Nihiliści czy idealiści?

Na naszych oczach powstają rodowody nowych niepokornych, którzy czują się już na siłach, by wyartykułować swoje racje, a z drugiej strony wiedzą, że nie należą do mainstreamu. Sądzą, że świat wokół nich to za mało, nie dość godny ofiar, jakie ponieśli starzy, nim się na dobre zestarzeli

Publikacja: 27.02.2009 23:33

Nihiliści czy idealiści?

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Okrągły Stół jako wydarzenie historyczne nie odsyła wyłącznie do ściśle określonych dat i osób. Stanowi raczej punkt wyjścia do rozważań o tradycji historycznej ostatnich kilkudziesięciu lat, o ruchach opozycyjnych w łonie Polski Ludowej, istocie PRL-owskiej władzy, tożsamości polskiego społeczeństwa, ocenie procesów transformacji i przekształceń ustrojowych. Mówiąc patetycznie, pytanie o Okrągły Stół jest w gruncie rzeczy pytaniem o Polskę, a także pytaniem o to, kto może udzielać wiążących odpowiedzi na ten temat. Jest zatem także zapytaniem o to, czyja jest Polska i czy jej obecny, pookrągłostołowy kształt jest optymalny ze względu na dobro większości obywateli.

[srodtytul]Młodzi mają prawo pytać[/srodtytul]

Młodzi to 30-latki, starzy to ojcowie założyciele III RP. Dla młodych Polska Ludowa jest krainą oniryczną, baśniową opowieścią ich dzieciństwa, bez osobistych dylematów moralnych, bez heroicznych lub zszarganych życiorysów. Oczywiście, są wśród młodych dzieci opozycjonistów i przedstawicieli aparatu władzy, zwykłych ludzi i zapomnianych bohaterów, jest potomstwo beneficjentów transformacji oraz jej ofiar. Ale nie jest im dane to, co nazywamy bezpośrednim uczestnictwem. Dorosłość młodych zaczęła się, gdy III RP miała już dobrych kilka lat. To łaska późnego urodzenia, ale i przekleństwo, bo na zawsze skazani są na szantaż moralny ze strony starych: „nie uczestniczyliście w naszych zmaganiach, nie podejmowaliście naszych wyborów, więc siedźcie cicho”.

Pytanie jednak, na ile tego typu szantaż jest uprawniony i jak długo jeszcze będzie trwał? I jeszcze jedno: w imię czego młodzi nie mieliby zabierać głosu w sprawach, od których zależy ich teraźniejszość i przyszłość? Zapewne w imię świętego spokoju tych, którzy za okrągłostołową Polskę odpowiadają. Lecz na dłuższą metę to stanowczo za mało. Ojcowie założyciele nie są przecież wieczni, a Polska zostanie na barkach ich mniej lub bardziej krnąbrnych potomków, którzy chcąc nie chcąc weszli w struktury przygotowane im przez starych.

Stąd, niezależnie od tego, czy młodzi pracują dziś w policji, czy w urzędach skarbowych, w Instytucie Pamięci Narodowej czy zasilają kadry postkomunistycznej lewicy, niezależnie od tego, czy wyjechali za chlebem, czy zostali tutaj – weszli w koleiny wytarte przez tamtych, starych. I niekoniecznie dobrze się z tym czują.

[srodtytul]Jak zachwyca, skoro nie zachwyca?[/srodtytul]

Młodym zaserwowano coś, co można nazwać „pamięcią uproszczoną” na temat wydarzeń sprzed kilkudziesięciu już lat. Pamięć uproszczona bazuje na schemacie chwalebnym w mniemaniu części starych: pokojowej rewolucji, której bohaterów wymienia się jednym tchem – Kuroń, Mazowiecki, Michnik... Okrągły Stół jawi się tutaj jako narodowy kompromis, który przyniósł Polakom wolność i wszelkie dobrodziejstwa ekonomicznej i kulturowej okcydentalizacji. Kłopot w tym, że tych bohaterów jest jakby mało i wszyscy wywodzą się z jednego nurtu opozycji, a demokracja przedstawicielska, wolności z nią związane i odgórnie narzucony model transformacji ekonomicznej niosą za sobą długi cień licznych niedogodności i nierozliczonych nigdy krzywd. A przecież każdy ma prawo zapytać: jak to zachwyca, skoro nie zachwyca? Co to za komfort żyć według niepodważalnych kanonów, z ciągłą obawą, że krytyka spotka się z zarzutem niewdzięczności, fenomenologii jazgotu czy oszołomstwa?

Okrągły Stół jest historycznie nie do przecenienia. Ale to znów za mało, by traktować ów mebel jak świątka, a ludzi wokół niego zgromadzonych jak bożyszcza. W życiu narodowym nie ma bóstw, są tylko mniej lub bardziej godni uwagi i szacunku ludzie. Okrągły Stół miał miejsce po Sierpniu, po stanie wojennym, po stłamszeniu wielomilionowego ruchu społecznego, zabójstwie Staszka Pyjasa czy ks. Jerzego Popiełuszki. Miał wreszcie miejsce po takim sformatowaniu „Solidarności”, w wyniku którego wypchnięto poza jej główny nurt np. Annę Walentynowicz, ale także setki osób mniej popularnych, ale równie godnych szacunku. Stał się okazją nie tylko do zmiany ustrojowej, ale politycznych i towarzyskich bruderszaftów, które mocno nadwerężyły wiarygodność projektu nazwanego III Rzecząpospolitą. Stąd ci, którzy dziś nie pozwalają powiedzieć złego słowa o Okrągłym Stole, powinni się zastanowić, czy sami nie odpowiadają za to, że te złe słowa padają. Oczywiście, nie mają w tym żadnego interesu. Ustanowionego status quo, przyjemnego dla jego beneficjentów, broni się wszak jak niepodległości. Czy może ściślej: broni się tak, jak uzyskanych wpływów i możliwości, rządu dusz i poczucia zwycięstwa, choćby było ono pyrrusowe.

[srodtytul]Krytyka staniała[/srodtytul]

Współczesna Polska nie jest najlepszym z możliwych krajów. Jeśli zwrócić uwagę tylko na jeden aspekt, na to, co nazywa się górnolotnie społeczeństwem obywatelskim, widzimy raczej powszechny niedowład. Zawłaszczenie polityki przez kilka środowisk, które co najwyżej zmieniają nazwy i emblematy, centralizacja myślenia dokonywana poprzez kilka opiniotwórczych tytułów i mediów elektronicznych, niechęć Polaków do instytucji publicznych i działalności społecznej, brak szacunku dla dobra wspólnego na rzecz wycofania i atomizacji, masowa emigracja zarobkowa: wszystko to raczej każe się zastanawiać nad tym, gdzie popełniono błąd, niż palić kadzidła na ołtarzach III RP.

A jeśli ten bunt wobec ojców założycieli to nihilizm? Czym byłby w takim razie nihilizm młodych? Niechęcią do ustanowionej rzeczywistości, niechęcią mocną i destruktywną, bakuninowską radością niszczenia istniejącego porządku w imię utopii lepszej Rzeczypospolitej? Byłby to nihilizm, który najpierw wyraża się w słowach, a później w samosądach? Nihilizm patetycznych smarkaczy, którzy nie doceniają wysiłku ojców założycieli, ich więzień oraz ciemnych nocy duszy, gdy musieli się układać z wrogiem? A może to nihilizm na usługach politycznych, wyrachowany, liczący na własną korzyść, na przywileje, gdy już obróci się karta historii? Nihilizm, który chce zniszczyć ledwo rodzący się, nowy, szlachetny porządek raczkującej demokracji? Nihilizm „pożytecznych idiotów” na usługach ich starszych kolegów, którzy mają swoje rozrachunki, a po Okrągłym Stole trafili zaledwie do drugiej ligi politycznej? Niczego nie można wykluczyć.

A może to idealizm? Mniej lub bardziej naiwna wiara, że – by zacytować zapomnianego barda „Solidarności” Jana Krzysztofa Kelusa – „był raz lepszy świat” i że ten świat należy odszukać, przywrócić do życia? Świat pierwszej „Solidarności”, oddolnego ruchu społecznego w imię solidaryzmu i sprawiedliwości dla wszystkich? Idealizm, który chce ostatecznie oddzielić dobro od zła, prawdę od fałszu, poczynić jasne dystynkcje między kunktatorstwem a kompromisem? Idealizm, który nie żąda dla siebie niczego poza możliwością jawnego wyartykułowania swych racji i wcielenia ich w życie: dla dobra Polski. Idealizm pompatyczny, który woła za świętym Augustynem: Fiat justitia et pereat mundus? Idealizm ludzi, którzy widzą wokół siebie ludzką krzywdę i nie mogą się z nią pogodzić, wspominając na słowa lewicowej pieśni: „to nie tak miało być, przyjaciele”. A może to idealizm, który tęskni za czasem sojuszu między inteligencją a robotnikami, w imię wspólnych celów? I tego nie można wykluczyć.

Czy krytyka dzisiejszych realiów jest zatem nihilizmem czy idealizmem? A może po prostu obywatelskim obowiązkiem, wynikającym z poczucia odpowiedzialności i utożsamienia z tymi, którym przez długie lata albo odbierano prawo głosu, albo starannie cenzurowano ich wypowiedzi. Dziś zresztą, choć może to zabrzmi cynicznie, taka krytyka nikogo już na większe straty chyba nie naraża (najwyżej czasem doprowadzi do irytacji ojców założycieli): karty zostały rozdane, świat został opowiedziany, na rewolucję się nie zanosi, więc dlaczego zabronić młodym, by trochę głośniej sobie pokrzyczeli? Mury III RP stoją mocno, fundamenty tkwią głęboko pod ziemią, sięgają korzeni ludzkiej krzywdy (owych zakładników transformacji, po których karkach beneficjenci wspięli się ku górze, co potrafił dostrzec nawet tak życzliwy dla lewicy laickiej David Ost), niechże więc młodzi sobie wrzeszczą, najwyżej tu i ówdzie odpadnie tynk lub czyjś mało ważny obrazek ze ściany.

A może niezgoda na III RP wynika z poczucia dystansu wobec współczesności i historii? Ten dystans to wspomniana łaska, ale i przekleństwo późnego urodzenia. Możliwe, że na naszych oczach – przy zachowaniu wszystkich proporcji – powstają rodowody nowych niepokornych, którzy czują się już na siłach, by wyartykułować swoje racje, a z drugiej strony wiedzą, że nie należą do mainstreamu, zasilają słowem i czynem środowiska i redakcje niszowych pism, od prawa do lewa.

Sądzą, że świat wokół nich to za mało, że to świat niewystarczający, nie dość godny ofiar, jakie ponieśli starzy, nim się na dobre zestarzeli. Dystans stwarza możliwość szerszej perspektywy, której starzy, przyklejeni do swoich życiorysów, po prostu mieć nie mogą czy też nie chcą.

Dystans daje możliwość zarówno przewartościowania, jak i dowartościowania tego, co ukryte dotąd w cieniu. Oczywiście i on nie jest dany raz na zawsze, bo i młodzi się zestarzeją, by do ostatniej szpalty i ostatniej instytucji bronić tego, w czym z lepszym lub gorszym skutkiem uczestniczyli. Ale to już zwykła kolej rzeczy w sztafecie pokoleń.

[srodtytul]Polska znijaczona[/srodtytul]

Polska wymaga solidnej dyskusji, a nie tylko migawkowych pyskówek politycznych. Starzy sprawiają wrażenie, jakby to im wystarczało, bo też taki model w niczym nie uszczupla ich władzy sprawowanej na oczach ni to zdumionej, ni to zniesmaczonej publiczności. Polska, która żyje uproszczoną pamięcią, jest Polską znijaczoną, którą łatwo manipulować, bo nie ma żadnej własnej tożsamości, zamieszkują ją przypadkowi obywatele wpędzeni w kierat codziennych zmagań czy to z własnym państwem, czy to lokalnymi watażkami, czy niedowładem instytucji.

Polska to kraj, w którym nie wcielono w życie bodaj żadnego z kilkunastu projektów obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej, bo politycy zawsze wiedzą lepiej; Polska to kraj, w którym sprzedawano ludzi razem z mieszkaniami zakładowymi, bo „rynek ma zawsze rację”, a wszystko, co wspólne, to przeżytek PRL; Polska to kraj, gdzie z braku strategii gospodarczej i kulturowej najprościej jest liczyć na Unię Europejską i otwarcie granic: byle pozbyć się ludzi z głowy; Polska to kraj karteli zawodowych i medialnych oraz instytucji niemal feudalnych, gdzie o znaczeniu człowieka nie przesądzają umiejętności, ale koneksje; Polska to kraj w którym po zniszczeniu pegeerów ich byłym pracownikom nie zaproponowano żadnej formy rekompensaty za cudze przecież winy, ale za to przyprawiono gębę alkoholików, nieudaczników i roszczeniowców. Polska to kraj, który rozmienił na drobne swoje najlepsze tradycje, przykrywając ten fakt odświętnym patosem; Polska to kraj, gdzie wolność słowa jest tak wielka, że książka Joanny i Andrzeja Gwiazdów „Poza układem” nie doczekała się żadnej poważnej recenzji ani debaty, bo i po co? Polska to państwo, które od swojego najlepszego sojusznika nie potrafi wyegzekwować zobowiązań, za to chętnie wysyła kolejne kontyngenty żołnierzy w imię „krzewienia pokoju”; Polska to wreszcie państwo, w którym bez solidnej debaty publicznej ani nawet eksperckiej wprowadzono taki system emerytalny, który grozi pauperyzacją całych grup społecznych. Czy III RP to państwo, które skarłowaciało pod brzemieniem własnej legendy?

Rzecz jasna, nie jest to cała prawda o współczesnej Polsce, ale chętnych do opowiadania o jej dobrodziejstwach nie brakuje, zatem tu nie trzeba ich przedstawiać. Są oskarżyciele i są obrońcy, ale kto jest sędzią? Zabrzmi to złośliwie, a dla wielu pewnie ponuro: historia pokaże, kto ma rację w tym sporze. Choć może trafniej byłoby powiedzieć, że ci, którzy będą historię interpretować. Starzy czy młodzi?

[i]Krzysztof Wołodźko, członek redakcji pisma „Obywatel”, doktorant w Zakładzie Filozofii Polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, blog: [/i]

[link=http://www.consolamentum.salon24.pl]www.consolamentum.salon24.pl[/link]

[ramka]Kolejny odcinek pt. "Bogaćcie się" TVP2 wyemituje we czwartek 5 marca o 22:20[/ramka]

Okrągły Stół jako wydarzenie historyczne nie odsyła wyłącznie do ściśle określonych dat i osób. Stanowi raczej punkt wyjścia do rozważań o tradycji historycznej ostatnich kilkudziesięciu lat, o ruchach opozycyjnych w łonie Polski Ludowej, istocie PRL-owskiej władzy, tożsamości polskiego społeczeństwa, ocenie procesów transformacji i przekształceń ustrojowych. Mówiąc patetycznie, pytanie o Okrągły Stół jest w gruncie rzeczy pytaniem o Polskę, a także pytaniem o to, kto może udzielać wiążących odpowiedzi na ten temat. Jest zatem także zapytaniem o to, czyja jest Polska i czy jej obecny, pookrągłostołowy kształt jest optymalny ze względu na dobro większości obywateli.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Ku globalnej Korei
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Kataryna: Minister panuje, ale nie rządzi
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Niech żyje sigma!
Plus Minus
Jan Bończa-Szabłowski: Tym bardziej żal…
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Syria. Przyjdzie po nocy dzień