Nowe dyscypliny olimpijskie

Należę do mniejszości uznającej dość skądinąd oczywisty prymat moralności nad najbardziej nawet spektakularną gimnastyką. Dlatego uważam, że z ludzkiego i moralnego punktu widzenia najlepiej byłoby, gdyby igrzyska w Pekinie się nie odbyły, nie tylko ze względu na odbywającą się brutalną pacyfikację Tybetu, ale na pożałowania godną sytuację, z jaką mamy do czynienia w tej części świata przez całą trwającą już ponad pół wieku okupację tego kraju przez ChRL.

Publikacja: 29.03.2008 01:21

Red

Jednocześnie nie mam wątpliwości, że olimpiady nikt nie odwoła ani nie zbojkotuje, ponieważ zawody olimpijskie mają bezpośredni lub pośredni związek z ogromnymi interesami finansowymi, a współczesna polityka przedkłada ekonomię nad moralność. Dlatego, jeżeli uczestnik sztafety przenoszącej olimpijski ogień poślizgnie się przypadkiem w kałuży świeżo rozlanej krwi, wszyscy politycy, przedsiębiorcy i sportowcy taktownie odwrócą głowy.

W tej ponurej sytuacji przywódcy UE zaapelowali do Chin o powściągliwość i uwolnienie zatrzymanych demonstrantów, Biały Dom zaś wezwał do „uszanowania kultury tybetańskiej i wieloetnicznego charakteru społeczeństwa”. Z czego, ma się rozumieć, nic nie wynika. My jednak, którzy nie jesteśmy politykami i sportowcami, możemy, a nawet powinniśmy, zadać sobie niewygodne pytanie, co się właściwie dzieje.

Szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej Janina Ochojska, której pogląd na temat olimpiady w komunistycznych Chinach zapewne nie różni się zbytnio od mojego, porównała sytuację w Tybecie do Polski stanu wojennego i powiedziała, że gdyby igrzyska olimpijskie miały się odbywać w ówczesnej Polsce, opozycja z pewnością wzywałaby do ich bojkotu. Z całym szacunkiem dla pani Ochojskiej i naszych własnych krzywd, to za mało. Żeby nasze wyobrażenie było bliższe rzeczywistości tybetańskiej, do stanu wojennego trzeba by dodać choćby uwięzienie kardynała Wyszyńskiego (pamiętajmy, że w 1995 Chińczycy porwali i uprowadzili kilkuletniego panczenlamę, drugą po dalajlamie postać hierarchii tybetańskiej, który w ten sposób stał się bodaj najmłodszym więźniem politycznym na świecie, i więżą go do tej pory) oraz prześladowania duchownych, na przykład takie, jakich w Hiszpanii dopuścili się republikanie. W czasie wojny domowej w tym kraju komuniści i anarchiści zamordowali 12 biskupów, 4184 księży, 2365 zakonników i około 300 sióstr zakonnych. Księżom obcinano wówczas uszy, zakonnikom dziurawiono bębenki krzyżykami ich własnych różańców, a pewną kobietę, której dwaj synowie byli jezuitami, uduszono jej różańcem. Większość kościołów została, ma się rozumieć, splądrowana, a wizerunki świętych spalone.

Jeżeli porównanie zbudujemy w ten sposób, będziemy już bliżsi prawdy, tym bardziej że w obu tych przypadkach mamy do czynienia z atakiem sił wyznających jakiś odłam ideologii komunistycznej na formację polityczno-religijną, którą w dzisiejszym języku świeckiej religii postępu należałoby chyba nazwać „teokratycznym ciemnogrodem”.

Ale i ten zabieg może nam nie dać w pełni uprawnionego porównania, zważywszy, że – jak pisał w swej autobiografii XIV Dalajlama – „metody, jakimi Chińczycy próbowali zastraszyć ludzi, były tak potworne, że przerastały moją wyobraźnię. Dopiero kiedy przeczytałem opublikowany w 1959 roku raport Międzynarodowej Komisji Prawników, uwierzyłem we wszystko, co mi opowiadano. Powszechnymi praktykami stały się: krzyżowanie, wiwisekcje, wypruwanie wnętrzności i ćwiartowanie. Tybetańczyków ścinano, bito na śmierć, palono i zakopywano żywcem, nie mówiąc już o wleczeniu za galopującymi końmi, wieszaniu głową w dół czy wrzucaniu związanych do lodowatej wody. Żeby prowadzeni na egzekucję nie krzyczeli: „Niech żyje dalajlama!”, wyrywano im języki rzeźnickimi hakami”.

Brutalne represje powtarzały się przy każdym kolejnym zrywie niepodległościowym. Co dzisiaj wyprawiają komunistyczni siepacze w Tybecie, możemy się na razie jedynie domyślać, bo Chińczycy nie dopuszczają tam zagranicznych dziennikarzy i cenzurują Internet. W końcu jako uczniowie Sun Zi wiedzą, że wojna to przede wszystkim sztuka wprowadzania w błąd.

Nie twierdzę, że po Pekinie wyrywanie języków stanie się nową dyscypliną igrzysk olimpijskich. Pragnę jedynie zwrócić uwagę, że od dawna jest już nią hipokryzja.

Cóż zatem jako zwykli obywatele możemy zrobić w sprawie Tybetu? Pisząc ten tekst, miałem w pamięci film dokumentalny, w którym wybitny współczesny myśliciel amerykański George Steiner wypowiadał się między innymi na temat kondycji moralnej współczesnego człowieka. Do końca życia będę pamiętał scenę, gdy Steinerowi załamuje się głos, a w oczach pojawiają się łzy, gdy mówi o amerykańskich zwyrodnialcach urządzających sobie polowania z helikopterów na amazońskich Indian. Nigdzie i nigdy więcej nie widziałem intelektualisty zachowującego się w sposób tak ludzki i adekwatny… Może zatem, jeśli nic nie można zrobić, godzi się przynajmniej zapłakać?

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy