Kalendarz odlatującego – taki napis widnieje na kartce papieru przyklejonej do drzwi jednego z pomieszczeń w baraku nr 172.2 w obozie Bundeswehry Marmal w pobliżu Mazar-i-Sharif w północnym Afganistanie. Jest na niej rząd kreseczek wyznaczających dni odbytej służby, obok nazwy sześciu miesięcy, na kwietniu kończąc, wraz rysunkiem roześmianej twarzy. A poniżej podkreślona wielokrotnie liczba 110, z dopiskiem euro. Tyle dostaje żołnierz Bundeswehry za każdy dzień pobytu w Afganistanie. Są to pieniądze niepodlegające opodatkowaniu i niezależne od stałej płacy w Niemczech. Taki kalendarz prowadzi każdy żołnierz niemieckiego kontyngentu, licząc pieczołowicie nie tylko dni do końca służby, ale i sumę, jaka pojawi się po powrocie do kraju na koncie bankowym. Weźmy dla przykładu sierżanta, którego pensja w Niemczech wynosi prawie 4 tys. euro. Przez pół roku zarobi więc 24 tys. plus 19 tys. w Afganistanie. To fortuna, której zgromadzenie zajęłoby przeciętnemu obywatelowi RFN kilka lat.
– Nie oszukujmy się. Zasadniczą i najważniejszą motywacją żołnierzy naszego kontyngentu są pieniądze – mówi Gerhard Storm, psycholog bazy Marmal. Dlatego Niemcy nie mają żadnych problemów z znalezieniem chętnych. Walą drzwiami i oknami, bo co tu dużo mówić ryzyko niewielkie – w północnym Afganistanie panuje spokój, niemieccy żołnierze zaś nie biorą udziału w akcjach zaczepnych – a pieniądze duże. Żadna armia uczestnicząca w siłach International Securrity Assisantce Force (ISAF) nie wynagradza tak hojnie swych żołnierzy. Amerykanie dostają do tysiąca dolarów więcej niż w domu, a polscy żołnierze muszą się zadowolić, w zależności od szarży, od 8 do 16 tys. złotych miesięcznie, co sprawia, że chętnych nierzadko brakuje.
– Nie przyjechałem tu dla pieniędzy. Jestem tu po to, aby nie powtórzył się 11 września – mówi czarnoskóry kapral Jessie z Georgii. To zdanie powtarzają inni amerykańscy żołnierze. Niemcy kluczą. Owszem pieniądze, ale nie tylko. Co jeszcze?
– Trzeba pomagać Afgańczykom. Tyle lat wojny, zniszczony kraj, nie możemy ich tak zostawić – słyszę w odpowiedzi.
[srodtytul]Czerwony dywan dla talibów[/srodtytul]