[b]Skoro tak bardzo je kochają, to dlaczego wcześniej je krzywdzili?[/b]
Dzisiaj mają po 50, 60 lat, niższy poziom testosteronu, co wiąże się z obniżeniem popędu seksualnego. Tłumaczą się na 100 sposobów. Że wcześniej popęd był tak silny, że nie potrafili nad nim zapanować. Że byli w trudnym momencie życia. Mają poczucie winy wobec dziecka, w związku z tym próbują mu wynagrodzić wyrządzoną krzywdę. Jeden z moich pacjentów buduje na przykład swojej córce dom. Problem polega na tym, że ona tego nie chce. W literaturze naukowej istnieją dwa stanowiska dotyczące przyszłości takiej rodziny. Bardziej skłaniam się ku temu, które mówi, że jej scalenie nigdy nie będzie możliwe.
[b]Z danych, do których dotarłam, wynika, że ponad połowa molestowanych dzieci mówi dorosłym o tym fakcie.
Skoro tak, to dlaczego wykrywa się zaledwie 3 – 5 proc. przypadków kazirodztwa?[/b]
Sprawca krzywdzi swoją ofiarę w ukryciu. W związku z tym brak jest tego, co w świadomości społecznej uchodzi za tzw. twardy dowód, na przykład nagranie działań sprawcy. Dlatego wiele osób rezygnuje z ujawnienia sprawy. W przypadku, gdy istnieją nikłe szanse na wyrok skazujący dla winnego, ja to popieram.
[b]Jak to?![/b]
Przed jakąkolwiek decyzją powinniśmy zrobić bilans szkód i korzyści. Czasami lepiej dla dziecka, jeśli rozwiązanie nie nastąpi na drodze sądowej. Uniknie ono kolejnych upokorzeń i odgrzewania okropnych wspomnień. A przede wszystkim, w razie wyroku uniewinniającego – a takie wyroki zapadają czasem wbrew opinii biegłych – dalszego kontaktu ze sprawcą, wtedy już kompletnie bezkarnie wykorzystującego ofiarę. Słyszałam o niejednym przypadku propozycji rozstania złożonej przez żonę mężowi. Ona decyduje się zrezygnować ze sprawy karnej, on w zamian zrzeka się praw do dziecka. Jest to dobre o tyle, że daje szansę na skuteczne izolowanie sprawcy od ofiary. Szanuję ten sposób rozwiązania sytuacji. Ale zawsze tłumaczę takiej matce, że nie ujawniając przestępstwa, naraża inne dzieci na niebezpieczeństwo.
[b]Jedna z takich spraw została ujawniona dzięki czujności nauczycielki. Kobieta zauważyła, że uczennica zaczęła chodzić, kiwając się na boki niczym kaczka. Okazało się, że miała tak bardzo obolałe krocze po kontakcie seksualnym z ojcem.[/b]
Na szczęście zwiększa się grupa nauczycieli, którzy są wrażliwi na tego typu objawy. Niepokoić powinna zmiana zachowania dziecka. Jeśli nagle stało się apatyczne, smutne, zapłakane czy wyizolowane. Alarmującym sygnałem mogą być objawy somatyczne, np. zadrapania czy zasinienia okolic intymnych, upławy, infekcje, urazy pochwy czy odbytu. Czujność powinny też wzbudzić skargi, że coś dziecko piecze lub boli w pupie, że często chce mu się siusiu albo przeciwnie – powstrzymuje długotrwale oddawanie moczu i stolca. Jednocześnie należy sobie zdawać sprawę z tego, że nie muszą być to objawy wykorzystania seksualnego. W ten sposób mogą się ujawniać alergia czy owsiki.
[b]Mamy wysyp spraw dotyczących kazirodztwa. Zwłaszcza głośna była sprawa Josefa Fritzla. Czy po jej ujawnieniu przybyło pani pacjentów?[/b]
Ich napływ jest duży, ale stały. Nie zmienia się od mniej więcej 20 lat, od kiedy prasa zaczęła nagłaśniać problem. Sprawa Fritzla nic nie zmieniła. Bo nie sądzę, by zmieniła się skala zjawiska. Zmienia się natomiast chęć jego ujawnienia. Jak wynika z wcześniejszych badań prof. Zbigniewa Izdebskiego, wykorzystywanych seksualnie może być 4 proc. dzieci w Polsce. Badania kolejne przyniosły wzrost tych przypadków do ponad 30 procent.
Niedługo wejdziemy w drugą fazę tego zjawiska. Mam na myśli fałszywe posądzenia. To już się dzieje w Ameryce. Tym samym wahadło przesunie się w drugą stronę. Jest to ogromnie niebezpieczne zjawisko, bo grożące powstrzymywaniem się przed jakimkolwiek kontaktem dotykowym. A bez kontaktu fizycznego nie ma czułości. Widzę już pierwsze sygnały świadczące o tym. Zgłaszają się do mnie osoby, które chcą się upewnić, że to co im się przydarzyło, nie miało formy wykorzystania. Przykładowo, jedna z pacjentek się skarżyła, że jej ojciec był bardzo czuły w kontaktach z nią. Spytałam, w jaki sposób dawał temu wyraz. Ciągle chodził ze mną za rękę – odpowiedziała.
[b]Autorka książki, która niedawno ukazała się w Polsce, pt. „Kato-tata” pisze, że gdyby ktoś jej w dzieciństwie powiedział, że może bronić się przed ojcem, by to zrobiła. W jaki sposób dziecko może przeciwstawić się przemocy seksualnej?[/b]
Ocena sytuacji dokonywana przez osobę dorosłą jest inna niż ocena ośmiolatki. Między osamotnioną ofiarą kazirodztwa a sprawcą, dorosłym mężczyzną, siły są tak nierówno rozłożone, że dziecko nie ma wielkiej możliwości obrony. Dlatego uważam, iż sposób myślenia kobiety – ofiary, że kiedyś mogłaby stawić opór sprawcy, jest iluzją. Może to panią wzburzyć, co powiem, ale o skuteczności i mądrości jej obrony świadczy fakt, że w beznadziejnym dla siebie położeniu zachowała życie i ochroniła swoje istnienie. A potem, w życiu dorosłym podjęła inną, skuteczną próbę zmierzenia się z traumą.
[ramka]Prof. Maria Beisert jest psychologiem, seksuologiem i prawnikiem. Kieruje Podyplomowym Studium Pomocy Psychologicznej w Dziedzinie Seksuologii działającym przy Instytucie Psychologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu kształcącym przyszłych seksuologów. Ma na swoim koncie kilka książek, m.in. „Kazirodztwo. Rodzice w roli sprawców”, „Seks twojego dziecka”, „Seksualność w cyklu życia”.
Typowym sprawcą kazirodztwa jest mężczyzna w średnim wieku, najczęściej biologiczny ojciec ofiary. Przy czym, jeśli w rodzinie pojawia się ojczym, ryzyko wykorzystania przez niego dziecka partnerki wzrasta siedmiokrotnie. Ofiarami są najczęściej dziewczynki przed okresem dojrzewania, w wieku 8 – 12 lat. Proceder ma z reguły charakter długotrwały. Trwa średnio dwa, trzy lata. W ubiegłym roku odnotowano w Polsce ponad 1,6 tys. spraw związanych z wykorzystaniem seksualnym dziecka. Choć mniejszość z nich dotyczyła stosunków kazirodczych, to większość stanowiła przypadki molestowania przez osoby bliskie. Wykorzystania kazirodcze są rzadziej ujawniane, a ich skutki oceniane jako groźniejsze niż skutki działań osób obcych. [/ramka]