Sytuacja powtórzyła się po wybuchu międzynarodowego skandalu podsłuchowego związanego z oprogramowaniem szpiegowskim Pegasus, który stał się wodą na młyn dla opozycji. W odpowiedzi premier Orbán, raz jeszcze stosując sprawdzoną zasadę, mówiącą, że najlepszą obroną jest atak, 21 lipca niespodziewanie wystąpił z propozycją pięciopunktowego narodowego referendum wokół edukacji seksualnej dzieci, mimo że do węgierskich domów trafiły już pytania na ten temat w ramach wcześniej zarządzonych „narodowych konsultacji". W odpowiedzi jeszcze tego samego dnia dwie partie opozycyjne zaapelowały o bojkot tego referendum, natomiast mer Budapesztu, związany z opozycją Gergely Karácsony, wystąpił z propozycją przeprowadzenia innego referendum – w trzech kwestiach: głośnego niedawno planu budowy filii chińskiego Uniwersytetu Fudan, rządowych koncesji na autostrady oraz darmowych testów na szczepionki, bo te chińskie, zastosowane na Węgrzech – jak się okazuje – nie do końca działają. Wszystkie te kwestie są drażliwe dla premiera i rządu.
Poprzednie wybory w 2018 r. Viktor Orbán, zawsze dobry w ataku, wygrał, uderzając w liberalnego, a nawet kosmopolitycznego George'a Sorosa oraz strasząc lud migrantami. Teraz rysuje kolejny front „walki z Brukselą" na następną kampanię: obrona suwerennego państwa, a przede wszystkim rodziny, rozumianej wyłącznie jako związek mężczyzny i kobiety (kolejność też ważna!).
Ta metoda Orbána jest sprawdzona i dobrze znana: należy wskazać przeciwników i wrogów, a następnie rozgniatać ich w mediach i na billboardach. Lud bowiem uwielbia igrzyska. Od lat już trwa podnoszenie do mitycznych rozmiarów brukselskich biurokratów, porównywanych do „komunistycznych zombie", którzy chcą Węgry skolonizować i podporządkować. A ta ekipa doszła przecież kiedyś do władzy nie tylko na mocy „rewolucji przy wyborczych urnach", ale też pod hasłami prowadzonej przez lata „walki o wolność" (szabadságharc), tak naprawdę nieprzerwanej do dziś.
Tyle tylko, że sprawy się nieco skomplikowały, szczególnie w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi. Wzajemne relacje były doskonałe za prezydentury Donalda Trumpa, lecz teraz nie ma nawet na horyzoncie amerykańskiego ambasadora. Natomiast szef dyplomacji USA, Antony Blinken, choć wychował się w Paryżu i przepięknie mówi po francusku, to jednak urodził się z węgierskiej matki, a Węgierką też była jego macocha, a ojciec to jeden z pierwszych amerykańskich ambasadorów na Węgrzech po demokratycznej zmianie. Przed kimś takim trudno coś ukryć, a demokraci już za prezydentury Obamy nie chcieli przyjmować Orbána na amerykańskich salonach.
Jeszcze gorzej jest z tą mityczną już Brukselą. Najpopularniejszy plakat z nowej serii pyta: „Czy denerwuje was Bruksela?". Równolegle wszyscy Węgrzy właśnie otrzymali do swoich domów kolejny, tym razem złożony aż z 14 pytań, kwestionariusz, gdzie mają się wypowiedzieć m.in. na temat rodziny i wychowywania dzieci. Ta kwestia stała się kolejnym frontem walki Węgier z Unią Europejską, naturalnie – za podszeptem propagandy na sznurku Sorosa, finansowanej za jego pieniądze. Co ciekawe, w trakcie poprzedniej kampanii pod hasłem „Stop Soros" przedstawiano podobizny najważniejszych opozycjonistów w kraju jako marionetek sterowanych nitkami przez tego miliardera.
Teraz Sorosa i jego Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego na Węgrzech już nie ma (zostały jeszcze niektóre budynki z logo), ale on sam wraca na sponsorowanych przez rząd plakatach jako wróg publiczny, podobnie jak były premier Gyurcsány. A to dlatego, że jeśli ten pierwszy może finansować Brukselę, to tym bardziej węgierską opozycję, która w grudniu 2020 roku wreszcie poszła po rozum do głowy, wyciągając wnioski z przygotowanej przez Fidesz ordynacji wyborczej i się zjednoczyła. Prawybory, które wyłonią kontrkandydata dla Viktora Orbána w przyszłorocznych wyborach, jeszcze przed nami, ale najważniejsi liderzy z tych sześciu partii to mer Budapesztu Gergely Karácsony oraz małżonka Gyurcsánya, Klára Dobrev, na tyle wygodna dla rządowej propagandy, że jest wnuczką członka Biura Politycznego epoki komunisty Jánosa Kádára, bo oczywiście będzie można rozegrać ten wątek w kampanii. Dlatego największe szanse, by stać się liderem zjednoczonej opozycji, daje się merowi stolicy.