Kardynał Konrad Krajewski: Czy Polak znów może zostać papieżem?

Nominacje kardynalskie Franciszka „poszerzają widoczność" Kościoła. Purpurę otrzymują hierarchowie pracujący w takich miejscach, na jakie nikt nie chce spojrzeć, lub o których syty Zachód chce jak najszybciej zapomnieć. To wizja Kościoła niewygodnego dla świata.

Publikacja: 01.06.2018 10:00

Kardynał Konrad Krajewski: Czy Polak znów może zostać papieżem?

Foto: Polaris/EAST NEWS

Jak co roku, po jednej z majowych modlitw „Regina Coeli" Papież ogłasza światu nowe nominacje kardynalskie. Podobnie jak w zeszłym roku, kiedy wśród nominatów pojawiło się kilka nieznanych nazwisk, tegoroczne kapelusze wywołały zaskoczenie.

Dla Polski miłą niespodzianką jest kapelusz kardynalski dla abp. Konrada Krajewskiego, jednego z najbliższych współpracowników Franciszka. Po tej nominacji Polak będzie najmłodszym kardynałem w kolegium. Pochodzący z Łodzi ks. Konrad został wysłany do Rzymu na studia liturgiczne, które ukończył wpierw licencjatem w renomowanym benedyktyńskim instytucie liturgicznym Anselmianum, a następie doktoratem na uniwersytecie Angelicum. Po powrocie do Polski pracował jako prefekt i bibliotekarz seminarium duchownego w Łodzi oraz liturgista abp. Ziółka.

W 1997 roku podczas pielgrzymki Jana Pawła II pełnił funkcję ceremoniarza, po czym został sprowadzony do Rzymu, gdzie rozpoczął pracę w Urzędzie Papieskich Celebracji Liturgicznych. Po śmierci Jana Pawła II kontynuacja tego zadania u liturgicznie wymagającego Benedykta XVI musiała wiązać się z dużym zaufaniem papieża do polskiego księdza. Franciszek zatrzymał go u swojego boku, jednak zmienił jego rolę, dokonując przy tym radykalnej zmiany w życiu ks. Konrada. Poprzez mianowanie dawnego liturgisty swoim jałmużnikiem wskazał mu zupełnie nowe zadanie, które na pierwszy rzut oka nie miało wiele wspólnego z tematyką liturgiczną, a jednak ks. Konrad szybko się w nim odnalazł.

Przebudzić Kościół

Franciszkowi mogło zależeć na połączeniu charyzmatu liturgicznego ze służbą ubogim. W końcu w Kościele liturgia ma być częścią obecności chrześcijan w świecie. Św. Augustyn pisał „jesteście tym, co spożywacie, gdyż tajemnica wasza znajduje się na ołtarzu", nie byłoby zatem zaangażowania papieskiego jałmużnika na rzecz ubogich bez jego wcześniejszego zakorzenienia w liturgii. Zresztą zaangażowanie to szybko zaczęło być widoczne, bo kardynał nominat należy do grupy księży bezpośrednio pracujących z papieżem. Stał się w ten sposób głównym wykonawcą papieskiego przesłania o budowaniu Kościoła ubogiego.

W wywiadzie udzielonym red. Brygidzie Grysiak abp Krajewski opisuje świat ubogich jako serce Kościoła. Nie zapomina też o Polsce, jest obecny w życiu Kościoła, odwiedził m.in. spotkanie młodych na Lednicy. W sieci można znaleźć zdjęcie z 2014 r. jak klęcząc, spowiada się Janowi Górze. Co roku odbywa pielgrzymkę z Łodzi do Częstochowy, jak powiedział Brygidzie Grysiak, by wzmocnić się do pracy w Rzymie. Cechuje go naturalność i dostępność, po nominacji wielu ludzi dzieliło się wrażeniami ze spotkania z kardynałem nominatem.

Przyjmując funkcję jałmużnika, arcybiskup zdał sobie sprawę z powagi koncepcji Kościoła ubogiego papieża Franciszka: ignorowania ludzi śpiących i głodnych pod watykańskimi kościołami, w epoce dobrobytu jest dla Kościoła skandalem, ale także jest obrazem problemu ubogich w wymiarze powszechnym Kościoła. Narracja o opływającym w dostatku społeczeństwie wysokich technologii i dobrobytu kontrastuje z niemożnością dostarczenia podstawowych do życia dóbr dla niemalże miliarda ludzi na Ziemi. Kościół ma obowiązek przypominać tych ludzi, szczególnie że często stają się oni wstydliwie niewygodni. Dlatego praca z ubogimi nie ma na celu jedynie służby potrzebującym pod Watykanem, ale także ma być impulsem do globalnego przebudzenia Kościoła w tej materii.

Kardynał nominat łamie schematy i osobiście jest zaangażowany w dostarczanie posiłków. Rozmawia z potrzebującymi, często znajdującymi się w sytuacji beznadziejnej. W miejscu dawnego urzędu pocztowego Watykanu zbudował natryski dla bezdomnych oraz miejsce, gdzie można jadać z nimi obiady. Sam wielokrotnie przyznaje, że istotą Kościoła – niczym w Eucharystii – jest dzielenie się z innymi, szczególnie z ubogimi. I rzeczywiście, nie sposób odczytać współczesnego ideału ubóstwa świętego Franciszka z Asyżu, bez tych konkretnych działań, będących impulsem dla całego katolickiego świata.

Purpurat frontowy

Choć ta kwestia może wydawać się w obecnych warunkach fantastyką, to może warto rozważyć, czy kardynał Krajewski ma szansę stać się jednym z papabile, następców papieża? Mając na uwadze wszystkie zastrzeżenia z tym związane, łącznie ze skromnością samego nominowanego, który tego typu kwestie pewnie by wyśmiał (podobnie jak kazał płacić po 5 euro za mówienie do siebie per ekscelencjo), warto zwrócić uwagę, że nie ma w gronie kardynałów nikogo, kto by w tak jednoznaczny sposób potrafił wypełnić dziełem hasło „Kościół papieża Franciszka". Nie chodzi tu jedynie o dosłowne rozumienie tego zadania, lecz także osobiste zaangażowanie. Znamienne są pierwsze słowa kardynała nominata po usłyszeniu decyzji papieża, że tytuł ten oddany zostaje Kościołowi ubogich, nie jemu samemu.

Formalnie Konrad Krajewski, mając funkcję jałmużnika papieskiego, kieruje Urzędem Dobroczynności w Watykanie obsługującym wydawanie tzw. błogosławieństw papieskich. Funkcja ta została wymieniona już w XIII-wiecznej bulli Innocentego III, jednakże nowoczesną postać tego urzędu ustanawia w XIX wieku Leon XIII. Służyło ono do finansowania papieskich dzieł miłosierdzia, poprzez wydawanie na pergaminowym papierze papieskiego błogosławieństwa. Jego koszt obejmuje również ofiarę, która zostaje przeznaczona na dzieła miłosierdzia.

Jałmużnik papieski zdobywa także środki na swoją działalność. W internecie krąży opowieść o podrzuconej walizce z pieniędzmi, które ks. Konrad wahał się przyjąć, mając pewność ich przestępczego pochodzenia. Papież nazwał je „pieniędzmi nawróconymi" i kazał wykorzystać.

Papież Franciszek nadał temu urzędowi zupełnie nową funkcję, ma on nie tyle wspierać ubogich, ile docierać do miejsc, gdzie pomoc jest konieczna. To dlatego abp. Krajewskiego można spotkać poza Watykanem, np. w miejscach, gdzie wydarzyły się kataklizmy. Codziennie rano pod biurem urzędu papieskiego ustawiają się dwie kolejki. Pierwsza po odbiór błogosławieństw, druga ludzi proszących o pomoc. Arcybiskup zapowiada, że po otrzymaniu kardynalskiej nominacji nic w jego życiu się nie zmieni, będzie to zatem „purpurat frontowy", jadający posiłki z bezdomnymi i załatwiający podstawowe, codzienne sprawy. Trudno nie zauważyć zmiany, która przyszła wraz z Franciszkiem. Pomoc innym nie jest już dodatkiem do pracy Kościoła, lecz staje się elementem wspólnoty eklezjalnej, z której nikogo się nie wyklucza. Jeśli Franciszek jest twarzą tej zmiany, to kard. Krajewski jest jej ręką.

Poszerzanie widoczności

Poza polskim kardynałem nominatem również i inne nominacje są bardzo ciekawe. Podobnie jak i w poprzednich latach trafią do Kościoła peryferii. Można postawić hipotezę, że nominacje kardynalskie Franciszka „poszerzają widoczność" Kościoła. Purpurę otrzymują hierarchowie pracujący w takich miejscach, na jakie nikt nie chce spojrzeć lub o których syty Zachód chce jak najszybciej zapomnieć. To wizja Kościoła niewygodnego dla świata. W taki sposób należy odczytać nominację dla Louisa Sako z Bagdadu, chaldejskiego patriarchy Babilonu, czy Josepha Couttsa, arcybiskupa Karaczi. Sytuacja chrześcijan w Pakistanie jest niekorzystna, w państwie tym bywają oni prześladowani. Podobne trudności przeżywają również chrześcijanie w Iraku, a pomimo relacji mediów, świadomość tych problemów u katolików mieszkających w bezpiecznych miejscach świata bynajmniej nie jest wysoka. Posyłając kapelusz kardynalski w takie zakątki świata, papież daje czytelny sygnał pamięci o Kościele prześladowanym, daje także większą siłę przebicia tamtejszym hierarchom, a także, w wymiarze politycznym, lepsze umocowanie. Wśród nominatów jest również abp. Desire Tsarahazana z Toamasina na Madagaskarze. Od śmierci w 2010 r. mianowanego przez Jana Pawła II w 1994 roku kard. Armanda Razafindrantandry przez 8 lat wyspa ta nie miała swego purpurata.

Geografia nominacji kardynalskich obecnego papieża nie jest przewidywalna, poszerza ona jednak rozumienie franciszkowego Kościoła peryferii. Peryferie to nie tylko zmagające się ze skrajnym ubóstwem, niedorozwojem czy konfliktami religijnymi wspólnoty w Afryce czy ubogiej Ameryce Południowej, ale także niektóre regiony Starego Kontynentu. W taki sposób należałoby odczytywać nominację dla Giuseppe Petrocchiego, biskupa włoskiego miasta L'Aquila, które po tragedii trzęsienia ziemi w 2009 roku nie podniosło się z upadku po dziś. Dramat tysięcy ludzi, którzy utracili wszystko w wyniku kataklizmu, szybko został zapomniany. Nominacja kardynalska wskazuje, że Kościół jest potrzebny przede wszystkim w takich miejscach.

Istotnym sygnałem teologicznym jest purpura dla biskupa portugalskiej diecezji Leiria-Fatima, arcybiskupa Pedra Barreto. W kontekście zeszłorocznego 100-lecia objawień fatimskich papież podkreśla tym gestem znaczenie kultu maryjnego, a przede wszystkim aktualności modlitwy za pokój, jaki nieustannie wypływa z Fatimy.

Schyłek automatycznych nominacji

Choć kapelusze kardynalskie przypadły także i Europejczykom, to jednak Franciszek jest bardzo powściągliwy w przyznawaniu ich przedstawicielom diecezji Świata Zachodu, także i Italii. Bezsprzecznie system nominacji Franciszka różni się od tego, jaki stosowali jego poprzednicy. Nominacje przestały być traktowane jako nagrody lub tytuły automatycznie powiązane z objęciem konkretnego urzędu. Papież wybiera do grona kardynałów przede wszystkim tych hierarchów, którzy dynamicznie działają w swoich środowiskach. Przykładem może być brak kapelusza dla arcybiskupa starożytnej ambrozjańskiej diecezji Mediolanu. Nominowany na metropolitę tego miasta w 2017 roku Mario Delpini będzie musiał na tytuł kardynała jeszcze poczekać. Nie inaczej jest z patriarchą Wenecji, bp. Francesco Moraglią, który choć zgodnie z tradycją ma prawo do noszenia purpurowej szaty kardynalskiej, to jednak kardynałem nie jest.

Jak co roku kapelusze otrzymali również rzymscy kurialiści, przede wszystkim prefekt Kongregacji Doktryny Wiary, jezuita profesor rzymskiej gregoriany, Hiszpan, abp. Luis Ladaria Ferrer SJ, wikariusz generalny Rzymu, czyli podejmujący w imieniu papieża decyzje na terenie diecezji rzymskiej abp. Angelo de Donatis'a, oraz abp. Giovanni Angelo Becciu, dyplomata pełniący funkcję substytuta w Sekretariacie Stanu.

Warto zauważyć, że papież jezuita nominował dwóch członków zakonu, wspomnianego już abp. Ladarię Ferrera oraz metropolitę peruwiańskiego Huancayo, abp. Pedro Jimeno SJ. Poza nimi w Kościele jest jeszcze dwóch innych kardynałów jezuitów: emerytowany arcybiskup Dżakarty kard. Julius Darmaatmadja SJ oraz wybitny biblista i kaznodzieja papieski już 94-letni kard. Albert Vanhoy SJ.

Nie podano, czy ktokolwiek został mianowany kardynałem in pectore, czyli w tajemnicy z uwagi na trudną sytuację w danym Kościele lokalnym. Można przypuszczać, że brak tej informacji wskazuje, że taka nominacja nie nastąpiła.

Papież Franciszek nie przejmuje się również zwyczajem stałej liczby purpuratów, wyraźnie dąży do tego, by przyszłe kolegium kardynalskie reprezentowało cały Kościół, a nie formalną ilość uczestników kolegium. W dniu nominacji w całym Kościele będzie 227 kardynałów, w tym 125 kardynałów elektorów. W tej liczbie 20 wykreowanych przez Jana Pawła II, 46 przez Benedykta XVI oraz już 59 przez Franciszka. Trudno poważnie traktować sugestie komentatorów wygłaszane po kazaniu w Domu Świętej Marty, z którego miałoby wynikać, że papież myśli o odejściu. Przeciwnie, nie widać, by opuszczała go energia czy duszpasterska determinacja. Być może Papież, zdając sobie sprawę z trudności reform kurii rzymskiej, wybrał inną drogę, poprzez duszpasterską zmianę w kolegium kardynałów oraz jego większe umiędzynarodowienie.

Być może będzie nas czekać jeszcze inne zaskoczenie. Funkcja kardynała może trafić w ręce osoby świeckiej. Ostatnią taką nominację Paweł VI chciał nadać francuskiemu filozofowi Jaques'owi Maritainowi, ten jednak odmówił. Paweł VI bliski jest Franciszkowi, który wynosząc go na ołtarze, czerpie inspiracje z jego pontyfikatu. Niezależnie od tego, kiedy odbędzie się kolejne konklawe, jedno jest pewne, dzięki papieżowi Franciszkowi w wyborze kolejnego papieża będą mieli udział przedstawiciele całego katolickiego świata.

Autor jest adiunktem w Instytucie Kulturoznawstwa UAM w Poznaniu

korespondentem mediów anglojęzycznych

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Jak co roku, po jednej z majowych modlitw „Regina Coeli" Papież ogłasza światu nowe nominacje kardynalskie. Podobnie jak w zeszłym roku, kiedy wśród nominatów pojawiło się kilka nieznanych nazwisk, tegoroczne kapelusze wywołały zaskoczenie.

Dla Polski miłą niespodzianką jest kapelusz kardynalski dla abp. Konrada Krajewskiego, jednego z najbliższych współpracowników Franciszka. Po tej nominacji Polak będzie najmłodszym kardynałem w kolegium. Pochodzący z Łodzi ks. Konrad został wysłany do Rzymu na studia liturgiczne, które ukończył wpierw licencjatem w renomowanym benedyktyńskim instytucie liturgicznym Anselmianum, a następie doktoratem na uniwersytecie Angelicum. Po powrocie do Polski pracował jako prefekt i bibliotekarz seminarium duchownego w Łodzi oraz liturgista abp. Ziółka.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Zanim nadeszło Zmartwychwstanie
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie