Kto miał rządzić Polską od 1944 roku

Czy perspektywa Polskiej Republiki Radzieckiej, w razie niemożności kontrolowania kraju rękami Polaków, to byłoby mniejsze świństwo wobec losu narodu czy większe? Nie ma ze strony zwolenników rozliczeń ludzi PRL odpowiedzi na to pytanie. Jest milczenie lub uniki

Aktualizacja: 28.11.2008 21:21 Publikacja: 28.11.2008 19:39

Kto miał rządzić Polską od 1944 roku

Foto: Rzeczpospolita, Janusz Kapusta JK Janusz Kapusta

Red

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/11/28/waldemar-kuczynski-kto-mial-rzadzic-polska-od-1944-roku/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Ze względu na ocenę stanu wojennego oraz jego autorów zaliczam się do grona, które [link=http://www.rp.pl/artykul/216266.html]Maciej Zięba nazwał dobrymi ludźmi[/link] i do tej ich części, którzy popełniają tytułowy błąd. Dlatego podejmuję polemikę.

Jeśli się wczytać w definicję błądzących, to trafniejsze byłoby miano dobrodusznie naiwnych, którym dobroć uniemożliwiła dostrzeżenie, że w osobach twórców stanu wojennego mają do czynienia z oprawcami, a nie podobnymi do nich dobrymi ludźmi.I oni, przenosząc własną dobroć na Jaruzelskiego i jego ekipę, współczują im, choć nie powinni, bo tamci na to nie zasługują.

To zły punkt wyjścia do debat o stanie wojennym. Sprowadza on opinie Stefana Chwina, dużej liczby innych autorów, także moją, a nawet połowy Polaków, do błędu, który ma źródło w ich charakterach. Jedyne więc, co można zrobić, to sprawić, bym dobrodusznie naiwni przestali nimi być. Zadam więc przekornie pytanie, czy poglądy tych, co mówią o stanie wojennym jako zbrodni oprawców na narodzie, to trafny sąd tej części „dobrych”, którzy czują granicę współodczuwania, czy błędny sąd „złych ludzi”, którzy nie czują granicy odwetu. To jest równie dobre pytanie, jak postawione przez Macieja Ziębę, i równie zły punkt wyjścia do dyskusji o 13 grudnia. Więc może z obu zrezygnować.

[srodtytul]Z namysłu, nie z dobrego serca [/srodtytul]

Nie jestem dobrodusznie naiwny. Mój sąd o tamtych wydarzeniach nie wynika z miłowania generała jak siebie samego. Wynika z oceny tego, co widziałem w gospodarce i polityce, w czym uczestniczyłem, i co wielokroć opisałem, ostatnio w reakcji na artykuł Stefana Chwina w „Gazecie Wyborczej”.

To nie jest mój sąd dzisiejszy, skrzywiony przez czas i dobrą rolę Wojciecha Jaruzelskiego w cudzie roku 1989. Tak uważałem wtedy. Gdybym miał podstawy sądzić, że w roku1981 można było się porozumieć, by kraj trwał przy dwuwładzy, to oceniałbym generała podobnie jak jego wrogowie. A gdybym mógł wierzyć, że dawało się wtedy usunąć komunizm, nie ryzykując inwazji ZSRR, a generał temu przeszkodził, to uważałbym go i jego kolegów za politycznych zbrodniarzy godnych surowej kary.

Ale nie mam do tego podstaw. Na pewno nie daje ich rozreklamowany stenogram z posiedzenia Biura Politycznego KPZR na kilka dni przed 13 grudnia. Wtedy oni wiedzą już, że stan wojenny jest przygotowany i trzeba Jaruzelskiego, który się waha, a na dodatek ich nie informuje, pchnąć, by to wreszcie zrobił. O rzeczywistych intencjach ZSRR wobec Polski świadczy grudzień 1980 roku, gdy w panice, że ustrój się zawali z tygodnia na tydzień, błyskawicznie otoczyli Polskę militarnym pierścieniem gotowym do akcji. Zrobienie ze wspomnianego stenogramu koronnego dowodu, że Rosja Breżniewa pogodziłaby się z utratą Polski, dowodzi tego, jak bardzo pragnienie – również części historyków – by dopaść twórców stanu wojennego, dewastuje warsztat i etos naukowy. A przy okazji pokazuje ich polityczną ignorancję.

Nie mogę wykluczyć, co najmniej dużego prawdopodobieństwa, najazdu paktu warszawskiego na zbuntowaną prowincję. Osobiście uważam, że bez 13 grudnia był murowany, ale pozostaję przy prawdopodobieństwie, bo wystarcza dla oceny. Otóż, nie mogąc wykluczyć napaści, muszę przyjąć, że stan wojenny nie był złem największym, że mogło czaić się o wiele większe, któremu zapobiegł. Nikt bezstronny, pamiętający, jak wyglądał tamten świat, nie może tego wykluczyć. A tylko wykluczenie tworzyłoby klarowną moralnie sytuację do napiętnowania generała Jaruzelskiego i jego ekipy. Napiętnowanie bez możności wykluczenia inwazji byłoby moralnie naganne, bo nie wiadomo, czy nie piętnowano by wybawcy.

Mogę to i owo czuć do generała, ale nie wiem, kim jest jako twórca 13 grudnia – zbrodniarzem czy dobroczyńcą. Może tym, a może tym i przez tę niejasność jako „człowiek dobry” stawiam na stronę anielską, a nie diabelską. Ale stawiam jako podsumowanie rozważań, a nie jako wyjściową dobroduszność, którą przypisuje takim jak ja Maciej Zięba.

[srodtytul]Polska obsługa lepsza[/srodtytul]

Teraz o deformacjach sumienia. Tu dotykamy problemu najważniejszego. Powiada autor, że ludzie, którzy „godzą się na współpracę ze złem, aby egzystować, powoli, lecz konsekwentnie deformują swoje sumienie”. Zapewne tak jest, ludzie dostosowują się do warunków, w których mają żyć, i u części to deformuje sumienia czy charakter. Tyle że takie podejście wystarcza do rozważań, dlaczego jeden człowiek dostosowuje się do dorosłości pracą, a drugi rozbojem, ale nie wystarcza do oceny zachowań społeczeństwa postawionego wobec zła, na które nie ma rady. W takiej sytuacji znaleźli się Polacy wroku1944.

Polska powojenna mogła być tylko taka, jaką Stalin uznał za dobrą dla ZSRR, a więc podległa, o ustroju wzorowanym na radzieckim i rządzona przez lojalnych wobec Moskwy Polaków. Stalinowską wersję komunizmu narzucono nawet polskim komunistom, których była garstka, ale jej duża część wyobrażała go sobie inaczej niż w ZSRR. Obok podległości, lojalności i totalitarnej dyktatury Polacy jako drugą, nieodłączną od pierwszej, stronę nowej Polski dostawali; duże państwo, oficjalnie uznawane na świecie, z polską administracją, językiem urzędowym, polskim prawem, szkołą, książką, kul-turą i tak dalej. Dostawali więc, ale wewnątrz totalitarnego zła, wartości kluczowe dla trwania i rozwoju; autonomię, która z biegiem czasu się poszerzała. To była ogromna różnica na korzyść w porównaniu z niemiecką okupacją. Wyzwolenie Polski przez Rosję Sowiecką uwolniło nas od losu tragicznego: narodu zarazem do wykończenia i zamiany w niewolników, a wpędziło w dramatyczny: narodu mającego żyć w podległości i opresji, ale mającego żyć i mogącego sięrozwijać.

Ogromna większość Polaków, niecierpiąca komunistów i Sowietów, wybrała moszczenie się w nowej rzeczywistości zamiast jej zwalczania przez bicie głową o mur. I przez 45 lat dla tej miażdżącej większości PRL była Polską, niezbyt kochaną, chwilami nienawidzoną, ale Polską. A do garstki komunistów szybko dołączyły setki tysięcy, a potem jeszcze ze dwa, trzy miliony rodaków, tworząc warstwę zarządzającą PRL. Decydowali się współpracować ze stalinowskim złem z różnych powodów; od wzniosłych przez zwykłe do podłych.

Ale bez względu na to, jakie były, i bez względu na to, jakiego zła każdy z nich dopuścił się potem wobec współplemieńców, polska obsługa sowieckiego zła pozwalała narodowi przetrwać okres podległości o wiele lepiej, niżby to było, gdyby nikt współpracy ze złem nie podjął. Odwrócenie się do niego plecami (także emigracja faktyczna czy wewnętrzna) niekoniecznie jest cnotą, może być zaniechaniem, które złopowiększa.

Stawiam Maciejowi Ziębie i podobnie jak on myślącym pytanie niezwykle proste: kto miał rządzić totalitarnym złem warunkującym istnienie kalekiego, ale jednak państwa polskiego i ważnych dla narodu dóbr z nim związanych? Bo chyba nie jest tak dobrodusznie naiwny, by sądzić, że jeśliby Stalinowi zabrakło polskiej obsady, toby poszedł znad Wisły? Nie potrzebował Polaków, by szybko inkorporować wschodnią połowę Polski. Obsadziłby i zachodnią połowę własną obsługą. I wtedy Warszawa byłaby o wiele bliżej Moskwy.

Nie znam ani jednego orędownika rozliczania PRL, który by na to proste pytanie odpowiedział, nie stosując uników czy pięknoduchostwa, jak to zrobił Antoni Libera w tekście z roku 1992 opublikowanym dopiero co w„Rzeczpospolitej”. Napisał, że „amoralność czy nawet podłość świata nie może stanowić miary, według której oceniamy nasze wybory i postępki. Gdybyśmy taką miarę stosowali, można by usprawiedliwić każde świństwo”. No, ładnie powiedziane. Ale postawię pytanie, czy perspektywa Polskiej Republiki Radzieckiej, w razie niemożności kontrolowania kraju rękami Polaków, to byłoby mniejsze świństwo wobec losu narodu czy większe? Bo inna możliwość nie istniała. Cóż to za miara, której podporządkowanie się powiększa zło?

[srodtytul]Nie zdrada, lecz rozdarcie narodu [/srodtytul]

Nie ma ze strony zwolenników rozliczeń, sądów i wykluczeń odpowiedzi na to pytanie. Jest milczenie lub uniki. A bez niej dyskusja o Polsce Ludowej, o ludziach, którzy nią rządzili, zostaje wyjęta z kontekstu historycznego i przez to ulega zafałszowaniu, a na dodatek niezwykłemu spłaszczeniu, trywializacji. Właściwie traci sens, sprowadza się do monologu dwu głuchych, z których jeden broni PRL, bo socjalizm był bardziej ludzki niż kapitalizm, a drugi piętnuje PRL jako45 lat zniewolenia i zbrodni.

Obaj zaś wydają oceny tak, jakby dotyczyły kraju, który mógł swobodnie decydować o porządku wewnętrznym. Wtedy wszystko staje się proste. Jedni mogą zapomnieć, że broniony przez nich ustrój był bękartem ze Wschodu,a drudzy mogą wymyślać każdemu z ówczesnej władzy od zdrajców służących obcemu imperium. Ale jeśli włączymy historyczny kontekst, to nawet ludzie od tak okropnych zajęć jak esbecy, szpicle czy cenzorzy, a w pewnym okresie kaci, stają się częścią warstwy, która była niezbędna, by kalekie, ale autonomiczne państwo polskie istniało. I jeśli się tak podejdzie, to ocenianie nie jest już proste, dla nikogo. Ale dopiero wtedy i tylko wtedy oceny mogą być wyprowadzone z realnych warunków życia narodu, a nie z żalu za upadłym socjalizmem czy z moralistycznych fikcji.

Powstanie polskiej ekipy kierowniczej PRL, polskiej nomenklatury, leżało w interesie narodu. To nie znaczy, co pragnę wyraźnie i mocno podkreślić, że przez to wybielony zostaje każdy czyn i rozgrzeszony każdy zbrodniarz czy złoczyńca z układu władzy. Nomenklatura to była część Polaków wystawiona na mniejsze lub większe ześwinienie z racji zarządzania złem, by reszta mogła żyć w państwie własnym, choć podległym, ale nie cudzym.

Ale być wystawionym to nie znaczy jeszcze ulec, poddać się bez oporu czy z entuzjazmem. „Na razie usiłujemy się nie ześwinić” – pisał w marcu 1968 roku Mieczysław Rakowski w swoim dzienniku, podczas gdy świniło się wtedy wielu, nie tylko zresztą z nomenklatury. Kontekst historyczny, nieuchronność i potrzeba powstania polskiej warstwy zarządzającej sowieckim złem nad Wisłą nie gładzi grzechów jednostek, pozbawia jedynie podstaw do sankcji za samą przynależność do tej warstwy.

Z tego, że generał Jaruzelski był oficerem Informacji Wojskowej (jeśli był), oficerem politycznym, aktywistą partyjnym i tak dalej, nic nie wynika, gdy chodzi o jego ocenę. Ważne jest, co robił w tych rolach. Tego nie wiem ja ani Maciej Zięba. A mogły to być czyny złe i dobre. Władysław Gomułka rozkazał w 1970 roku strzelać do ludzi, ale wcześniej walczył dzielnie ze stalinizacją Polski, zatrzymał w 1956 roku radzieckie czołgi prące na Warszawę i rozwiązał kołchozy. Dlatego nie przyjmuję listy pytań Macieja Zięby za punkt wyjścia do czegokolwiek, bo większość z nich jest w świetle tego, co napisałem, ocennie obojętna, niektóre wymagają dochodzeń, a o paru można mieć różne zdania. Polacy, którzy dołączali do ekip kierowniczych ustroju, stawali się wykonawcami woli ZSRR nad Wisłą, ale zarazem gwarantami autonomii satelickiej Polski. Byli, jako warstwa, jednym i drugim, czymś złym i dobrym, niepożądanym i niezbędnym.I jeśli ta rola deformowała sumienia, to była to cena nie do uniknięcia. Bez niej nie byłoby Polski Ludowej, lecz jakiś kraj przywiślański rządzony przez wypaczone sumienia z nasłania. Ta dramatyczna sytuacja wymagała i spowodowała rozerwanie narodu, rozdarcie go na mniejszość zarządzającą stalinowskim złem (któreśmy potem zbiorowym wysiłkiem, także rządzących, oswajali) i, z definicji tego zła, większość trzymaną w opresji, najpierw wielkiej, apotem słabnącej.

Właśnie przez pryzmat nieuchronnego rozdarcia narodu, w którym racje nie były po jednej stronie, jak powiedział generał Jaruzelski w obrończym przemówieniu przed sądem, anie zdrady kogoś przez kogoś, trzeba oglądać i oceniać okres Polski Ludowej i ludzi, którzy nią kierowali, a także z nią walczyli. Tylko takie podejście pozwala dostrzec złożoną, dramatyczną prawdę o tamtym czasie. Nie przyszło mi łatwo je przedstawić, bo moja biografia cały czas walczyła z logiką tego wywodu, podobnie jak przy artykule wcześniej opublikowanym w„Rz” („Wrobieni w PRL”). Z ciekawości przeczytałbym polemikę ko-goś, kto przedstawiłby nieunikową, praktyczną, wykonalną i inną niż moja odpowiedź na pytanie: kto miał rządzić Polską od roku 1944?

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/11/28/waldemar-kuczynski-kto-mial-rzadzic-polska-od-1944-roku/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Ze względu na ocenę stanu wojennego oraz jego autorów zaliczam się do grona, które [link=http://www.rp.pl/artykul/216266.html]Maciej Zięba nazwał dobrymi ludźmi[/link] i do tej ich części, którzy popełniają tytułowy błąd. Dlatego podejmuję polemikę.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą