Moi angielscy przyjaciele wzięli mnie na imprezę. Towarzystwo podobne do nich – młoda, wykształcona klasa średnia, ktoś, jak John, był anglikańskim księdzem, ktoś, jak Susie, lekarzem, inni równie uprzejmi, dość zamożni, ale bez szaleństw.
Media żyły nadchodzącymi czwartkowymi wyborami parlamentarnymi. Czy laburzyści pod wodzą Blaira utrzymają przewagę? A może, po czteroletniej przerwie, wrócą konserwatyści? Kto gdzie stracił, kto zyskał, ile uszczkną libdemy? Obserwowanie brytyjskiej kampanii pochłaniało i mnie. Wpadam więc z rozpaloną głową na imprezę i przeżywam szok. Nikt nie rozmawia o polityce, dosłownie nikt! Ktoś o pracy, ktoś o dzieciach, ktoś chwali się wakacyjnymi planami, inny narzeka, że dalej niż do swego cottage nie pojedzie, bo ledwo kupili i trzeba remontować, no i dla rodziców, których powinni wziąć ze sobą, tak będzie wygodniej. Jak to, świat oddech wstrzymuje, a oni o chacie na wsi?!
Grzeczni ci ludzie zorientowali się szybko, że mnie, dziennikarza od polityki, wybory i owszem, interesują, więc nasza grupka – na tarasowej sofie – wszczęła zdawkową rozmowę. Szybko ustaliłem, że niemal wszyscy, podobnie jak John i Susie, to przekonani laburzyści. Niemal, bo jeden oryginał zawsze głosował na niezależnych, no i był jeszcze Colin z żoną. „Colin, a ty jak zawsze?" „Tak, tak, zawsze na torysów". – śmieje się Colin, uśmiechają znajomi. Ot, jedni lubią pizzę z rukolą, inni bez tego świństwa, ale świat się od tego nie zawali, nie ma co robić awantur.
„Judasz, zdrajca, symetrysta!", tych trzech z nich, zaś najgorszy jest ten ostatni
Wracałem później podczas rozmów z Johnem do tego przyjęcia. To nic niezwykłego, tłumaczył, przecież to tylko wybory. Colin zawsze głosuje na konserwatystów, takie ma poglądy, ale przecież nie dlatego się spotykamy. Kiwał głową, że rozumie, iż w Polsce ludzie są bardziej podzieleni (a były to niewinne lata przed PO–PiS-em), ale przecież nie mógł tego rozumieć. Uczciwie powiedziawszy, sam tego nie mogę pojąć, ale tęsknię do tamtego nierealnego świata. Moi rodzice – co podkreślam z dumą – przeżyli ze sobą ponad pół wieku. Mama, jak przystało na inteligentkę, głosowała na Unię Demokratyczną. Tata, jak przystało na inteligenta, również. To w 2005 roku ich polityczne drogi się rozjechały, bo mama pożeglowała ku PiS, ojciec wybrał Platformę i tak trwają. Owszem, czasem się kłócą, ale nie o politykę, są przecież znacznie ważniejsze sprawy, jak źle odłożone grabie czy cieknący kran.