Bez zbrodni i dochodzenia do prawdy o niej nie ma intrygi kryminalnej ani suspensu. Tego zmienić się nie da. Można jednak próbować zaskakiwać czytelnika na inne sposoby i wielu współczesnym autorom się to udaje. Wystarczy wymienić nazwiska Dana Browna i Stiega Larssona, dwóch największych bodaj odkryć ostatniej dekady, by się przekonać, że pogłoski o śmierci kryminału były przedwczesne. Oczywiście, ranga tych pisarzy jest zupełnie inna. Szwedzka trylogia „Millennium” to zjawisko wyjątkowe, które ze względu na swój poziom i nowatorstwo wejdzie do historii literatury popularnej. „Kod Leonarda da Vinci” i inne książki o przygodach profesora Langdona, w tym wydany właśnie „Zaginiony symbol”, to nie są teksty wybitne. Ale jedno powieści Browna i Larssona łączy. Odniosły gigantyczny sukces i okazały się kolejną udaną próbą odnowienia kryminalnej konwencji.
[srodtytul]Herkulesom dziękujemy[/srodtytul]
Zresztą pytanie brzmi: czy jakaś konwencja jeszcze w ogóle istnieje? Czy raczej należałoby mówić o wielu konwencjach, z których każda znajduje licznych wielbicieli (nie bez udziału Hollywood nieustannie szukającego ciekawych fabuł do ekranizacji). Mamy zatem thrillery (Brown), kryminał retro (Akunin i nasz Krajewski), kryminał społeczny (Mankell i inni autorzy szwedzcy) itp., itd. Klasycznych kryminałów, które kojarzą nam się z nazwiskami Conan Doyle’a, Agathy Christie, Raymonda Chandlera czy Dashiella Hammeta, właściwie nikt już dziś nie pisze. A na pewno nie wydaje ich żaden spośród autorów odnoszących największe sukcesy. Bo czy można traktować całkiem serio motywy, z których część popkultura eksploatuje już od ponad 100 lat?
Jaki jest bowiem wzorzec kryminału, który każdy konsument kultury masowej ma wpisane w podświadomość? Ukształtowali je bohaterowie tacy jak Sam Spade, Philip Marlowe, Sherlock Holmes czy inspektor Poirot. Opowieści o nich rozgrywały się w miejskiej dżungli Ameryki, mieszczańskim Londynie lub wśród brytyjskich arystokratów. A czytelnicy musieli ich podziwiać za wybitny talent do dedukcji.
Oczywiście, bohaterowie czarnego amerykańskiego kryminału bardzo różnią się od tych z powieści autorów brytyjskich. Chandler czy Hammet opisywali ludzi brutalnych i przegranych, ulegających nałogom i walczących z własnymi słabościami; u Conan Doyle’a czy Agathy Christie znajdziemy zaś postaci, które dziś nazwalibyśmy kwintesencją klasy średniej (a kiedyś mieszczaństwa), to znaczy wykształconych, zamożnych, dobrze wychowanych, ze znajomościami w wyższych sferach.