Jakiś osobnik, zainspirowany już to internetowym bełkotem o niepoczciwości wszystkich Żydów, już to szklaneczką taniego, niegronowego wina, sprofanował grób cadyka Elimelecha w Leżajsku, wymalowując na nim swastykę, gwiazdę Dawida i szubienicę.
Pomińmy oczywistą refleksję na temat profanowania jakichkolwiek grobów oraz istotny dla wizerunku Polski fakt, że przy grobie Elimelecha modlą się co roku setki chasydów z całego świata, i zastanówmy się przez chwilę, co osobnik ów chciał powiedzieć, wybierając taką, a nie inną ikonografię swej nocnej ekspresji. Czyżby zapragnął, żeby hitlerowcy (swastyka) powiesili (szubienica) cadyka Elimelecha (gwiazda Dawida)? Jeśli tak, to ktoś powinien go poinformować, że jego życzenie nie może zostać spełnione, i to nie na skutek jakiegoś międzynarodowego spisku żydowskiego, ale z tej prostej przyczyny, że rabi Elimelech zmarł śmiercią naturalną w 1786 roku, cztery lata przed uchwaleniem Konstytucji 3 maja.
Z tych samych powodów Majlech z Leżajska gdyby nawet chciał, co – zważywszy na jego życiorys – jest bardzo mało prawdopodobne, nie mógł być uczestnikiem formacji zwanej u nas czasem żydokomuną. Żydów można lubić lub nie, będę się jednak upierał, że żadna z tych emocji nie usprawiedliwia analfabetyzmu!
Według Gershoma Scholema chasydyzm był „ostatnim stadium mistyki żydowskiej”, które „opanowało – głównie przed rokiem 1850 – ogromne rzesze żydostwa polsko-rosyjskiego, nie zdoławszy się jednak zakorzenić poza krajami słowiańskimi i Rumunią”. Już choćby tylko z tego punktu widzenia, czyli jako unikatowa na skalę światową forma żydowskiej religijności, powinien się cieszyć w Polsce ciepłym zainteresowaniem. Znamy go tu głównie z publikacji Martina Bubera i Jiřiego Langera poświęconych chasydzkim opowieściom i aforyzmom. Świat, jaki wyłania się z tych opowieści, jest światem na pół baśniowym i stanowi cenne świadectwo żydowskiej kultury ludowej. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że w odróżnieniu od bardziej klasycznych form judaizmu opierających się na rabinackiej uczoności chasydzi stawiali na mistyczny entuzjazm i poszukiwanie bezpośredniego spotkania z boskością. Ich przywódcami religijnymi byli właśnie cadykowie, którzy dzięki swej świętości służyli jako pośrednicy między wiernymi a Bogiem; często również przypisywano im nadprzyrodzone zdolności. Jednym z nich – i to znamienitym – był właśnie Elimelech z Leżajska.
„Gdy bogobojny rebe reb Majlech dzierżył berło w Leżajsku, w Wiedniu panował cesarz Józef II”, powiada Jiři Langer, po czym dowcipnie dodaje: „Stosunki między tymi dwoma władcami były napięte”. Sądząc z legend chasydów, cadyk Elimelech głównie modlił się i rozmyślał, dbając o religijność swych uczniów i tępiąc świętoszkowatość.