Jeżeli jeszcze raz zabieram głos na łamach „Rzeczpospolitej” w sprawie byłego szefa WRON, to nie płynie to ze swarliwości, ale dlatego, że uważam debatę na temat roli gen. Jaruzelskiego oraz oceny PRL za nadal otwartą, pełną nieporozumień, a zarazem bardzo ważną dla przyszłości III RP.
Debata ta zresztą stale powraca w największych polskich dziennikach. Ostatnio pisał na ten temat Robert Krasowski, głos zabierali też ludzie tak ważni dla polskiej sceny publicznej jak Stefan Bratkowski i Karol Modzelewski, a Waldemar Kuczyński („Rzeczpospolita” 29 – 30 listopada br.) zadał mi publicznie parę pytań, dlatego spróbuję na nie odpowiedzieć.
[srodtytul]Miliony zdeformowanych sumień[/srodtytul]
Na początek wyjaśnienie. Waldemar Kuczyński w tekście „Kto miał rządzić Polską od 1944 roku” uważa, że ludziom broniącym dzisiaj gen. Jaruzelskiego przypisałem „dobroduszną naiwność”. Tak jednak nie jest. Pisałem bowiem o bez porównania szerszym problemie, o deformacji sumienia – problemie wieloletniej egzystencji człowieka, który podjął decyzję (mniej istotne, czy z ambicji czy też z lęku) współpracy ze złem. Ludzie tacy, aby móc egzystować, powoli, lecz konsekwentnie deformują własne sumienie przez wiele lat, usprawiedliwiając i racjonalizując swoją decyzję.
W efekcie – po przekroczeniu pewnej granicy – ich sumienie deformuje się już niejako automatycznie. W ten sposób w pewnym obszarze ich działalności zanikają lub nawet lustrzanie się odbijają kategorie dobra i zła, co nie przeszkadza im być przy tym niekiedy czułymi małżonkami, koneserami sztuki, ludźmi obdarzonymi poczuciem autoironii i uroczymi kompanami.