Marzy mi się świat, w którym nie byłoby dzienników, miesięczników czy kwartalników; świat, w którym ukazywałyby się wyłącznie dekadniki. Raz na dekadę podsumowywano by w nich i oceniano wydarzenia minionych dziesięciu lat. Stalibyśmy się wtedy dużo gorzej poinformowani, ale chyba trochę mądrzejsi.
O „Hair" Milosza Formana mówi się zazwyczaj, że to jeden z najbardziej spóźnionych, najmniej trafiających w tempo filmów w całej historii kina. W gorącym 1968 r. musical z włosami w tytule zmieniał z wysokości Broadwayu postać tego świata. Był rozpisanym na kilkanaście wpadających w ucho piosenek hymnem ruchu hippisowskiego; rozbijał skorupę amerykańskiego mieszczaństwa. A kim wtedy był Forman? Mało znanym emigrantem ze śmiesznym akcentem, któremu rok 1968 kojarzył się raczej z czołgami Układu Warszawskiego niż LSD i wolną miłością. I ktoś taki miał przenosić na ekrany liturgię Kościoła kontrkultury?
Minęło dziesięć lat. Forman zgarnął kilka Oscarów za „Lot nad kukułczym gniazdem", a bunt dzieci kwiatów zwiądł i uschnął. Nakręcenie filmowej wersji „Hair" przestało być zaszczytem, którego nie był godzien czechosłowacki emigrant, zamiast tego stało się kaprysem uznanego reżysera. W 1979 r. Forman mógł pozwolić sobie na dużo więcej niż dekadę wcześniej. Większa część akcji jego filmu dzieje się jesienią i zimą, tak że patrząc na ubogie, kuse stroje hippisów, bardziej niż o buncie czy swobodzie, których miały być dowodem, myślimy: „Chłopie, włóż coś na siebie, zaraz się przeziębisz". W filmowym „Hair" niewiele jest już rewolucyjnego żaru. Zamiast tego ironia miesza się z nostalgią.
Ale pojawia się tam też mały, ledwie zauważalny wątek, którym Forman ukłuł mit pokolenia flower power naprawdę mocno. Nagle wśród roześmianej i dokazującej grupki hippisów nie wiadomo skąd pojawia się kilkuletnie dziecko jednego z nich.
Skąd? Jak? Przecież zgodnie z logiką tamtej rewolucji nie miało prawa się tam znaleźć. To przecież epoka nie tylko wolnej, ale też bezpiecznej miłości. Czy tabletka antykoncepcyjna zawiodła? A nawet jeśli, ten problem można było rozwiązać inaczej. Wiadomo jak.