Witold Zalewski – historia spełniona

Dwunastego lutego na warszawskich Powązkach spoczął Witold Zalewski. Pisarz, żołnierz Armii Krajowej, ranny w powstaniu warszawskim. Miał 88 lat.

Publikacja: 14.02.2009 00:10

Ze swoim długim, niełatwym życiem, na które padł cień hitleryzmu i stalinizmu – rozliczył się ostatnią książką zatytułowaną melancholijnie „Czas doliczony” (2006). Wiedział, że więcej książek już nie napisze, postanowił więc wykorzystać ów czas doliczony stworzył rzecz niezwykłą: o mozaikowej budowie, gdzie wiersz sąsiaduje z dziennikiem, a opowiadanie z esejem, mocno osadzonym w naszej, także politycznej, współczesności. Między innymi solidaryzował się z polityką braci Kaczyńskich i oburzał go sposób przedstawiania ich przez media. Odczuwał niesmak na widok „rozpromienionego Michnika z triumfującym Millerem”, a w sprawie arcybiskupa Paetza rozróżniał działania tych, którzy pragnęli Kościół oczyścić od tych, którzy chcieli go tylko osłabić. Polemizował z Miłoszem, szczególnie głęboko przeżywając jego późne utwory. Wypominał nobliście niesprawiedliwe, jego zdaniem, potraktowanie Tadeusza Borowskiego, najbliższego mu – obok dwóch innych Tadeuszów: Gajcego i Różewicza – autora. Kolegi, przyjaciela.

A w przyjaźni był Witold Zalewski wierny. Jak twierdził, miał zresztą szczęście do pracy w zespołach, w których się znakomicie odnajdywał, „które dawały mi – mówił w wywiadzie, jaki przeprowadziłem w 1995 roku – poczucie nie tylko wspólnoty intelektualnego porozumienia, ale i koleżeńskich więzi”. Myślał o okupacyjnym środowisku „Dźwigarów”, „Drogi”, „Sztuki i Narodu” oraz o krytycznym wobec polityki partii konwersatorium „Doświadczenie i przyszłość” z lat 70. A był jeszcze wtedy członkiem PZPR, z której wystąpił po 13 grudnia 1981 roku.

Po powstaniu warszawskim, ciężko rannego wywieziono go do obozu jenieckiego w Zeithain. Znalazł się znów w wyjątkowym otoczeniu. „Tam był po prostu kwiat polskiej młodzieży – opowiadał. – Ileż ci ludzie potrafili wykrzesać z siebie dzielności, ile szlachetności! Nie napisałem nigdy o swoim baraku 21. Pewnie dlatego, że o tym, co dobre, o ludziach dobrych pisze się źle”. Zaniedbanie to nadrobił pisząc w „Czasie doliczonym” właśnie o baraku 21. I pisząc dobrze, bo inaczej nie umiał. Wielka szkoda, że jego książki wydawane już w wolnej Polsce przechodziły niezauważenie, nie wzbudzały emocji, nie prowokowały dyskusji. A były wśród nich rzeczy ważne, jak m.in. „Zakładnicy” (2001).

Debiutował w czasie okupacji, w 1944 roku w konspiracyjnym piśmie „Kuźnia” opowiadaniem „Rany”. Pierwszy tom nowel „Śmiertelni bohaterowie” złożył w 1946 roku. Cztery lata później ukazał się tom jego reportaży, zatytułowany symbolicznie „Traktory zdobędą wiosnę”. Choć w zbiorze tylko jeden tekst odnosił się do kolektywizacji, „Traktory...” uznano za sztandarowe dzieło socrealizmu. W istocie były tylko dzieckiem swojej epoki. A życie na wsi – znanej mu sprzed wojny, gdy wiele czasu spędzał w majątku stryjecznych dziadków w okolicach Łukowa – przedstawił później, głębiej i prawdziwiej, w innych książkach, m.in. w „Czarnych jagodach” (1975).

Wiele uwagi poświęcił Witold Zalewski problemowi niemieckiemu, czy to pisząc o wojnie, czy to o jej śladach jak w „Pruskim murze” (1964). Jego twórczość wyrastała z lat okupacji, partyzantki, powstania warszawskiego. „Moje doświadczenia z tamtych czasów są tak mocne, że w dużej mierze to, co ich dotyczy, wypełniło moje książki. Podzielam pogląd, który najwyraźniej wypowiedział Ortega y Gasset, że historia spełnia się poprzez pokolenia. Należę do generacji, która miała szczęście (i nieszczęście zarazem) zapisać się wyraźnie w historii, w takim wymiarze, że angażowało to całego człowieka. Otrzymaliśmy taką okrutną szansę”.

Wyjątkową postacią był także Witold Zalewski w środowisku filmowym, jako współtwórca i wieloletni kierownik literacki Zespołu Filmowego Tor. Na podstawie jego „Rannego w lesie” (1960) nakręcił film, z debiutującym na ekranie Danielem Olbrychskim, Janusz Nasfeter. Był też współscenarzystą innych filmów, m.in. „Romantycznych” zrealizowanych przez Stanisława Różewicza (1970). „Umiał się wsłuchiwać w inne niż własne myślenie i wrażliwość” – tak zapamiętał go Krzysztof Zanussi.

„Jestem chyba takim prawdziwym literatem – mówił o sobie Witold Zalewski – który nie oddziela literatury od życia. Dlatego tak ważny jest dla mnie Conrad, zarówno jeśli chodzi o sposób przeżywania przez niego życia, jak i jego pisarstwo. Podobnie wzorcem postaw wobec pewnych zagadnień, sytuacji, w jakich się możemy znaleźć, jest dla mnie Tomasz Mann. O swoich autorytetach prywatnych czasem pisałem. Na przykład w „Pożegnaniu twierdzy” napisałem o człowieku, który był dla mnie nie tyle może autorytetem, ile mistrzem. Wydaje mi się, że człowiek starszy wiele może nauczyć młodszego, być dla niego wzorem. Nie ma niczego godniejszego i lepszego od takiego oddziaływania własnym przykładem. Nie myślę tu naturalnie o autorytecie typu wodzowskiego. Mogę powiedzieć, że miałem w życiu szczęście do ludzi, których darzyłem wielkim zaufaniem i którzy mnie nie zawiedli”.

Mieć w życiu naznaczonym wojną, nazizmem i komunizmem szczęście? Któż mógłby powiedzieć to o sobie z równym przekonaniem?

Ze swoim długim, niełatwym życiem, na które padł cień hitleryzmu i stalinizmu – rozliczył się ostatnią książką zatytułowaną melancholijnie „Czas doliczony” (2006). Wiedział, że więcej książek już nie napisze, postanowił więc wykorzystać ów czas doliczony stworzył rzecz niezwykłą: o mozaikowej budowie, gdzie wiersz sąsiaduje z dziennikiem, a opowiadanie z esejem, mocno osadzonym w naszej, także politycznej, współczesności. Między innymi solidaryzował się z polityką braci Kaczyńskich i oburzał go sposób przedstawiania ich przez media. Odczuwał niesmak na widok „rozpromienionego Michnika z triumfującym Millerem”, a w sprawie arcybiskupa Paetza rozróżniał działania tych, którzy pragnęli Kościół oczyścić od tych, którzy chcieli go tylko osłabić. Polemizował z Miłoszem, szczególnie głęboko przeżywając jego późne utwory. Wypominał nobliście niesprawiedliwe, jego zdaniem, potraktowanie Tadeusza Borowskiego, najbliższego mu – obok dwóch innych Tadeuszów: Gajcego i Różewicza – autora. Kolegi, przyjaciela.

Pozostało 81% artykułu
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił