Kolejna runda Indiany

Choć ma już 65 lat, Harrison Ford sam zagrał większość niebezpiecznych scen. A jest ich w tym filmie mnóstwo

Publikacja: 24.05.2008 01:58

Kolejna runda Indiany

Foto: Rzeczpospolita

Red

Czas na nikogo nie czeka, nawet na Indianę Jonesa. Kinomani po raz ostatni widzieli Harrisona Forda we wcieleniu ulubionego archeologa w filmie „Indiana Jones i ostatnia krucjata” (1989), trzecim ze sławnej serii, która rozpoczęła „Poszukiwaczami zaginionej arki” i obejmowała jeszcze „Indianę Jonesa i Świątynię zagłady”. Od tamtego czasu święta trójca złożona z Forda, reżysera Stevena Spielberga i scenarzysty/producenta George’a Lucasa z zapałem mówiła o chęci ponownego posmakowania przygody. Ale rok po roku, scenariusz po scenariuszu któryś z nich stawiał krzyżyk na projekcie.

Wreszcie dwa lata temu wszyscy trzej zgodzili się na jedną z wersji scenariusza. Wyszedł z tego film „Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki”. – Ma właściwe proporcje składników. Z tak dobrym przepisem po prostu musieliśmy pójść wreszcie do kuchni – mówi Ford.

– Filmy z Indianą Jonesem były zawsze kombinacją różnych elementów: przygoda, tajemnicze artefakty z przeszłości, relacje Indiany z jego towarzyszami. Wszystko to miało ważną rolę i w każdej części rzucało coraz to nowe światło na bohatera. To zawsze budzi ciekawość. Bardzo dobrze zrobiła nam obecność Seana Connery’ego jako ojca Indiany w „Ostatniej krucjacie”. W „Królestwie Kryształowej Czaszki” znów dowiadujemy się o Indianie czegoś, czego nie wiedzieliśmy wcześniej.

Rzecz dzieje się w 1957 r. Stany Zjednoczone i ZSRR ścigają się o prymat w erze nuklearnej. Sowiecka agentka Irina Spalko (w tej roli Cate Blanchett) przemierzyła świat w poszukiwaniu kryształowej czaszki Akatora, tajemniczego przedmiotu zdolnego jakoby nadać niewyobrażalną moc każdemu, kto może odkryć jej sekrety. Spalko i jej żołnierze wkrótce zaczynają też pościg za Indianą.

Wynikająca z tego gra w kotka i myszkę wciąga także jego dziarską narzeczoną Marion Ravenwood (Karen Allen), niewidzianą od czasów „Zaginionej arki”, kolegę archeologa Maca (Ray Winstone) oraz nowego, zadziornego towarzysza Mutta (Shia LaBeouf). Cała ekipa śmiga po świecie, od Connecticut przez Nowy Meksyk aż po Peru.

Ford jest zachwycony możliwością współpracy zarówno ze znanymi już, jak i nowymi ludźmi. Ze Spielbergiem, Lucasem i Allen porozumiewali się w pół słowa, operując skrótami myślowymi i skojarzeniami, jakie wypracowali wspólnie w latach 80. LaBeouf i Blanchett wnieśli zaś w trwające 79 dni zdjęcia energię i świeżość.

– To było cudowne znów pracować ze Stevenem, George’em i Karen – mówi Ford. Karen nie była z nami prawie 30 lat, ale powróciła ze swoim niepowtarzalnym charakterem i natychmiast wszystko zaskoczyło. Shia i Cate to znakomici aktorzy, każde w bardzo różnym stylu. Shia był wspaniałym kumplem i dobrze było się z nim konfrontować. To niesamowity aktor. Ma dopiero 21 lat, ale już całkiem sporo grał. Ma głowę na karku i świetnie się z nim pracowało.

Jeśli sądzić po filmowych zapowiedziach „Królestwa Kryształowej Czaszki”, Ford jest w dobrej formie, wygląda smukło i świetnie się czuje w markowym kapeluszu Indiany. Choć ma już 65 lat, to – jak twierdzi – sam zagrał większość niebezpiecznych scen. A jest ich w tym filmie mnóstwo.

– Było sporo ruchu i akcji. Dobrze się przy tym bawiłem, wciąż to lubię. Byłem w wystarczająco dobrej kondycji, a podczas zdjęć jeszcze więcej ćwiczyłem, żeby mieć pewność, że nie będzie skuchy. Chciałem być w jak najlepszej formie, dać z siebie, ile się tylko da. Wydaje mi się, że zagrałem więcej trudnych fizycznie scen w tym filmie niż w poprzednim, po prostu dlatego, że technika zabezpieczeń poszła do przodu. Dlatego mogliśmy dokonać kilku kaskaderskich wyczynów, na które nie byłoby nas stać wcześniej.

Kiedy obejrzał niedawno gotową wersję filmu, był zachwycony. Teraz pozostaje sprawdzić, czy Ford, Lucas i Spielberg nie odczekali za długo z powrotem Indiany, czy budowane stopniowo napięcie przed czwartą częścią zapewni „Królestwu Kryształowej Czaszki” kosmiczne wpływy kasowe.

Zdaniem Forda wcale nie jest za późno. – Do pewnego stopnia pochlebia mi – ale nie zaskakuje – że ludzi wciąż ciekawią przygody Indiany Jonesa. Ale to nie jest znów takie dziwne. Ludzie oglądali te filmy na kasetach i płytach w domu. Przez 20 lat nowe pokolenie poznało Indianę na małym ekranie. Dlatego teraz nie tylko dawni fani, ale i nowe rzesze, które znały nas tylko z DVD, mogą zobaczyć to w kinie. Mam nadzieję, że już nie mogą się doczekać.

Przez ostatnie ćwierć wieku Ford był jedną z największych gwiazd kina, dzięki takim hitom jak „Gwiezdne wojny”, „Ścigany”, „Air Force One”, „Co kryje prawda”. W tym okresie grał w mniej więcej jednym filmie rocznie. Ale po nakręceniu w 2003 r. „Wydziału zabójstw, Hollywood”, pojawiał się już przed kamerą tylko sporadycznie. Stało się tak z wielu powodów.

– Pracowałem nad pewnymi rzeczami dla siebie samego, teraz to powoli daje owoce – mówi aktor, który poświęca sporo czasu na działalność na rzecz ochrony środowiska, a poza tym lubi pilotować swoją małą flotę prywatnych samolotów i śmigłowców.

– Nie podobało mi się ani to, co ostatnio powstawało w branż, ani składane mi propozycje. Pracowałem coraz mniej. Myślę, że to ma też związek z widownią, z jej młodym wiekiem. Chce oglądać w głównych rolach ludzi ze swojej grupy wiekowej.

– Dlatego z radością przyjmuję dobre role drugoplanowe – dodaje – ale muszą być naprawdę dobre. Czasem dostaję takie oferty, czasami nie. Czasami się udaje, czasami nie. Pasuje mi praca raz do roku albo raz na parę lat. Ile by tego było, chcę kręcić tylko dobre rzeczy.

Czy jeśli „Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki” osiągnie spodziewane wyniki, to do tych „dobrych rzeczy” dołączy piąta część przygód Indiany? – Może tak, może nie. Nie wiem, ja tu tylko pracuję!

(c) 2008 Ian Spelling Distributed by The New York Times Syndicate

Czas na nikogo nie czeka, nawet na Indianę Jonesa. Kinomani po raz ostatni widzieli Harrisona Forda we wcieleniu ulubionego archeologa w filmie „Indiana Jones i ostatnia krucjata” (1989), trzecim ze sławnej serii, która rozpoczęła „Poszukiwaczami zaginionej arki” i obejmowała jeszcze „Indianę Jonesa i Świątynię zagłady”. Od tamtego czasu święta trójca złożona z Forda, reżysera Stevena Spielberga i scenarzysty/producenta George’a Lucasa z zapałem mówiła o chęci ponownego posmakowania przygody. Ale rok po roku, scenariusz po scenariuszu któryś z nich stawiał krzyżyk na projekcie.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy