Po latach starań kolejnych przewodniczących Parlamentu Europejskiego w Brukseli wiosną tego roku otwarto ekspozycję, która w założeniu autorów miała pokazać prowadzącą do zjednoczenia Europy historię naszego kontynentu. W Polsce wystawa wywołała ogromne kontrowersje, o których w „Rzeczpospolitej" pisało kilku autorów. Prof. Wojciech Roszkowski, który ujrzawszy, w jakim kierunku idzie projekt muzeum, zrezygnował z członkostwa w jego radzie nadzorczej, powiedział nam: – W historii naszego kontynentu należałoby podkreślić przede wszystkim jego korzenie, czyli filozofię grecką, prawo rzymskie, chrześcijaństwo czy rolę państw narodowych. A to muzeum ukazuje Kościół i religię jako problemy konieczne do przezwyciężenia. Tak samo traktuje ideę narodu, a przecież zjednoczona Europa to unia państw i narodów, z których każdy wnosi do niej jakieś dziedzictwo, wartości. Ale tego twórcy wystawy nie pokazują, za to uciekają w jakieś bezkształtne pseudowartości. We wrześniu wystawę szczegółowo opisała nasza brukselska korespondentka Anna Słojewska. Jej relacja nie spodobała się urzędnikom Parlamentu Europejskiego, któremu formalnie podlega Dom Historii Europejskiej. Ich stanowisko, które nazywają sprostowaniem, publikujemy w przekonaniu, że warto zapoznać polskiego czytelnika ze sposobem myślenia przedstawicieli unijnych instytucji o historii, wolności słowa oraz o wrażeniu, jakie powinna wywierać na zwiedzających wystawa. Anna Słojewska zaś po raz kolejny ją obejrzała i podtrzymuje swoje stanowisko.
Rzecznik europarlamentu Jaume Duch Guillot: Nie oddaliście treści wystawy
W ostatnich dniach w „Rzeczpospolitej" ukazała się seria artykułów z komentarzami na temat wystawy stałej Domu Historii Europejskiej, otwartego 6 maja bieżącego roku w Brukseli. Jednym z celów muzeum jest uczynienie z niego miejsca debaty nad historią Europy, dlatego też z zadowoleniem przyjmujemy głosy zainteresowania. Jednakże zarówno wyrazy krytyki, jak i uznania muszą być oparte na faktach. Z przykrością stwierdzamy, że zarzuty opublikowane w artykule Anny Słojewskiej „Dom Historii Europejskiej: Co najbardziej grozi Europie" z 5 września 2017 r. nie oddają w sposób właściwy treści wystawy stałej muzeum. Dlatego też prosimy o publikację naszego sprostowania.
Hasłem przewodnim artykułu jest twierdzenie, że ekspozycja odzwierciedla „zachodni", a nawet „niemiecki", sposób widzenia historii. Nie wchodząc w szczegóły osobistych zapatrywań Autorki, przypominamy, że zawartość i koncepcja wystawy zostały w całości przygotowane przez zespół historyków i specjalistów w dziedzinie muzealnictwa z wielu krajów Europy, doradzał im zaś międzynarodowy Komitet Naukowy. Zarówno na czele naszego Komitetu Akademickiego, jak zespołu przygotowującego wystawę stałą stoją osoby pochodzące z Europy Środkowej.
Dziennikarka „Rzeczpospolitej" krytykuje wystawę za niedostateczne uwzględnienie faktów z drugowojennej historii Europy Środkowej i Wschodniej. Tymczasem w części wystawy na temat II wojny światowej co najmniej 50 proc. materiałów ukazuje wydarzenia w tym regionie. Wśród wielu eksponatów wspomnijmy choćby o kopii notatki Ławrientija Berii do Józefa Stalina z 5 marca 1940 r. z propozycją zamordowania polskich jeńców wojennych czy oryginalnym notatniku i dyplomie z warszawskich tajnych kompletów, ukazanych jako przykłady oporu wobec okupacji niemieckiej.
Autorka twierdzi też, że wystawa pomija powojenne wydarzenia z historii Europy Środkowej i Wschodniej. To nieprawda. Informujemy nie tylko o dominacji Związku Radzieckiego, który siłą narzucił w krajach regionu reżim komunistyczny, ale także o oporze wobec tego systemu. W związku z tym na naszej wystawie znalazły się informacje i eksponaty na temat powstania węgierskiego w 1956 r., wydarzeń w Czechosłowacji w 1968 r., drugiego obiegu wydawniczego, strajków robotniczych, Solidarności, rozmów Okrągłego Stołu oraz wyborów w 1989 r. w Polsce, a nie tylko, jak wynika z tekstu artykułu, upadku muru berlińskiego.