Drugi powrót Wańkowicza

Wznowienie „Bitwy o Monte Cassino” rozpoczyna powrót do księgarń dzieł pisarza nieobecnego w świadomości młodszych pokoleń

Publikacja: 11.04.2009 15:00

Melchior Wańkowicz z żoną i córką, 1960 r.

Melchior Wańkowicz z żoną i córką, 1960 r.

Foto: PAP

Red

Powrót Melchiora Wańkowicza do Polski w 1958 roku emigracja odebrała negatywnie. Do dzisiaj są osoby, które głoszą, że nie powrócił do Polski, tylko do PRL. Pisarz nie włączył się w żadne struktury polityczne, pozostał niezależny, w 1964 roku wytoczono mu proces polityczny i wsadzono do więzienia, ale kontrowersje wokół niego są, i mimo tłumaczeń, wyjaśnień, zapewne na długo pozostaną.

Czytelnicy przyjęli pisarza pełnym sercem, był podziwiany za nieugiętą postawę i wielki talent. Przez kolejne lata pisał książki, które wzbudzały poczucie dumy, uczucia patriotyczne, mobilizowały do przemyśleń. Pisarz nigdy w nich nie kłamał, nie przeinaczał i nie wykrzywiał historii. Ale też nie wszystkie jego książki mogły się w Polsce ukazać, inne wydawano okrojone przez cenzurę.

Za życia uwielbiany przez czytelników, pozostawał autorem czytanym przez wiele lat po śmierci, która nastąpiła w 1974 roku. Tymczasem teraz, w wolnej Polsce, wyrosło pokolenie, któremu nazwisko autora „Bitwy o Monte Cassino” i „Ziela na kraterze” nic nie mówi. Nie ma też jego książek w księgarniach. 35 lat po śmierci „polski Hemingway” (tak został nazwany w Stanach Zjednoczonych) dla młodych ludzi jest pisarzem nieznanym.

[srodtytul]Kontrowersje wokół „Bitwy o Monte Cassino”[/srodtytul]

Ioto w takiej niełatwej dla wydawcy sytuacji Wydawnictwo Prószyński Media postanowiło wznowić książki pisarza. Nie jeden tytuł czy trzy, lecz całą serię. Będzie to jakby drugi powrót Wańkowicza – tym razem do polskich księgarń. Niebawem, z końcem kwietnia, ma się ukazać „Bitwa o Monte Cassino”, jedna z najgłośniejszych książek pisarza.

Wańkowicz jako korespondent wojenny wraz z II Korpusem dotarł do Egiptu, następnie do Włoch, gdzie w latach 1945 – 1946 w Rzymie i Mediolanie powstała trzytomowa „Bitwa o Monte Cassino” opublikowana przez Wydawnictwo Oddziału Kultury i Prasy II Polskiego Korpusu. Książka otworzyła w Polsce nowy rozdział wielkiego współczesnego reportażu wojennego. Z Wańkowiczem przy pisaniu „Bitwy o Monte Cassino” współpracowało kilka osób. Jego sekretarką była Zofia Górska, późniejsza znakomita pisarka Zofia Romanowiczowa. Dużą rolę w powstaniu „Bitwy... ” odegrał artysta grafik Stanisław Gliwa, który gromadził fotografie, odwiedzał archiwa alianckie, korzystał ze zdjęć robionych w II Korpusie.

Pierwsze – skrócone – wydanie w Polsce Ludowej pod tytułem „Monte Cassino” ukazało się w 1958 roku, w roku powrotu pisarza do Polski. Na emigracji autor spotkał się z zarzutami, że w ogóle pozwolił książkę wydrukować, w dodatku w skróconej wersji. Zarzucano mu kolaborację, zatarcie prawdy historycznej, zgodę na ingerencję cenzury, złamanie uchwały Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie z 1956 roku (notabene uchwały tej Wańkowicz nie podpisał), która nakazywała autorom emigracyjnym niepublikowanie w kraju.

Na temat wydania skróconej wersji „Monte Cassino” wypowiedział się mieszkający po wojnie w Londynie Stanisław Gliwa. Mówił o Wańkowiczu: „Uważałem, że postąpił słusznie. Bo trzeba popatrzeć na jego decyzję realistycznie. Ta książka była czytana w domach, chodziła od wsi do wsi, ludzie słuchali jej z radością i ze łzami w oczach. Nic dziwnego, jest to bowiem książka, w której pisze się o pojedynczym żołnierzu. Dawniej pisano o dowódcach, w najlepszym wypadku o oddziale, tutaj bohaterem jest prosty frontowiec, którego sławne i mniej sławne czyny autor opisuje. Dla wszystkich Polaków ta największa w literaturze batalistycznej książka była niezwykle ważna, gdyż mówiła o pierwszym zwycięstwie polskiego wojska nad Niemcami. Ja nie miałem wątpliwości, że powinna się ukazać w kraju – nieważne, że bez pewnych fragmentów”.

Po latach o tę sprawę zapytałam Eugeniusza Witta, jedynego żyjącego świadka debaty na temat skrótów książki, która po ukazaniu się krajowego wydania odbyła się na życzenie Wańkowicza w środowisku kombatantów w Nowym Jorku. Zacytował mi on powtarzane zdanie-opinię, która wtedy, w 1958 roku, była według mojego rozmówcy najważniejsza i przekazywana przez wiele osób: „Dla matek, które miały lub straciły synów pod Monte Cassino ważnym jest, że zostali oni wymienieni w krajowym wydaniu tej książki”.

W 2009 roku Eugeniusz Witt, obecnie adiutant generalny Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w Ameryce w Nowym Jorku, udzielił mi szerszej wypowiedzi: „Uważam, że Wańkowicz miał rację i odwagę wydania w PRL książki pod tytułem »Monte Cassino«. Dobrze się stało, że książka ta ukazała się w ówczesnej Polsce. Dzięki niej ludzie dowiedzieli się o szczegółach bitwy, mogli być dumni z udziału w niej Polaków, często swoich bliskich. W czasach ostrego komunizmu w Polsce ta książka była bardzo potrzebna, by przetrwać, podtrzymywała uczucia patriotyczne. Pomogła wszystkim – Polakom, legendzie bitwy i legendzie żołnierza polskiego walczącego wraz z wojskami alianckimi. Dzięki takim książkom rosło pokolenie, które marzyło o wolnej Polsce”.

Obecne pełne wydanie wydawca uzupełnił dodatkowo o dwa aneksy, korzystając z nieznanych tekstów, które ukazały się w broszurze wydanej w Londynie w 1954 roku nakładem Komitetu Obchodu Dziesięciolecia Bitwy o Monte Cassino pt. „Było to pod Monte Cassino” z posłowiem gen. Zygmunta Bohusza-Szyszki oraz przedmową gen. Władysława Andersa, który pisał między innymi:

„Wszystkich ich prowadziła wizja Polski wolnej i szczęśliwej, którą nosili w sercach i w duszach swoich. Szli na pozycje niemieckie pod Monte Cassino w morderczym ogniu przeciwnika, nie dlatego, że taki był rozkaz dowódcy, lecz z wewnętrznego nakazu walki z wrogiem, ciemiężycielem ojczyzny. Czyn żołnierza polskiego pod Monte Cassino stał się świadectwem, że miłość Kraju nie jest dla naszego pokolenia pustym dźwiękiem. Wykształciło ono w sobie wolę i zdolność wytrwania, przełamujące nie tylko potęgę techniczną napotykaną w drodze do wolności, lecz również łamiącą wolę przeciwnika, a pod Monte Cassino – również i opór zdyscyplinowanych wyborowych wojsk niemieckich. Ta prawda niechaj idzie razem z książką Wańkowicza coraz szerzej wśród Polaków. Niech buduje taką właśnie siłę ducha i ofiarność, bo przed nami stanąć mogą przeszkody jeszcze większe i zadania jeszcze trudniejsze do wykonania”.

Przedmowę do obecnego wydania książki „Bitwa o Monte Cassino” napisał znakomity brytyjski historyk Norman Davies (chcę powiedzieć z perspektywy zaoceanicznej, że Norman Davies jest dla nas, Polaków, wielkim prezentem od losu). Davies pisze między innymi:

„Z pewnością nie jest to historia akademicka, najeżona przypisami i wyczerpującymi argumentami. A jednak to coś więcej aniżeli zwykły reportaż. Cechuje ją przystępność dzisiejszego bloga, tworzonego pod wpływem chwili i emocji, który nie wzbrania się przed subiektywnymi poglądami i reakcjami na zaistniały stan rzeczy, a zarazem jest to utwór o przejrzystej strukturze, erudycyjny i w świetnym stylu. Tętni kolorami i życiem, zachowując wierność duchowi uczestników tamtych wydarzeń, którym jednocześnie jest dedykowany”.

W ostatnim okresie pisarz przywoływany był sporadycznie, często negatywnie. Trudno np. zapomnieć taką scenę, gdy się ją raz usłyszy. Do leżącego w łóżku chorego Pawła Jasienicy przychodzi Melchior Wańkowicz i pyta: „Powiedz, czy byłeś kapusiem, czy nie, prawdę mówił Gomułka, czy kłamał?”.

[srodtytul]Przyjaciel musi mi powiedzieć[/srodtytul]

Sprawę przypomniał, a przede wszystkim negatywnie nagłośnił Władysław Bartoszewski. Chodzi o rok 1968. Paweł Jasienica, występując wspólnie ze Stefanem Kisielewskim i Januarym Grzędzińskim w obronie usuniętych z Uniwersytetu Warszawskiego studentów, został wydalony ze Związku Literatów Polskich. To nie był koniec szykan. 19 marca 1968 roku na wiecu w Sali Kongresowej Władysław Gomułka „wypomniał” Jasienicy zarówno jego przynależność do „bandy Łupaszki”, jak również to, że śledztwo przeciwko niemu zostało umorzone „z powodów, które są mu znane”.

Bartoszewski pisze dwukrotnie (w wywiadzie z Michałem Komarem i przedmowie do książki córki Jasienicy) o tym, że dowodem, iż oskarżenia partyjnego przywódcy trafiły na podatny grunt, jest epizod, gdy Melchior Wańkowicz przyszedł do chorego, chcąc wydobyć od niego, niczym spowiedź, przyznanie się do zawarcia z UB jakiegoś tajemnego porozumienia. Jak napisał – „Wańkowicz nakłaniał Pawła, i to w sposób dość natarczywy (co potwierdziła p. Beynarowa, która wreszcie go prosiła, aby skrócił tę wizytę), do przyznania się, że jednak zaciągnął jakieś zobowiązania wobec bezpieki, i do zwierzenia mu się, »jak to było naprawdę«”.

Bartoszewski nie szczędzi niechętnych uwag względem – jak pisze – „Mela”, jednocześnie oszczędnie i oględnie traktuje Zofię O’Bretenny, której działalność ubecka już była znana, kiedy pisał swoje teksty. „P. Beynarowa”, czyli Zofia z domu Darowska O’Bretenny, zwana Neną, pseudonim Ewa, TW „Ewa Max”, to jedna z najgłośniejszych i najbardziej oddanych agentek Służby Bezpieczeństwa, a znajomość z Pawłem Jasienicą nawiązała po to, by go inwigilować.

Zofia O’Bretenny nie znosiła Wańkowicza. W donosach z 1964 roku, czyli pięć lat wcześniej, cztery lata zanim jeszcze Gomułka rzucił swoje oskarżenie, już pisała raporty na temat autora „Bitwy o Monte Cassino”. W trakcie jego procesu w 1964 roku donosiła do UB, o czym mówiono w środowisku literackim.

Po poślubieniu Jasienicy wyraźnie chciała rozbić jego wieloletnią przyjaźń z Wańkowiczem. A była to przyjaźń wypróbowana. Obydwaj w 1964 roku złożyli w Komorowie wizytę Marii Dąbrowskiej, która w swoich „Dziennikach” napisała o odwiedzinach „panów z »Listu 34«”. Paweł Jasienica zachował się w trakcie procesu Wańkowicza wspaniale. Dwa lata później, w lutym 1966 roku, Jasienica przemawiał na przyjęciu z okazji 50-lecia ślubu Wańkowiczów w Sali Architektów w Warszawie. Mówił o dorobku literackim swojego przyjaciela, wyliczył kilka tytułów, które nie ukazały się w kraju. Wańkowicz, zabierając głos, zaznaczył, że chociaż uroczystość ma charakter rodzinny, a nie literacki, to jednak największą przyjemność sprawiło mu przemówienie Pawła Jasienicy.

Na temat wizyty Wańkowicza u Jasienicy 30 lat później napisał Aleksander Małachowski w przedmowie do „Ziela na kraterze”:

„Ongi Gomułka oszkalował Pawła Jasienicę, gdy ten sprzeciwił się władzy i coś przykrego dla niej powiedział na zebraniu literatów w marcu 1968 roku. Tow. Wiesław zarzucił wielkiemu pisarzowi, że poszedł na współpracę z UB, a przedtem mordował u »Łupaszki«, w jego słynnej »bandzie«. Wańkowiczowi ta sprawa nie dawała spokoju. Wszak Jasienica był jego bliskim przyjacielem, mężem zaufania w absurdalnym procesie wytoczonym Panu Melchiorowi. Odpytywał zatem Pan Melchior nas wszystkich, jak to było naprawdę z »Łupaszką« i UB, ale niewiele się dowiedział. Postanowił: zapytam samego Pawła. – Ależ Panie Melchiorze, replikował Jan Józef Lipski, Paweł jest już prawie w agonii, ma raka, umiera. – »Co to ja nie wiem

– oburzył się Wańkowicz – ale jak umrze, kto mi powie, jak było naprawdę?«. Poszedł do konającego Jasienicy i dręczył pytaniami: »Strzelałeś czy nie, donosiłeś na UB czy nie?«. Zgroza. Nie wiem tylko, czy potem wykorzystał gdzieś brutalnie wymuszone na konającym przyjacielu wiadomości. Nikogo nie oszczędzał. Siebie też nie. Opowiadał mi generał Rudnicki – jeden z dowódców w bitwie o Monte Cassino – że mieli tam z panem Melchiorem, jak to się mówi, krzyż pański – pchał się pod kule. Chciał wiedzieć. Chciał zawsze wszystko wiedzieć najlepiej ze wszystkich.

Spytałem go kiedyś, jest to zresztą zarejestrowane na filmie o nim, co było główną siłą napędową jego pisarstwa? »Oczywiście ciekawość, mój drogi, ciekawość«. Wychodził z założenia, że to, co jest ciekawe dla niego, ma podobną wartość dla innych, dla wszystkich w zasadzie”.

Mam w diariuszu (do którego pisania zachęcał mnie sam Wańkowicz) zapisaną relację samego pisarza.

19 sierpnia 1974 roku Melchior Wańkowicz poprosił, bym pojechała z nim na mszę świętą w czwartą rocznicę śmierci Jasienicy. Pisarz był ciężko chory, po operacji, schudł ponad 30 kilogramów, chodził z trudem, posługując się laską. Zmarł trzy tygodnie później, 10 września.

Godzina 18.30, kościół św. Krzyża był niemal pusty, jedynie niewielka grupa ludzi. Do wychodzących po mszy podszedł Wańkowicz. Żona Jasienicy coś mu powiedziała, zawrócił. Wracaliśmy samochodem do domu na Mokotów. Zaczął swoją opowieść w samochodzie i wrócił do niej wieczorem:

„Po przemówieniu Gomułki nie wierzyłem, że coś takiego się mogło stać, o czym powiedział. Ale mnie to męczyło. Pytałem wkoło, każdy nabierał wody w usta. Postanowiłem wtedy zapytać samego Pawła. Był moim przyjacielem od lat, bardzo ceniłem jego książki. Nie uważałem, żeby to zmilczeć i tylko założyć, że to nieprawda, bez rozmowy. Chciałem, by mi powiedział, skąd to się wzięło. Dlatego poszedłem. Jasienica od dawna chorował, tym razem też był w łóżku. Poszedłem nie tyle jako reporter, choć ciekawość była motorem moich wielu poczynań, poszedłem jako przyjaciel do przyjaciela. Chciałem, by mi opowiedział, jak on na to patrzy, na to pomówienie, by mi opowiedział o tym okresie. Uważam, że jeżeli ktoś na mnie by rzucił publicznie oskarżenie, to przyjaciele moi nie nabrali by wody w usta, tylko przyszli, by porozmawiać – skąd się takie świństwo wzięło. Ponieważ był moim przyjacielem, wiedziałem, że sam mi szczerze opowie.

Naszą rozmowę przerywała raz po raz żona Jasienicy, była mocno podenerwowana. Zostawiała nas, wchodziła i wychodziła. Jasienica poślubił ją kilka miesięcy przed śmiercią, ale kręciła się koło Pawła od dawna. Zdawałem sobie sprawę, bo tego nie kryła, że mnie nie lubiła. Gdy przychodziłem, nieraz zachowywała się arogancko, wtrącała się do rozmowy, przerywała”.

(W materiałach z okresu uwięzienia Pawła Jasienicy, zgromadzonych w IPN, nie ma oświadczenia pisarza o współpracy z resortem bezpieczeństwa ani nawet zobowiązania, że zachowa w tajemnicy przebieg śledztwa. Jasienica został zwolniony w wyniku poręczenia Bolesława Piaseckiego. – przyp. red.)

Dziesięć lat później „wdowę po Jasienicy” poznałam na kameralnym przyjęciu opłatkowym u Barbary Wachowicz. Kilka razy ją u niej spotykałam. Zwracała uwagę swoją krzykliwością, jakby domagała się uwagi tylko dla siebie. Kiedyś przy kolacji usiadła koło mnie i bez przyczyny zaczęła mówić podniesionym głosem coś przeciwko Wańkowiczowi, jak „go nienawidzi”. Patrzyłam na nią zaskoczona. Co 25 lat starsza ode mnie wdowa po Jasienicy miała do mnie? Drżała nieomal ze złości i jakiegoś podniecenia.

Napisałam o tym spotkaniu oględnie w 1993 roku – jeszcze długo przed odkryciem, że była agentką UB – w książce „Ulica Żółwiego Strumienia”: „Już nieraz się zdarzało, że ludzie nielubiący Wańkowicza nie omieszkiwali mi tego powiedzieć, więcej, przerzucali na mnie swoje uczucia, jak na przykład wdowa po Pawle Jasienicy. Zaczynali rozmowy od pretensji, krytyki lub zachwytów. Nawet wyrażali swoje uczucia w czasie spotkań opłatkowych”.

To jeden z wielu Wańkowiczowskich przyczynków.

[ramka]Aleksandra Ziółkowska-Boehm w ostatnich dwóch latach życia Wańkowicza była jego asystentką i sekretarką. Pisarz zapisał jej swoje archiwum. Seria książek Wańkowicza rozpoczynana przez Wydawnictwo Prószyński Media prowadzona jest pod jej redakcją. We wrześniu ten sam wydawca wznowi rozszerzoną wersję jej książki „Na tropach Wańkowicza – po latach”. Autorka kilkunastu książek, m.in. „Blisko Wańkowicza”, „Otwarta rana Ameryki”, „Podróże z moją kotką”. Jej książka „Kaja od Radosława, czyli historia Hubalowego Krzyża” w 2007 roku otrzymała nagrodę londyńskiego Związku Pisarzy na Obczyźnie.[/ramka]

Powrót Melchiora Wańkowicza do Polski w 1958 roku emigracja odebrała negatywnie. Do dzisiaj są osoby, które głoszą, że nie powrócił do Polski, tylko do PRL. Pisarz nie włączył się w żadne struktury polityczne, pozostał niezależny, w 1964 roku wytoczono mu proces polityczny i wsadzono do więzienia, ale kontrowersje wokół niego są, i mimo tłumaczeń, wyjaśnień, zapewne na długo pozostaną.

Czytelnicy przyjęli pisarza pełnym sercem, był podziwiany za nieugiętą postawę i wielki talent. Przez kolejne lata pisał książki, które wzbudzały poczucie dumy, uczucia patriotyczne, mobilizowały do przemyśleń. Pisarz nigdy w nich nie kłamał, nie przeinaczał i nie wykrzywiał historii. Ale też nie wszystkie jego książki mogły się w Polsce ukazać, inne wydawano okrojone przez cenzurę.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Agnieszka Fihel: Migracja nie załata nam dziury w demografii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Dzieci nie ma i nie będzie. Kto zawinił: boomersi, millenialsi, kobiety, mężczyźni?
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji