Rzeczpospolita: Kto rządzi współczesnym światem? Korporacje czy państwa?
Wydaje mi się, że obecnie na świecie dokonuje się równoważenie sił. Porządek świata stworzony po 1945 r., po konferencji w Breton Woods, był rodzajem partnerstwa między państwami narodowymi a rynkami kapitałowymi. Przez dłuższy czas po drugiej wojnie światowej panowała w tych relacjach równowaga. Istniało wspólne zrozumienie społecznej gospodarki rynkowej. W USA istniała ona, choć może trudno w to uwierzyć, od czasów Franklina Delano Roosevelta, czyli od 1932 r., do epoki prezydenta Lyndona Johnsona, czyli końcówki lat 60. XX w. Panowało zrozumienie, że dwa, a później trzy sektoryodpowiadają wspólnie za stworzenie i podtrzymywanie istnienia trwałych gospodarek i demokracji. Te trzy sektory to: rząd, który dostarczał środków publicznych, biznes, który tworzył rynek i dostarczał kapitał prywatny i społeczeństwo obywatelskie dostarczające kapitału społecznego.
Potrzebny był udział wszystkich tych trzech grup, by stworzyć warunki dla rozwoju społeczeństwa, gwarantujące wysoką jakość życia. Zmiana nastąpiła w latach 80., podczas kadencji Ronalda Reagana, gdy rząd postanowił sprywatyzować i zderegulować część usług, które dotychczas dostarczał obywatelom. Miało to „stworzyć przestrzeń do innowacji oraz możliwości rynkowe, które wykreują nowe miejsce pracy”. Ale w praktyce, od lat 90. państwo pozbywało się części obowiązków, w efekcie korporacje biorące udział w globalnej wymianie handlowej stały się wyjątkowo potężne. Niektóre nie tylko zaczęły funkcjonować na równych zasadach jak państwa, ale nawet zaczęły dyktować im swoje warunki. Pozwoliła na to rewolucja komunikacyjna, zarówno ta dotycząca telefonii czy telewizji, jak i możliwość szybszego transportowania towarów. To stworzyło bardziej mobilne, globalne środowisko.
Czyli wolny rynek wykreował państwom potężnych przeciwników?
Od 15 lat uczę prezesów amerykańskich firm w najstarszej szkole biznesu na świecie. Jestem zwolennikiem wolnego rynku, ale musi istnieć równowaga. Dostarcza ją społeczna gospodarka rynkowa. Jeśli po prostu odda się obowiązki państwa wykonywane na rzecz społeczeństwa i wszystko uzależni się od rynku, sytuacja zacznie dążyć do ekstremum: pojawią się większe nierówności społeczne, rynku pracy stanie się trudniejszy, zacznie się pogarszać stan środowiska. Korporacje nie mają funkcji samoregulujących, nie muszą się troszczyć o równowagę na rynku pracy czy przyszłość kolejnych pokoleń. Jeśli z kolei rząd chce wpływać na kierunek gospodarki, kończymy zwykle jakimś rodzajem Wielkiego Brata. Wtedy znika duch przedsiębiorczości i innowacyjności, które dostarcza rynek. Myślę, że jest to ciągłe poszukiwanie stanów równowagi między rynkiem, rządami i społeczeństwem obywatelskim.