Śmierć spekulanta

Miliarder Adolf Merckle przeszedł do historii jako pierwsza ofiara kryzysu finansowego. Nie żyje, bo zaplątał się w swe interesy, dalekie od ideałów protestanckiej etyki kapitalizmu - pisze Piotr Jendroszczyk z Berlina

Aktualizacja: 18.01.2009 17:33 Publikacja: 16.01.2009 23:19

Adolf Merckle

Adolf Merckle

Foto: PAP/DPA

Maszynista pociągu zdążającego do Ulm 5 stycznia tego roku zapisał w rejestrze, że w okolicach miejscowości Blaubeuren usłyszał uderzenie w korpus lokomotywy. Podejrzewał zderzenie z dzikiem czy jeleniem. Kilka godzin później na torach znaleziono zwłoki mężczyzny. Był nim 74-letni Adolf Merckle. Mieszkał niedaleko. Pozostawił list, w którym prosił rodzinę o przebaczenie. Nic więcej dodawać nie musiał. Żona, a zwłaszcza trzej synowie wiedzieli dokładnie, co jest przyczyną desperackiego kroku patriarchy rodu.

Media rzuciły się na wiadomość o śmierci miliardera z dawno niewidzianym zapałem. Odżyły natychmiast legendy o milionerach skaczących z okien budynków Wall Street w październiku 1929 roku na wieść o krachu na giełdowym parkiecie. Dla zdecydowanej większości Niemców śmierć Mercklego stała się nagle pierwszym złowrogim zwiastunem nadciągającego kryzysu. Dopiero co zakończył się sezon świątecznych szaleństw zakupowych. Niemcy wydali w ostatnich tygodniach rekordowe sumy, znacznie więcej niż przed rokiem. – Kryzys? W Ameryce tak, ale u nas?! – mówią pytani na ulicach obywatele jednego z najbogatszych państw świata.

Przed kryzysem ostrzega od tygodni kanclerz Angela Merkel, politycy i ekonomiści straszą nawet 4-proc. spadkiem PKB w tym roku. Ale giełdowe załamania i utopione oszczędności w certyfikatach Lehman Brothers dotknęły stosunkowo niewielu Niemców. Pustkę w kieszeniach czują na razie ci, którzy i tak w nich nic nie mieli. Z zapaści wychodzą banki, które rząd zasypał natychmiast miliardami euro w postaci gwarancji kredytowych. Niemieckie firmy nie zaczęły jeszcze na dobre zwalniać pracowników, wysyłając ich jedynie na przymusowe świąteczne urlopy.

[srodtytul]Skromność miliardera[/srodtytul]

Adolf Merckle nie lubił rzucać się w oczy. Mieszkał skromnie w klockowatej willi w Blaubeuren w pobliżu Ulm, bynajmniej nie jak przystało na miliardera, którego majątek „Forbes” wyceniał na 9,2 mld euro. Żadnych wielkich luksusów, jachtów, zagranicznych posiadłości. Zwykłe ubrania, stary mercedes, podróże drugą klasą, przykładny ojciec i wierny mąż, katolik, który zwłaszcza ostatnio szukał pocieszenia w Kościele. Żadnych występów w telewizji, rzadkie wywiady prasowe. Nic tylko praca, ciężka harówka przy pomnażaniu majątku i troska o 100 tys. pracowników imperium na całym niemal świecie.

Słowem – wzór obywatela i uosobienie niemieckich, a raczej pruskich i protestanckich, cnót: punktualności, obowiązkowości i pilności. Nie miał nic wspólnego z całą plejadą tych milionerów, którzy szukają medialnego rozgłosu, bo są już znudzeni wydawaniem pieniędzy. Takiej arogancji i wyniosłości z racji bogactwa w Niemczech nie tyle się nie lubi, ile raczej nienawidzi. Dokładnie tak jak amerykańskiego modelu „nieokiełznanego” kapitalizmu, neoliberalizmu i kapitalistycznej „szarańczy”, jak międzynarodowe fundusze inwestycyjne nazwał Franz Müntefering, szef SPD.

W rzeczywistości Adolf Merckle był spekulantem o niespotykanym w Niemczech rozmachu. Dawno, zanim karierę zrobiło porównanie z szarańczą, Merckle spekulował i oszukiwał, jak tylko się dało. W 1967 roku odziedziczył po ojcu firmę farmaceutyczną: 80 pracowników i 4 mln marek rocznego obrotu. Takich przedsiębiorstw było i jest w Niemczech tysiące. Na nich opiera się potęga gospodarcza Niemiec, a nie na stosunkowo nielicznych wielkich koncernach.

Młody i ambitny Merckle wyznaczył sobie cel: zwiększanie obrotów o jedną trzecią rocznie. Nigdy nie był zadowolony z zysków. – Mamy w tym roku 8-proc. stopę zwrotu. To nieźle, ale w przyszłym roku chcę 12 proc., a rok później 20 proc – wspomina jego słowa Heinrich Zinken, który przez dwa dziesięciolecia kierował koncernem. Trudno było uzyskać takie rezultaty, zwiększając produkcję czy w drodze oszczędności.

Merckle miał inną koncepcję. Kupował podupadające spółki po to tylko, aby pod pozorem ich sanacji uzyskać zwolnienia podatkowe. Kupował coraz więcej, zaciągał coraz większe kredyty i tworzył celowo coraz bardziej zagmatwaną pajęczynę powiązań, udziałów i własności, tak aby banki nie były w stanie ich prześwietlić. – Już w 1990 roku mieliśmy 2 mld marek długów – zwierzył się Zinken tygodnikowi „Der Spiegel”. W ubiegłym roku suma długów całego imperium sięgała już 20 mld euro.

Prócz firmy farmaceutycznej Ratiopharm Merckle kontrolował ogromny koncern Heidelberg Cement, potężną grupę hurtowni leków Phoenix oraz wiele innych firm o łącznych obrotach 35 mld euro. Dla porównania obroty koncernu Bayera są o 3 mld mniejsze. Zatory na rynkach finansowych sprawiły, że banki domagały się coraz bardziej natarczywiej zwrotu kredytów, proponując miliarderowi sprzedaż poszczególnych firm. Tym bardziej że Merckle stracił właśnie kilkaset milionów euro na spekulacjach akcjami Volkswagena. To był koniec. Banki zagwarantowały rodzinie Merckle, żonie i czworgu dzieci, zachowanie posiadanych domów, zameczku w Rostoku, sporego lasu oraz kilku milionów euro. Adolf Merckle nie chciał być świadkiem unicestwienia dzieła swego życia. Dalszy ciąg już znamy.

[srodtytul]Elita zawiodła[/srodtytul]

Rewelacje o życiu patriarchy rodziny Merckle rozwiały wszelkie mity o dobrym kapitaliście, któremu nieobce były ludzkie odruchy, jak królewskie napiwki w przydrożnej restauracji. Dzisiaj nikt po nim nie płacze. Padają za to pytania, co się stało w kraju, którego elita gospodarcza zawodzi na całej linii. Skandale korupcyjne i oszustwa podatkowe są na porządku dziennym. Wciąż trwa nadal wyjaśnianie afery korupcyjnej w koncernie Siemensa, który wydał przez lata ponad 1,3 mld euro na korumpowanie zagranicznych partnerów, zabiegając o kontrakty. Takiego skandalu nie było w całej 160- letniej historii firmy. Oskarżonych jest 300 osób.

W Volkswagenie istniała czarna kasa, z której finansowano wyprawy do domów publicznych w Hamburgu i na całym świecie. Pikantne szczegóły tej afery zajmowały obywateli przez ostatnie lata. W chwili gdy media zajmowały się samobójstwem Mercklego, rozpoczął się proces Klausa Zumwinkla, byłego szefa Deutsche Post, który wzorem wielu innych milionerów przesyłał krocie na tajne konta w Liechtensteinie, oszukując na podatkach.

Niemcy mają też świeżo w pamięci proces korupcyjny związany z przejęciem firmy telekomunikacyjnej Mannesmann przez brytyjski Vodafone. Niemieccy menedżerowie przyznali sobie dziesiątki milionów z pieniędzy akcjonariuszy w postaci odpraw. Na ławie oskarżonych zasiadł wtedy szef Deutsche Banku Josef Ackermann, który zgodził się zapłacić 3,3 mln euro w ramach ugody sądowej. Jest odtąd symbolem zachłannego kapitalisty opętanego chciwością. – Oczekuję, że nigdy już szef Deutsche Banku nie wyznaczy 25 proc. jako stopy zysku – mówił niedawno biskup Wolfgang Huber, przewodniczący Kościoła ewangelickiego.

W czasie świątecznych nabożeństw i w posłaniach noworocznych niemieccy biskupi nawoływali niemieckich bankierów i przemysłowców do umiaru, rozsądku i troski o sprawiedliwość społeczną. Delegalizacji „funduszy chciwości” i wszelkich instrumentów finansowych obliczonych na generowanie „niegodziwych zysków” domaga się biskup Reinhard Marx z Bawarii. Przypomina, że chciwość jest grzechem. Swą książkę zatytułował „Kapitał”, nawiązując do dzieła swego imiennika.

[srodtytul]Oszuści czy kapitaliści[/srodtytul]

O co tyle rabanu. Bankructwa i upadki firm są w kapitalizmie rzeczą normalną. Nie powinniśmy lekkomyślnie mieszać do tego zasad moralnych” – oceniał tygodnik „Die Zeit”, pisząc o Adolfie Merckle. „Wszyscy jesteśmy w gruncie rzeczy z natury poszukiwaczami skarbów” – mówi filozof Peter Sloterdijk, ostrzegając przed sprowadzaniem wszystkiego do pojęcia chciwości.

Niemieccy politycy znaleźli inny język. Prezydent Horst Köhler określił międzynarodowe rynki finansowe mianem potwora. Kanclerz Angela Merkel mówiła niedawno, że zwykła gospodyni domowa potrafi lepiej zarządzać pieniędzmi niż niektórzy bankierzy. Takie słowa utwierdzają Niemców w przekonaniu, że bogacze to krwiopijcy i szkodniki. To ich należy więc winić za nadchodzący kryzys. Na scenie jednego z teatrów Hamburga reżyser Volker Lösch wystawił niedawno sztukę pod znamiennym tytułem „Maracie, co pozostało z naszej rewolucji”, w której bezrobotni odczytują ze sceny nazwiska, adresy oraz pikantne szczegóły z życia niemieckich milionerów. Krytykom się nie spodobała, ale Lösch niewątpliwie trafił w sedno.

Adolf Merckle nie był w hamburskim teatrze. Ostatnie tygodnie przed śmiercią walczył z depresją. „Smutno mi, że w takich czasach jak obecny kryzys finansowy zmieniają się nagle oceny opinii publicznej. Jestem atakowany i przedstawiany jako oszust” – skarżył się w ostatnim wywiadzie. Jest dokładnie tak, jak mówił.

Takie rzeczy dzieją się nie tylko u nas, twierdzą media, przypominając o Bernardzie Madoffie i jego oszukańczej piramidzie finansowej wartości 50 mld dolarów, o Steinie Baggerze, który oszukał akcjonariuszy duńskiej firmy IT Factory na 130 mln euro, oraz Ramalindze Raju z indyjskiego koncernu Satyam. Ale Niemcy zawsze starają się być lepsi od innych.

Maszynista pociągu zdążającego do Ulm 5 stycznia tego roku zapisał w rejestrze, że w okolicach miejscowości Blaubeuren usłyszał uderzenie w korpus lokomotywy. Podejrzewał zderzenie z dzikiem czy jeleniem. Kilka godzin później na torach znaleziono zwłoki mężczyzny. Był nim 74-letni Adolf Merckle. Mieszkał niedaleko. Pozostawił list, w którym prosił rodzinę o przebaczenie. Nic więcej dodawać nie musiał. Żona, a zwłaszcza trzej synowie wiedzieli dokładnie, co jest przyczyną desperackiego kroku patriarchy rodu.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą