Jacek Kurski jeszcze tu porządzi

Jeszcze kilka lat temu był na politycznym aucie, pokłócony z całym światem. Dziś jest jednym z ulubionych strategów prezesa PiS i nawet potężna machina TVP robi się za ciasna na jego ambicje.

Aktualizacja: 22.02.2021 06:07 Publikacja: 19.02.2021 00:01

Jacek Kurski jeszcze tu porządzi

Foto: Reporter/Wojciech Stróżyk

Tu miał być Twój ulubiony program" – takie plansze emitowało w środę 10 lutego kilkadziesiąt kanałów telewizyjnych. Stacje radiowe puszczały zapętlone komunikaty, a portale internetowe ukryły swoje treści. Akcja „Media bez wyboru", będąca protestem przeciw rządowym planom nowego podatku od reklam, zjednoczyła branżę jak nigdy. Jednak nie włączyła się w to TVP. Wręcz przeciwnie, państwowy nadawca wykorzystał protest do ostrego ataku na komercyjną konkurencję. – Chciałbym powiedzieć z pewnym sarkazmem, że to, że niektóre media są wyłączone, to tylko lepiej dla Polski i Polaków, bo mają dostęp do wyłącznie rzetelnej informacji – perorował na antenie TVP Info dyżurny ekspert tej stacji Miłosz Manasterski. A z tzw. pasków można było się dowiedzieć, że „koncerny medialne nie chcą dzielić się z Polakami swoimi wielomilionowymi zyskami".

Postawa TVP nie dziwi Juliusza Brauna, opozycyjnego członka Rady Mediów Narodowych. – Kilkadziesiąt milionów złotych nowego podatku to odczuwalna kwota nawet w budżecie dużego koncernu – mówi. Jego zdaniem nowa danina obliczona jest na wzmocnienie pozycji TVP, hojnie zasilanej środkami z budżetu. A w ślad za tym znów w górę może pójść pozycja Jacka Kurskiego. Ten ostatni już teraz należy do najpotężniejszych graczy w obozie władzy. Jako szef TVP ma wręcz nieograniczoną możliwość kreowania wizerunku każdego polityka PiS. A co najważniejsze, ma też stały dostęp do ucha prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

Błyskotliwa kariera Kurskiego może zaskakiwać, bo jeszcze na początku 2015 r., na kilka miesięcy przed objęciem posady w telewizji, wydawał się politykiem skończonym. Przez media opisywany był jako bumelant, który z powodu licznych ekscesów drogowych sprawia stałe zagrożenie dla siebie i dla otoczenia.

Ciężka noga posła

Jeśli można wskazać jakąś datę, od której zaczął się stopniowy dryf Kurskiego ku politycznemu marginesowi, to prawdopodobnie jest nią 5 listopada 2008 r. Tego dnia gdański Port Lotniczy im. Lecha Wałęsy spowiła gęsta mgła. Wśród oczekujących na lot do Warszawy był poseł PiS Jacek Kurski. – Blisko osiem godzin czekałem na samolot, w końcu zdenerwowany przekładaniem lotów wsiadłem w samochód, żeby dostać się do Warszawy – opowiadał.

W drodze do stolicy dość szybo natknął się na policyjny konwój, do którego się doczepił. Wyjaśniał później, że myślał, iż auta wyposażone w koguty przewożą jakiegoś ważnego polityka. Prawda była inna. Konwój wiózł przestępców. Eskorta, przestraszona tym, że może być to próba ich odbicia, wezwała posiłki. W okolicy Ostródy drogówka ustawiła blokadę, a Kurski na widok uzbrojonych policjantów zatrzymał się i pokazał legitymację poselską. Mandatu nie dostał. W zamian wpłacił 500 zł na konto jednej z fundacji na rzecz ofiar wypadków.

Do opinii publicznej zaczęły wtedy stopniowo docierać informacje o tym, że przepisy ruchu drogowego nie są jedynymi, z którymi Kurski jest na bakier. Np. w 2008 r. złożył w Sejmie dwa różne oświadczenia majątkowe i w dodatku przekroczył termin. Tłumaczył, że zamieszanie miało związek z włamaniem do jego domu. Spóźnił się też rok później, choć tym razem włamania nie było. Wyjaśniał, że chciał wysłać do Sejmu oświadczenie ostatniego dnia tuż przed północą, ale w ostatniej chwili zorientował się, że dyżurna placówka pocztowa została przeniesiona pod inny adres. W związku z recydywą w spóźnieniach miał dostać w Sejmie karę, może nawet naganę. Upiekło mu się, bo w czerwcu 2009 r. zdobył mandat europosła. – No cóż, uciekł nam do Brukseli – przyznawał szef Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich Jerzy Budnik z PO.

Do europarlamentu Kurski dostał się dzięki intensywnej kampanii w nietypowym dla niego okręgu w Olsztynie. W Brukseli szybko zaczął jednak słynąć z tego samego, co w Warszawie. Jako europoseł mizernie wypadał w rankingach aktywności, a w 2010 r. „Fakt" napisał nawet, że „ze swoimi nieobecnościami plasuje się w samym czubie niechlubnego rankingu unijnych obiboków". Z zarzutu o bycie „najbardziej leniwym posłem w Europie" Kurskiemu udało się wybronić po kilkuletnim procesie z gazetą. Gorzej Kurskiemu szło z tłumaczeniami w sprawie kolejnych ekscesów drogowych. W 2012 r. urzędnicy w europarlamencie zakwestionowali jego rozliczenie, z którego wynikało, że pokonał dystans 840 km do Brukseli w czasie 6 godzin i 17 minut. Ich zdaniem w tak krótkim czasie jest to niemożliwe. Wcześniej media przyłapały go, gdy zostawił auto na cztery dni na trawniku przed lotniskiem. „Super Express" doniósł, że pędząc bmw, za jednym zamachem popełnił osiem wykroczeń drogowych, a „Fakt" wyśledził, iż ma w swoim aucie nielegalny antyradar.

W tamtym czasie Kurski po odejściu z PiS angażował się w budowę Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, jednak nawet partyjni koledzy stracili do niego cierpliwość. – W 2013 r. podczas ważnych dla nas wyborów uzupełniających na Podkarpaciu Jacek pojawił się u Moniki Olejnik, która pokazała mu nagranie, jak parkuje na ścieżce rowerowej, a później jedzie nią, by włączyć się do ruchu – wspomina jeden z polityków Solidarnej Polski. – Byliśmy wściekli. Zupełnie obiektywnie stał się dla nas problemem wizerunkowym – dodaje.

W 2014 r. z powodu „wielokrotnie opisywanych przez media ekscesów drogowych" został wykluczony z Solidarnej Polski. Swojego podejścia do przepisów i procedur jednak nie zmodyfikował nawet po tym, gdy decyzją Jarosława Kaczyńskiego wrócił do politycznej gry. Jak ujawniliśmy w „Rzeczpospolitej", w 2016 r. przekroczył termin na złożenie dokumentów w konkursie na prezesa TVP. Wpadł do wydziału podawczego na kilka minut przed jego zamknięciem, jednak zamiast przekazać swoją ofertę, dopiero przystąpił do jej kompletowania. Ostatecznie złożył ją z około 20-minutowym poślizgiem. Ile dokładnie wynosił, można jedynie szacować, bo ktoś przestawił znacznik czasowy na taśmach z monitoringu. Spóźnienie mogło Kurskiego kosztować utratę szefostwa TVP. Jeden z konkurentów biorących udział w tym samym konkursie złożył zawiadomienie do prokuratury. Ta po wieloletnich perypetiach prawnych w końcu sprawę umorzyła.

Powrót marnotrawnego

Gdy w 2014 r. Kurski rozstawał się z europarlamentem, był więc politykiem o zasłużenie zszarganej reputacji. W dodatku w PiS miał opinię zdrajcy, bo odchodząc z partii w 2011 r., nie szczędził Jarosławowi Kaczyńskiemu gorzkich słów. – Batuta pomyliła się dyrygentowi z batem – ironizował. I dodawał, że w PiS czuł się jak „w kolonii karnej połączonej z przedszkolem".

Dlaczego więc Kaczyński po wygranych przez PiS wyborach w 2015 r. zdecydował się przyjąć syna marnotrawnego i powierzyć mu tak newralgiczny odcinek, jakim jest TVP? – Dla prezesa liczy się efekt, a Kurski jest wyjątkowo utalentowany, jeśli chodzi o znajomość mediów. Kaczyński szybko zapomniał o dotychczasowych grzeszkach – tłumaczy jeden z polityków PiS. I przypomina, że Kurski od lat nie krył aspiracji do zarządzania publicznym nadawcą, o czym zresztą dobrze wiedział Kaczyński. „Jacek chciałby być kimś arcyważnym. Kim konkretnie, tego nie wiem. Jest jedna funkcja, o którą u mnie zabiegał, bez wiary, że ją dostanie: prezesa TVP" – pisał o nim prezes PiS w wydanej w 2011 r. książce „Polska naszych marzeń".

Wybór Kurskiego na szefa TVP z punktu widzenia partii rządzącej okazał się być strzałem w dziesiątkę. Kierowana przez niego telewizja oceniana jest skrajnie różnie. Zwolennicy PiS twierdzą, że ich prezes wpuścił świeże powietrze na rynek zdominowany dotąd przez liberalno-lewicowych nadawców. – Kurski ma niezwykle rzadki dar odgadywania masowego gustu. Czuje, co się ludziom spodoba. Sylwestry TVP przyciągają rekordowe liczby widzów. Ale też telewizja za czasów Kurskiego emituje świetny Teatr Telewizji. Dlatego jako prezes TVP osiągnął sukces – ocenia Patrycja Kotecka, była wieloletnia dziennikarka, a obecnie członkini zarządu Link4 i prywatnie żona Zbigniewa Ziobry.

Juliusz Braun w telewizji Kurskiego dostrzega za to skrajną tendencyjność publicystyki i informacji. – Kiedyś użyłem określenia „pałkarska propaganda", co kosztowało mnie ponad dwa lata potyczek sądowych. Sąd powiedział jednak, że mam prawo do takiej oceny, więc jej nie zmieniam – mówi.

Nawet przeciwnicy Kurskiego oceniają go jako piekielnie skutecznego. – Jestem przekonany, że gdyby nie TVP, Andrzej Duda przegrałby wybory prezydenckie. Zadecydowało 400 tys. wyborców. To osoby, które nadmiernie nie interesują się polityką, ale łatwo je przyciągnąć hasłami populistycznymi. Bez telewizji nie udałoby się ich przestraszyć uchodźcami, Niemcami i LGBT – twierdzi Braun.

Skąd taka skuteczność u Kurskiego? Jeden z czołowych polityków PiS mówi nieoficjalnie „Plusowi Minusowi", że Kurski to nie tylko sprawny prezes TVP, ale przede wszystkim wyjątkowo utalentowany analityk. – Kaczyński nie ma w swoim otoczeniu zbyt wielu ludzi, którzy są w stanie przedstawić analizy na poziomie Jacka. Kurski potrafi precyzyjnie odczytać skutki bieżących wydarzeń, przedstawić warianty rozwoju wypadków i ułożyć do nich scenariusze działań – wyjaśnia. – Jak dzieje się coś małego, dzwoni do Kaczyńskiego, jak coś grubszego, do niego jedzie. Panowie są w niemal codziennym kontakcie. Zresztą są ze sobą na „ty" – dodaje.

O tym, że Kurski jest wybitne uzdolniony, mówi też Patrycja Kotecka. – Ma doskonałą pamięć do dat i miejsc. Np. potrafi z pamięci wyrecytować, co Tusk mówił w 2008 r. o danej sprawie. Ma też duże zdolności matematyczne. Od ręki policzy, ile jest 256 razy 575 – opowiada. – Mógłby osiągnąć sukces w wieku branżach. Byłby świetnym naukowcem, reżyserem, gdyby tylko został w tej branży, czy wykładowcą akademickim, a także wybitnym agentem służb specjalnych. Tutaj przydałaby się jego zdolność improwizacji. Dla Jacka nie ma rzeczy niemożliwych.

Jednak los od początku pchał Kurskiego w świat polityków i mediów. Zaczęło się już w liceum.

Niepokorny z Topolówki

Była to placówka nieprzypadkowa, bo Kurski ukończył III Liceum Ogólnokształcące im. Bohaterów Westerplatte w Gdańsku, zwane popularnie Topolówką. Od końca lat 70. było jednym z najprężniejszych ośrodków opozycji młodzieżowej w Trójmieście, a może nawet w całej Polsce. W dodatku, jak okazało się po latach, Kurski miał w liceum znaczący zestaw kolegów. Przyjaźnił się z Piotrem Semką, dziś znanym publicystą, i Wiesławem Walendziakiem, późniejszym prezesem TVP. W tym samym liceum był też jednak przede wszystkim jego brat Jarosław. Ten ostatni jest dziś wicenaczelnym „Gazety Wyborczej" stojącym po drugiej stronie barykady. Chłodne stosunki łączące dziś Jarosława i Jacka Kurskich często przywoływane są jako symbol głębokich podziałów w naszym kraju.

To, że bracia są zupełnie inni, widać już było zresztą w czasach Topolówki. – Pokoje mieli naprzeciwko siebie. U Jarka panowała nabożna atmosfera: stare zdjęcia, patriotyczne obrazy, szable. Z pokoju Jacka dochodził pisk dziewcząt, czasami z jakiegoś kąta wytoczyła się butelka po piwie – wspominał przed laty Wiesław Walendziak na łamach „Przekroju".

Różnice charakterologiczne między braćmi dostrzega też Aleksander Hall, minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, a w czasach PRL lider Ruchu Młodej Polski, w którym działał Jarosław Kurski. – Jarosław jest człowiekiem, który się trzyma zasad i gra fair, czego nie można powiedzieć o jego młodszym bracie. Od końca lat 80. w rożnych okolicznościach spotykałem Jacka Kurskiego, choć nigdy nie współpracowaliśmy. Dość szybko wyrobiłem sobie pogląd, że to człowiek na pewno zdolny, ale całkowicie bezwzględny – mówi „Plusowi Minusowi".

Z czasem bracia się poróżnili. Jednak w czasach Topolówki Jacek inspirował się jeszcze starszym Jarosławem, który szybciej wciągnął się w działalność opozycyjną. Jacek redagował „Biuletyn Informacyjny Topolówka" („BIT"), podziemne pismo, którego inspiratorem był Jarosław. Wciągnął się też do „Radiostacji Topolówka", zwanej też jako Radio BIT, najprawdopodobniej jedynej opozycyjnej szkolnej rozgłośni w Polsce. Nadawała z pracowni fizyki w czasie długich przerw, a uczniowie odsłuchiwali program na własnych odbiornikach w ubikacjach. Jacek pomógł w znalezieniu spikerki.

Po ukończeniu liceum studiował handel zagraniczny na Uniwersytecie Gdańskim i tak jak brat angażował się w dziennikarstwo. Jarosław publikował m.in. w „Biuletynie Informacyjnym Solidarności" i był korespondentem hiszpańskiej agencji prasowej EFE. Jacek zaś pisał m.in. do „Tygodnika Solidarność", był współpracownikiem agencji DPA i gdańskim korespondentem BBC. Od 1991 do 1994 r. pracował zaś w Telewizji Polskiej, gdzie współtworzył z Piotrem Semką m.in. legendarny program „Refleks". To w nim pokazali słynną scenę z Jerzym Urbanem, Moniką Olejnik i Adamem Michnikiem, którzy po zakończeniu programu radiowego wsiadają do jednego samochodu. – Od tego czasu u Michnika mam przechlapane. I ten odcinek był elementem wyroku salonu, jaki na nasz program zapadł. Wkrótce nas zawieszono i już na antenę nie wróciliśmy – opowiadał po latach Kurski.

Niedługo później opublikował z Semką książkę „Lewy czerwcowy" o kulisach odwołania rządu Jana Olszewskiego. W 1994 r. powstał zaś film na ten sam temat „Nocna zmiana", będący opus magnum Kurskiego-dziennikarza. Do dziś film budzi ogromne kontrowersje. Choćby dlatego, że przedstawia rzekomo tajną naradę dotyczącą odwołania premiera, podczas której widać obecność mediów. W czasie burzliwego odwołania rządu Olszewskiego w 1992 r. Kurski nie krył zresztą swoich sympatii politycznych. Był wówczas asystentem dyrektora Telewizyjnej Agencji Informacyjnej i w pewnym momencie zdecydował, że zawiezie premiera do telewizji, by nadać jego orędzie.

W tamtym czasie w życiu Kurskiego polityka przeważała już nad dziennikarstwem. W 1993 r. był szefem kampanii wyborczej Porozumienia Centrum, pierwszej partii Jarosława Kaczyńskiego. Tego ostatniego irytował tym, że klął jak szewc, i – jak wspominał Kaczyński – dopiero po latach pozbył się tego nawyku.

Mimo niezłej kampanii PC nie weszło do Sejmu, a Jacek Kurski przedwyborcze trudy przypłacił zdrowiem. Po wypadku samochodowym ze wstrząsem mózgu trafił do szpitala. Do polityki się nie zraził i zaczął długą wędrówkę po rozlicznych partiach. Kolejno był związany z Ruchem Odbudowy Polski, Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Narodowym, Akcją Wyborczą Solidarność i PiS. Zazwyczaj odchodził skłócony, z czasem zyskiwał też opinię speca od czarnego PR i ogólnie od kampanii wyborczych. To on stał za sukcesem Ligi Polskich Rodzin w wyborach do europarlamentu w 2004 r., która zdobyła drugi wynik w kraju.

Z LPR też odszedł po konflikcie. W 2004 r. ponownie był już w PiS i od razu został rzucony na kampanijny odcinek. W 2005 r. jako członek sztabu Lecha Kaczyńskiego powiedział w „Angorze": „poważne źródła na Pomorzu mówią, że dziadek Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu". Wypowiedź rozpaliła opinię publiczną, a kampania na kilka dni utknęła w okopach II wojny światowej. To, czy uderzenie „dziadkiem z Wehrmachtu", będące zresztą samowolką Kurskiego, przyczyniło się do zwycięstwa Lecha Kaczyńskiego, po dziś dzień jest przedmiotem sporu. Wiadomo za to, że Tusk był wściekły. Po zakończeniu telewizyjnej debaty w Polsacie powiedział do Lecha Kaczyńskiego: – Dlaczego ty trzymasz tego s...syna Kurskiego? – Może i jest s...synem, ale wolę go mieć po swojej stronie – odpowiedział przyszły prezydent.

Najtrudniejszy przeciwnik

Za maksymą swojego zmarłego brata zdaje się dziś podążać Jarosław Kaczyński, a Jacek Kurski jako prezes TVP wyrobił sobie opinię niezatapialnego. Zresztą Tomasz Sakiewicz z „Gazety Polskiej" powiedział kiedyś o nim, że „należy do tych, których można się trzymać w razie tonięcia okrętu, bo zawsze znajdzie tratwę, na której przeżyje". Trafność tego spostrzeżenia potwierdza historia nieudanych prób usunięcia Kurskiego z funkcji prezesa TVP. W sierpniu 2016 r. odwołała go Rada Mediów Narodowych, w której większość stanowią politycy PiS. Po kilku godzinach pod wpływem Jarosława Kaczyńskiego zmieniła jednak zdanie.

W marcu 2019 r. z inicjatywy prezydenta Andrzeja Dudy do zarządu TVP zostali powołani dwaj nowi członkowie, mający za zadanie przegłosowywać Kurskiego. Kilka dni później jeden z nich decyzją rady nadzorczej był już zawieszony. Rok później prezydent znów postanowił ograć prezesa TVP. I znów zrobił to nieudolnie. Ogłosił, że podpisze ustawę o 2 mld dla TVP pod warunkiem, że poleci głowa Kurskiego. I rzeczywiście, prezes został odwołany. Jednak kilka dni później został doradcą zarządu TVP, a cztery miesiące później znów siedział w fotelu szefa telewizji.

Z każdą próbą odwołania wydaje się zacieśniać jego relacja z Jarosławem Kaczyńskim. Jej najbardziej widocznym przykładem był ślub Jacka Kurskiego z Joanną Klimek w ubiegłym roku w Krakowie, którego datę specjalnie wybrano tak, by odpowiadała comiesięcznej wizycie prezesa PiS na Wawelu. W ślubie uczestniczyła partyjna wierchuszka, a groteskowe zdjęcia przedstawiające młodą parę, która idzie kilka kroków za Kaczyńskim, by złożyć kwiaty przy grobie zmarłego prezydenta, obiegły całą Polskę. Sama uroczystość wzbudziła ogromne kontrowersje, bo był to ślub kościelny dwójki rozwodników, którzy w szybkim trybie uzyskali w Kościele stwierdzenie nieważności ich dotychczasowych małżeństw. W pierwszym związku z poznaną w Topolówce Moniką Kurski doczekał się trójki dzieci.

Drugi ślub kościelny nawet niektórzy duchowni uznali za zgorszenie, ale Kurski podobno negatywnych opinii na swój temat nie bierze do siebie. – Wciela w życie senekowskie powiedzenie, że aby osiągnąć prawdziwe szczęście, trzeba być wolnym od opinii innych na swój temat. Jacek nie przejmuje się tym, co myślą o nim inni, ma gdzieś krytyków i idzie jak taran do celu – mówi Patrycja Kotecka.

Jej zdaniem Kurski „ma silną osobowość i należy do tych ludzi, którzy chcą zmieniać świat, a nie biernie się jemu przyglądać". – Gdybym miała go scharakteryzować jednym słowem, jedną cechą, byłaby to „odwaga". Jeżeli chodzi o telewizję, nawet jego oponenci przyznają, że jako prezes TVP jest najtrudniejszym przeciwnikiem na rynku medialnym. Ostatnio potwierdził mi to w prywatnej rozmowie jeden z członków zarządu TVN – dodaje.

W tej ostatniej dziedzinie raczej niewiele się zmieni. Zdaniem „Wprost" Kurski prosił Kaczyńskiego o powierzenie mu funkcji wicepremiera, ale ten mu odmówił. Juliusz Braun jest przekonany, że Kurski prezesem TVP zostanie na dłużej, niezależnie od tego, czy wejdzie w życie nowy podatek od reklam, czy nie. – Czemu miałaby służyć zmiana przy Woronicza? By w telewizji było podobnie, jak za Kurskiego, ale może z drobną korektą? Nikt w obozie władzy nie pójdzie na takie ryzyko – przekonuje.

Tu miał być Twój ulubiony program" – takie plansze emitowało w środę 10 lutego kilkadziesiąt kanałów telewizyjnych. Stacje radiowe puszczały zapętlone komunikaty, a portale internetowe ukryły swoje treści. Akcja „Media bez wyboru", będąca protestem przeciw rządowym planom nowego podatku od reklam, zjednoczyła branżę jak nigdy. Jednak nie włączyła się w to TVP. Wręcz przeciwnie, państwowy nadawca wykorzystał protest do ostrego ataku na komercyjną konkurencję. – Chciałbym powiedzieć z pewnym sarkazmem, że to, że niektóre media są wyłączone, to tylko lepiej dla Polski i Polaków, bo mają dostęp do wyłącznie rzetelnej informacji – perorował na antenie TVP Info dyżurny ekspert tej stacji Miłosz Manasterski. A z tzw. pasków można było się dowiedzieć, że „koncerny medialne nie chcą dzielić się z Polakami swoimi wielomilionowymi zyskami".

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą