie należeli. I rzeczywiście, przekonaliśmy się, że związki zawodowe w Szwecji nalegały niekiedy na niezwykle wygórowane podwyżki płac. Ową nieufność odczuwało również wielu polityków Stanów Zjednoczonych, którzy starali się podważyć pozycję związków. Po części przez takie podejście (a po części przez spadek zatrudnienia w przemyśle wytwórczym) w dzisiejszych czasach związki zawodowe w USA zrzeszają o wiele mniej osób, zwłaszcza w sektorze prywatnym, niż w czasach rozkwitu związków w połowie stulecia, kiedy po uchwaleniu w 1935 roku Ustawy o krajowych stosunkach pracowniczych (znanej również pod nazwą Ustawa Wagnera) robotnicy otrzymali prawo do organizowania się w związki, prowadzenia negocjacji zbiorowych oraz przeprowadzania strajków. Podobny spadek wpływów związków zawodowych dotyczy innych zaawansowanych gospodarczo krajów. Można by dyskutować, czy sprzeciwianie się związkom ma logiczne podstawy gospodarcze. Ich zasadnicza rola ma jednak podłoże polityczne, są głównym strażnikiem równowagi władzy między dobrze zorganizowanymi przedsiębiorcami a siłą roboczą. Widoczny przez ostatnie dekady spadek wpływów związków zawodowych może być jednym z czynników przechylających szalę władzy w społeczeństwie Stanów Zjednoczonych na stronę dużych korporacji. Istotniejszym elementem naszej teorii jest to, że oceniając rolę, jaką odgrywają różne podmioty polityczne i instytucje, trzeba wziąć pod uwagę układy, których celem jest utrzymanie równowagi i tym samym dopilnowanie, by Lewiatan i elity pozostawały ujarzmione.

Trzeci wniosek dotyczy formy, w jakiej rząd może interweniować. W tym momencie zdecydowanie odchodzimy od wizji Hayeka i podręcznikowej odpowiedzi na ten problem. Zgodnie z nimi zawsze najlepszym rozwiązaniem jest powstrzymanie się od ingerowania w ceny rynkowe, a jeśli rząd planuje stworzyć sprawiedliwszy podział przychodów, powinien zostawić rynki w spokoju i zamiast tego zastosować podatek redystrybucyjny. Jednak taki sposób myślenia jest błędny, ponieważ rozdziela gospodarkę od polityki. Sytuacja, w której Lewiatan postrzega ceny rynkowe i dystrybucję przychodów jako rzecz stałą, a do osiągnięcia swoich założeń opiera się wyłącznie na redystrybucji fiskalnej, może się skończyć wysokimi podatkami i radykalną redystrybucją. Czy nie byłoby lepiej, zwłaszcza biorąc pod uwagę dążenie do kontrolowania poczynań Lewiatana, gdyby ceny rynkowe można było zmieniać i możliwie ograniczyć stosowanie redystrybucji fiskalnej? Właśnie taką metodę zastosowało państwo opiekuńcze w Szwecji. Koalicja socjaldemokratyczna została oparta na modelu korporacjonistycznym, w którym związki zawodowe i biurokracja państwowa bezpośrednio regulują rynek pracy. Dzięki niemu płace były wyższe i nie zachodziła potrzeba redystrybucji środków od właścicieli kapitału czy korporacji do robotników. Innym efektem tego modelu była kompresja wynagrodzeń, czyli równiejszy podział dochodów między pracownikami. W rezultacie potrzeba wprowadzania podatków redystrybucyjnych malała, chociaż oczywiście istniały one w Szwecji, i to dzięki nim państwo opiekuńcze mogło być tak hojne dla swoich obywateli. Większość tych korzyści wcale nie była w planach ani projektach gospodarczych kraju. Niemniej nasza teoria naświetla jeden istotny powód tego, że taka organizacja życia społecznego okazała się optymalna. Poprzez utrzymanie wysokich i jednocześnie skompresowanych wynagrodzeń, a tym samym uniknięcie rezultatów swobody rynkowej, państwo nie musiało się uciekać do jeszcze gruntowniejszej redystrybucji fiskalnej i wysokich podatków. Kiedy więc ingerencja państwa w politykę fiskalną zmalała, kontrolowanie go stało się łatwiejsze.

Czytaj więcej

Rosyjska Cerkiew stopnieje. To nie są tylko pobożne życzenia

Siły napędowe gospodarki

Dzisiaj wiele krajów Zachodu – a także Stany Zjednoczone – stoi w obliczu głębokiego kryzysu gospodarczego. Jak dotąd wszelkie reakcje ze strony polityków miały raczej charakter rozgrywki o sumie zerowej, a mniej przypominały znaną nam ze Szwecji wymianę krów, która polegała na zawieraniu nowych koalicji i opracowywaniu nowej architektury instytucji, by stawić czoło nadchodzącym wyzwaniom. Jednak ta druga droga stoi otworem dla większości państw znajdujących się w korytarzu i pierwszym krokiem, jaki należy na niej postawić, jest zrozumienie, na czym dokładnie owe wyzwania polegają. (...)

Reklama
Reklama

Przez kilka ostatnich dekad dwiema największymi siłami napędowymi dobrobytu ekonomicznego były globalizacja gospodarki i automatyzacja. Globalizacja zwiększyła rozmiary handlu, a outsourcing i offshoring umożliwiły przenoszenie procesów produkcyjnych w różne miejsca na świecie w celu obniżenia kosztów konkretnych zadań lub produkcji wybranych dóbr. Korzystają na tym zarówno kraje rozwinięte, jak i rozwijające się. To właśnie globalizacja wpłynęła na spektakularny rozwój gospodarczy Korei Południowej i Tajwanu w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku oraz Chin w latach dziewięćdziesiątych i na początku obecnego stulecia. Również jej zawdzięczamy obniżenie cen setek produktów, od tekstyliów i zabawek po sprzęt elektroniczny czy komputery. W poprzednim rozdziale przekonaliśmy się, że globalizacja wpływa na kształt korytarza, a także na to, jakie szanse na dostanie się do środka mają kraje znajdujące się poza nim. Jednakże wpływ globalizacji na gospodarkę i politykę w krajach rozwiniętych jest kwestią bardziej złożoną z uwagi na to, w jaki sposób dzielono się zyskami, które z niej płynęły, lub, mówiąc wprost, jak się nimi nie dzielono. Choć zgodnie z powszechnie panującą opinią na temat sytuacji politycznej, z globalizacji gospodarki korzystają wszyscy, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Europie, rzeczywistość jest inna. Podczas gdy duże korporacje i bogaci przedsiębiorcy zdołali zwiększyć swoje przychody, z punktu widzenia robotników globalizacja często wiąże się z obniżeniem wynagrodzeń, a czasem nawet z utratą pracy. Jest to zresztą zgodne z prognozami teorii ekonomii: w globalizacji są zwycięzcy i przegrani i kiedy dochodzi do połączenia kraju zaawansowanego z krajem o słabo rozwiniętej gospodarce, w którym występuje nadmiar niewykwalifikowanej, nisko płatnej siły roboczej, robotnicy – zwłaszcza ci słabo wykwalifikowani zatrudnieni w wysoko rozwiniętym kraju – znajdują się na przegranej pozycji.

Podobnie oddziałuje kolejna siła napędowa dobrobytu ekonomicznego – zmiany technologiczne. Postęp technologiczny zwiększa produktywność, rozszerza zakres produktów dostępnych dla konsumentów i od zawsze leży u podstaw każdego stabilnego wzrostu gospodarczego. Niekiedy jest również czynnikiem, na którym korzystają wszystkie (a na pewno większość) obszary gospodarcze. Od lat czterdziestych do siedemdziesiątych XX wieku w Stanach Zjednoczonych miał miejsce gwałtowny wzrost produktywności wraz ze stale rosnącymi wynagrodzeniami dla wszystkich pracowników bez względu na ich wykształcenie, od tych z nieukończoną szkołą średnią po absolwentów uczelni wyższych. Tymczasem potężny napływ nowych technologii, które przez ostatnie trzy dekady odmieniły charakter stanowisk pracy, wydaje się mieć odmienne skutki. Wiele z tych technologii, w tym dużo potężniejsze komputery, maszyny sterowane numerycznie i wyposażone we własne komputery roboty przemysłowe, a ostatnio również sztuczna inteligencja, zautomatyzowały procesy produkcji, przejmując zadania wykonywane wcześniej przez robotników. Automatyzacja w sposób naturalny faworyzuje powiększanie kapitału w postaci zakupu nowych maszyn, które coraz szerzej automatyzują procesy produkcji. Korzystają na niej również wysoko wykwalifikowani pracownicy – w przeciwieństwie do tych niewykwalifikowanych – ponieważ są potrzebni do obsługi owych maszyn. Nic więc dziwnego, że nowe technologie automatyzacji mają potężny wpływ na dystrybucję.

Połączenie dwóch zjawisk: globalizacji i automatyzacji, przyniosło bardzo zróżnicowane skutki. W Stanach Zjednoczonych pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku nastąpiło zatrzymanie powszechnego wzrostu płac, a rozpoczął się proces pogłębiania przepaści między robotnikami znajdującymi się na samym dole hierarchii dystrybucyjnej a tymi zarabiającymi najwięcej. Na przykład od 1980 roku wynagrodzenia pracowników z wyższym wykształceniem wzrosły niemal o 60 proc. (uwzględniając inflację), podczas gdy tych z wykształceniem średnim lub niższym niż średnie spadły o ponad 20 proc. Przez ostatnie trzydzieści pięć lat zarobki netto słabiej wykwalifikowanych robotników spadły gwałtownie.

W tym samym okresie na amerykańskim rynku drastycznie zmniejszyła się liczba nowych stanowisk pracy. Zatrudnienie w sektorze wytwórczym spadło od połowy lat dziewięćdziesiątych XX wieku o około 25 proc., natomiast po 2000 roku znacznie spadł całkowity wskaźnik zatrudnienia. Chociaż radykalny spadek realnych dochodów słabiej wykształconych robotników jest charakterystyczny wyłącznie dla amerykańskiego rynku pracy, podobne trendy można zauważyć w kilku innych wysoko rozwiniętych państwach. Powszechnie uważa się, że ich przyczyna tkwi zarówno w globalizacji, jak i w automatyzacji. Spadki w zatrudnieniu i zarobkach występują w obszarach i gałęziach przemysłu oraz na stanowiskach pracy związanych z czynnościami, które uległy automatyzacji lub na które znaczny wpływ miał gwałtowny wzrost importu produktów z krajów rozwijających się, zwłaszcza z Chin. Szacunki, które pojawiają się w opracowaniach ekonomicznych, sugerują, że sam import z Chin mógł doprowadzić do zwolnienia w Stanach Zjednoczonych ponad dwóch milionów pracowników, a wprowadzenie robotów przemysłowych, będących najlepszym przykładem automatyzacji, mogło doprowadzić do likwidacji kolejnych czterystu tysięcy stanowisk pracy. W obu tych wypadkach redukcja zatrudnienia najbardziej dotknęła pracowników znajdujących się na dole hierarchii dystrybucyjnej.

Czytaj więcej

Wojna Rosji z Ukrainą: Pekin gra na siebie

Fragment książki Darona Acemoglu, Jamesa A. Robinsona „Wąski korytarz. Państwa, społeczeństwa i losy wolności" w tłumaczeniu Filipa Filipowskiego, która ukazała się nakładem wydawnictwa Zysk

Reklama
Reklama
Plus Minus
„Wyrok”: Wojna zbawienna, wojna błogosławiona
Plus Minus
„Arnhem. Dług hańby”: Żelazne spadochrony
Plus Minus
„Najdalsza Polska. Szczecin 1945-1950”: Miasto jako pole gry
Plus Minus
„Dragon Ball Z: Kakarot: Daima”: Niby nie rewolucja, ale wciąga
Plus Minus
„ZATO. Miasta zamknięte w Związku Radzieckim i Rosji”: Wstęp wzbroniony
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama