W każdej wypowiedzi, którą słyszałem, podkreślał, że nie zamierza kandydować. Z naszej ostatniej rozmowy wynika, że chce kilka miesięcy poczekać i rozejrzeć się.
[b]Co, jeśli rozejrzy się i uzna, że tylko on jest w stanie powstrzymać Kaczyńskiego? Nie boi się pan tego?[/b]
Niczego się nie boję. Wiem, że są różne sposoby na powstrzymywanie Lecha Kaczyńskiego, ale nie wiem, co zrobi Włodzimierz Cimoszewicz. Wszystko jest możliwe, ja swoje zadanie wykonam.
[b]Afera hazardowa zatopi PO?[/b]
Nie. Gdyby nie było wcześniej sprawy Rywina, to ta odniosłaby piorunujący skutek, ale dziś ludzie są już nieco znieczuleni na takie rewelacje. To już nie robi takiego wrażenia. Także dziennikarze już nie tacy – teraz są łagodni, chłodno komentujący, krytykujący kulturalnie, a nie tropiący, skaczący do gardła jak wtedy. No i nie można zapomnieć o gigantycznej kampanii skompromitowania komisji śledczej, którą prowadzi PO. Największą katastrofą dla komisji jest jej przewodniczący Mirosław Sekuła. Jeśli on był taki w NIK, to strach się bać.
[b]Pan jest bardzo specyficzną opozycją, bo jeszcze bardziej niż PO krytykuje pan PiS.[/b]
Z oczywistego powodu. Otóż część wyborców Platformy to elektorat lewicy, który trafił tam, żeby odsunąć PiS od władzy i my musimy im pokazać naszą twardą opozycyjność wobec PiS. Wobec PO też powinniśmy być w opozycji, ale jednocześnie powinniśmy prezentować alternatywę po to, by ludzie lewicy, którzy udzielili Tuskowi poparcia, mogli wrócić do nas.
[b]Młodzi działacze SLD twierdzą, że wy, starsi, macie wobec PO kompleksy i szukacie tam legitymizacji.[/b]
Nazwiska proszę! Nie ma? To ja panu mówię, że nikt nie szuka legitymizacji ani historycznego kompromisu, bo on nastąpił w 1997 roku, kiedy uchwalaliśmy razem konstytucję.
[b]Porozmawiajmy o panu. Jest pan absolwentem…[/b]
… Technikum Elektronicznego przy firmie Elwro we Wrocławiu.
[b]To pan komputer Odra własnymi rękoma…[/b]
Oglądaliśmy (śmiech).
Specjalizacja mojej klasy to automatyka przemysłowa.
[b]Potrafi pan coś w domu naprawić jako elektronik?[/b]
Zdarzyło mi się, nauczyliśmy się sztuki lutowania, pracowaliśmy podczas warsztatów przy obrabiarkach.
[b]Jerzy Szmajdziński – człowiek, który potrafi i przylutować, i obrobić.[/b]
(śmiech) Proszę o następne pytanie.
[b]Właściwie dlaczego zapisał się pan do ZMS?[/b]
Wie pan, te pierwsze decyzje mają zwykle podłoże koleżeńskie, przyjacielskie, a w ZMS byli fajni, aktywni ludzie. Byłem w klasie maturalnej, każdy wtedy poszukuje, stąd moja ZMS-owska przynależność.
[b]Nie pomogła panu?[/b]
Ja chodziłem do klasy najlepszej w piłkę ręczną, trenowałem piłkę nożną w Pafawagu i w Chorzowie graliśmy półfinał mistrzostw Polski juniorów z Wisłą, w której wtedy występowali Kmiecik, Kapka, Szymanowski…
[b]Strasznie się pan rozkręcił przy tym sporcie.[/b]
Bo sport i kultura to moje prawdziwe pasje.
[b]Ale nie poświęcił się pan im, tylko zaczął karierę aktywisty.[/b]
Byłem szefem klubu studenckiego Simpleks, jednego z najlepszych we Wrocławiu. Sprowadzaliśmy Pietrzaka, Laskowika, Salon Niezależnych, urządzaliśmy różne imprezy. Rzeczywiście na studiach nie dało się już pogodzić nauki i piłki nożnej, ale jeszcze byłem kierownikiem zespołu koszykarskiego przez cztery lata.
[b]Zawsze w aktywie.[/b]
Zawsze w kolektywie.
[b]Z kolektywu trafił pan do aparatu.[/b]
Na uczelni przeżyłem integrację ruchu studenckiego.
W 1973 roku powstał Socjalistyczny Związek Studentów Polskich, w którym kontynuowałem działalność, zostałem nawet szefem rady uczelnianej. Po studiach dostałem skierowanie do żeglugi na Odrze, ale nie skorzystałem, bo w 1975 roku zostałem sekretarzem zarządu wojewódzkiego SZSP i poszedłem tam do pracy, ale nie chciałem zostać w getcie studenckim i przeniosłem się do Federacji Socjalistycznych Związków Młodzieży.
[b]Organizacje młodzieżowe to była potęga. [/b]
Miały fundusze, swoje biura podróży Juwentur i Almatur, organizowały szkolenia, obozy, praktyki studenckie, można było wyjechać na Zachód na kilka miesięcy. Prowadziliśmy liczne kluby studenckie.
[b]Rozumiem, że to było kuszące, ale w ogóle pomija pan wybór ideowy.[/b]
Oczywiście, że towarzyszył temu taki wybór. Na studiach, w 1973 roku wstąpiłem do partii.
[b]Jakie pan miał poglądy?[/b]
Generalnie były związane z tamtym ustrojem i porządkiem, jaki był. Ale można było być w tej partii i nie aprobować wszystkiego, co ona robi. Ja zaliczam się do jej nurtu reformatorskiego.
[b]„Solidarność” sekowała działaczy partyjnych i dopiero interwencja wojska położyła temu kres?[/b]
To jakiś cytat?
[b]Tak, z pana, działacza nurtu reformatorskiego. Mam jeszcze bardziej smakowite.[/b]
Możliwe, że to powiedziałem. Stan wojenny pozostaje kontrowersyjny w opinii publicznej, a ja należę do tej części, która uważa go za mniejsze zło.
[b]Bo uratował kraj przed oszalałą „Solidarnością”?[/b]
Żałuję tylko, że na porozumienie trzeba było tak długo czekać, bo od 1985 roku, odkąd w Moskwie rządy objął Gorbaczow, nie było już groźby interwencji i trzeba było Okrągły Stół urządzić wtedy.
[b]Wtedy nie wychylał się pan z takimi tezami, ale zostawmy to. Mówi pan o sobie jako o człowieku lewicy, ale lewica powinna zawsze być po stronie bitych, a nie bijących. Pańskie lewicowe serce nie krwawiło w latach 80. na widok prześladowanych ludzi?[/b]
Posługuje się pan strasznymi schematami.
[b]To niech mi pan bez schematu wyjaśni, co wtedy czuł człowiek lewicy.[/b]
Oczywiście, nie było mi z tym dobrze. Pan też pewnie czuje dziś dyskomfort, widząc bitych przez policję stoczniowców.
[b]Dzisiejsza policja jak ZOMO? Ciekawa teza.[/b]
Wie pan, wszystkie nasze życiorysy: mój, Kwaśniewskiego, Millera takie są. Nie chcę przed panem robić za kombatanta, ale mógłbym w archiwum znaleźć nasze wystąpienia o uwolnienie aresztowanych młodych ludzi. Trudno, jest taki obraz i niech już pozostanie, ale było niemało ludzi, którzy chcieli zmieniać tamtą rzeczywistość, nie wywracając państwa.
[b]Korzystając z tej rzeczywistości pełnymi garściami. [/b]
Gdyby było tak jak pan mówi, to nie przeszedłbym demokratycznej weryfikacji w 1991 roku, a ja z czwartego miejsca wszedłem do pierwszego w pełni wolnego Sejmu. A nie startowałem z rodzinnego Wrocławia, tylko z Jeleniej Góry, Legnicy – dużego, trudnego okręgu.
[b]To nie zmienia faktu, że w latach 80. nie wiódł pan normalnego życia trzydziestolatka, nie miał pan kłopotów z mieszkaniem.[/b]
Przez jakiś czas mieszkałem w hotelu.
[b]Krzysztof Janik wiele mi opowiadał o aktywistach młodzieżowych z hotelu Grand i o tamtejszym życiu towarzyskim.[/b]
Janik to znany gawędziarz. Wtedy musiałem oddać spółdzielcze mieszkanie we Wrocławiu, by dostać spółdzielcze mieszkanie w Warszawie.
[b]I każdy tak mógł? Przewodniczący ZSMP, członek KC, poseł żył jak przeciętny Polak?[/b]
Niech pan sobie wyobrazi, że tak.
[b]Rzeczywiście jest pan dowcipny. [/b]
Nie robiłem zakupów w sklepie za żółtymi firankami, nie miałem innych przywilejów o jakich pan myśli.
[b]A wątpliwości, czy dobrze zrobił, wstępując do PZPR pan miał?[/b]
Oczywiście, że miałem i w 1976 roku, i w 1980, w czasie strajków sierpniowych, i w stanie wojennym. Miałem poczucie, że ta Polska z wiodącą rolą PZPR się kończy. Wiele razy rozmawiałem o tym jako przewodniczący ZSMP z Mieczysławem Rakowskim, także w tym gabinecie, wicemarszałka Sejmu, kiedy on był tu na zesłaniu po 1985 roku, a ja byłem posłem.
[b]Nie przeszkadzało to panu zostać kierownikiem Wydziału Organizacyjnego KC.[/b]
Na początku 1989 roku, jeszcze przed wyborami z 4 czerwca, rozmawialiśmy z Rakowskim i byliśmy zgodni, że to koniec PZPR. I kiedy on mnie zatrudnił w sierpniu 1989 roku, przyjąłem tę propozycję i zaczęliśmy prace nad godnym zakończeniem historii PZPR i założeniem nowej partii.
[b]Jeden z redaktorów „Przekroju” powiedział mi: „Patrz, specjalnie dobraliśmy zdjęcia, na których Szmajdziński jest zawsze na trzecim planie”.[/b]
Nigdy się nie pchałem. Wie pan, ja przez pięć lat kierowałem wielką organizacją, znam smak zarządzania, jego blaski i cienie. To mnie nie pchało do tego, by być pierwszym.
[b]Był taki moment, że bardzo pan chciał, ale pan przegrał.[/b]
O czym pan mówi?
[b]W 1997 roku chciał pan być nadal szefem klubu SLD. I przegrał pan z Millerem. [/b]
Porażka nie jest przyjemna, ja się dałem namówić koleżankom z Sojuszu i kandydowałem, ale wygrał Miller. Nie obraziłem się, przyjąłem propozycję bycia zastępcą i tyle. To nie była jedyna porażka w moim życiu. Trzeba wiele razy przegrać, by w końcu wygrać. Inni dostawali stanowiska, a ja musiałem o swoje powalczyć.
[b]Pomagał panu w tym Aleksander Kwaśniewski, z którym się pan związał.[/b]
Byłem też wiceprzewodniczącym SdRP Leszka Millera, bo potrafiłem pracować i z jednym, i z drugim. Lata rządów Buzka to był czas, kiedy strategiczne decyzje w SLD podejmowaliśmy w czwórkę: Miller, Borowski, Janik i ja. To było pasjonujące, bardzo dobrze współpracowaliśmy.
[b]Borowski odszedł, Miller skłócił się z Janikiem, a w końcu obaj zostali wyautowani. Ostał się pan, wtedy „ten czwarty”. Nie ma pan satysfakcji: „No chłopaki, gdzie teraz jesteście?”[/b]
Nie mam, bo nie byłem „tym czwartym”. Ministrem obrony mogłem zostać w 1995 roku, ale odmówiłem. Odmówiłem też w 2004 roku, kiedy odwołaliśmy kolegę Borowskiego i dostałem propozycję zostania marszałkiem Sejmu. Nigdy się tym nie chwaliłem, nie nagłaśniałem tego, a mogłem to rozgrywać.
[b]Czemu pan odmawiał?[/b]
Jak ktoś ma taki życiorys jak ja…
[b]Czyli jaki?[/b]
No taki, że jestem ekonomistą z wykształcenia, ale nigdy nie pracowałem w zawodzie. Uznałem więc, że w III Rzeczypospolitej muszę się w czymś wyspecjalizować i wybrałem wojsko. Całe lata 90. temu poświęciłem i w 1995 roku jeszcze nie czułem się przygotowany. Wojsko to trudny obszar, zamknięty, inny świat. Łatwo tam wejść i dać się uwieść mundurom.
[b]Pan się nie dał?[/b]
W żadnym razie. Po latach niepodejmowania decyzji przez moich poprzedników to ja zmniejszyłem liczbę etatów generalskich z 240 na 120, wprowadziłem ustawę pragmatyczną zwiększającą wymagania dla dowódców, doprowadziłem do uzawodowienia armii na poziomie
70 procent. Myśmy z Januszem Zemkem i innymi przebudowali armię, a ja się nie bałem podjąć nieprzyjemnej dla Jeleniej Góry decyzji i zlikwidowałem tam garnizon.
[b]Porozmawiajmy o pańskich poglądach. Prezydent Szmajdziński podpisałby ustawę o związkach partnerskich dla gejów?[/b]
Rejestracja związków małżeńskich – tak, prawo spadkowe i podatkowe – tak, ale bez prawa adopcji. Nie akceptuję adopcji przez związki homoseksualistów.
[b]Jakby pańskie dziecko powiedziało, że ma odmienną orientację, to jak by pan zareagował?[/b]
Hm, przyjąłbym do wiadomości, ale czy byłbym szczęśliwy? Nie, nie byłbym.
I pan pewnie odpowiedziałby tak samo.
[b]Pewnie tak, ale już Joanna Senyszyn…[/b]
Ona pewnie odpowiedziałaby inaczej, ale ja powiedziałem, jak powiedziałem.
[b]Zostało coś w panu z antyklerykalnego jastrzębia?[/b]
Nie jestem antyklerykałem.
[b]Ale był pan, pamiętam.[/b]
Jeśli nie zgadzałem się na ratyfikację konkordatu, to nie był to antyklerykalizm, jeśli uważam, że kobiety powinny mieć prawo do decydowania o własnym życiu i płodności, to nie jest to antyklerykalizm, jeśli uważam wreszcie, że metoda in vitro powinna być legalna i refundowana najbiedniejszym, to również nie jest to antyklerykalizm.
[b]A krzyże w miejscach publicznych?[/b]
Na ten problem należy patrzeć przez pryzmat poszukiwania kompromisu dwóch wrażliwości i nie jestem za tym, by teraz administracyjnie podejmować decyzje o zdejmowaniu tych krzyży, nawet jeśli literalnie czytając konstytucję, nie zezwala ona na to, by wisiały. Nie wezmę udziału w akcji „Teraz zdejmujemy krzyże”.
[b]Pan jest wierzący?[/b]
Niechętnie odpowiadam na to pytanie.
[b]Bo zawsze jakaś grupa wyborców uzna, że ze Szmajdzińskim jest coś nie tak?[/b]
To moja prywatna sprawa. Pan ma prawo pytać, a ja mam prawo nie odpowiadać.
[b]Sprawdzą panu, czy wziął pan ślub, ochrzcił dzieci.[/b]
Ślubu kościelnego nie wziąłem, ale dzieci są chrzczone, ja też.
[b]To ostatnie mnie nie dziwi. Prof. Jerzy Eisler opowiadał, jak to przed posiedzeniem Biura Politycznego zebrani przechwalali się, który dłużej był ministrantem.[/b]
A to Polska właśnie. Ale ja nie byłem.
[b]Z tym chrztem dzieci to zawsze można, jak wszyscy działacze lewicy, zwalić na żonę.[/b]
No to ja nie zrobię jak wszyscy działacze lewicy i absolutnie nie powiem, że żona tak kazała.