Co się Niemcom udało, czyli alfabet Piotra Semki na 60-lecie RFN

23 maja 1949 roku weszła w życie ustawa zasadnicza Republiki Federalnej Niemiec. Tę datę uznaje się za moment powstania RFN.

Aktualizacja: 23.05.2009 01:40 Publikacja: 22.05.2009 21:06

Co się Niemcom udało, czyli alfabet Piotra Semki na 60-lecie RFN

Foto: AP

23 maja 1949 roku weszła w życie ustawa zasadnicza Republiki Federalnej Niemiec. Tę datę uznaje się za moment powstania RFN. Preambuła konstytucji nowego państwa głosiła: „Niemiecki naród świadom swej odpowiedzialności przed Bogiem i ludźmi siłą swych uprawnień konstytucyjnych, natchnięty wolą, aby jako równouprawniony człon w zjednoczonej Europie służyć światowemu pokojowi, przyjął jako obowiązującą tę ustawę zasadniczą”. Sześć dekad potem zastanowiłem się, co najlepiej się udało Niemcom w ich odrodzonej po wojnie republice i co nam, Polakom, najbardziej się podobało w państwie między Renem a Odrą.

[srodtytul]Aenauer Konrad[/srodtytul]

Stary kanclerz, który wymyślił Niemcy na nowo. Gdy w 1933 roku hitlerowcy wyrzucali go ze stanowiska burmistrza Kolonii, 57-letni wówczas Adenauer mógł sądzić, ze czeka go już tylko polityczna emerytura. Po upadku III Rzeszy w 1945 roku okazał się najskuteczniejszym politykiem nowych Niemiec.

Na fotelu kanclerza RFN zasiadał nieprzerwanie aż 14 lat. Kiedy odchodził z urzędu, miał 87 lat. Głęboko wierzył, że tylko powrót Niemiec do chrześcijańskich korzeni i wzmocnienie pozycji rodziny zagwarantuje, iż jego rodacy nigdy już nie ulegną szowinistycznym i totalitarnym ciągotom. Był przekonany, że zerwanie z duchem pruskim ułatwi pojednanie z Francją i tworzenie razem z nią idei europejskiej.

To on wynegocjował odszkodowania dla Izraela. Gdy w 1955 roku dzięki jego staraniom Moskwa zwolniła z niewoli niemieckich jeńców wojennych, matki i żony czekające na ich powrót z tzw. białego piekła całowały go po rękach.

„Stary”, jak nazywali go Niemcy, stał się też symbolem prosperity gospodarczej lat 50. To on stworzył polityczny parasol dla reform Ludwiga Erharda. Propaganda PRL przedstawiała go na plakatach w białym płaszczu z czarnym krzyżem na piersiach. Historycy przytaczają wprawdzie jego słowa, że po pojednaniu niemiecko-francuskim przyjdzie kolej na pojednanie niemiecko-polskie. Ale za czasów Adenauera urazy Niemców, którzy musieli opuścić polskie ziemie zachodnie, były zbyt silne, a nieufność kanclerza do komunistycznej Warszawy zbyt duża, by mogło dojść do przełomu.

[srodtytul]Adidasy[/srodtytul]

Absolutny przedmiot marzeń w latach 70. i 80. W moim gdańskim Liceum nr 3 oryginalne buty Adidasa były niezwykle istotnym elementem mody i stylu „poppers”. Dla trenujących w klubach – dresy, koszulki i torby z charakterystycznym znaczkiem stanowiły ważny sygnał zbliżania się profesjonalnego sportu.

Dorośli jadący do RFN otrzymywali od swoich dzieci szczegółowe instrukcje, jaki model adidasów kupić. Wiedzę tajemną na temat modeli czerpano z prospektów pożyczanych z czcią i namaszczeniem. Biały tenisowy model adidasów Grand Prix z 1983 roku do dziś pozostaje dla mnie absolutnym ideałem piękna.

[srodtytul]Autostrady[/srodtytul]

Asfaltowy obiekt westchnień sąsiadów. Akurat ten tak chwalony przez Polaków aspekt Niemiec ma brunatny rodowód – program budowy autostrad był pomysłem Hitlera, ale w powojennych Niemczech był już efektem konsekwentnej polityki państwa.

[srodtytul]Bonn[/srodtytul]

„Federalna wieś”. Ważny element tożsamości RFN – miasteczko w Nadrenii, które pełniło rolę stolicy. Starzy dyplomaci nie mogą się nachwalić ciszy i spokoju tamtej stolicy. Należę do osób żałujących przeniesienia stolicy do Berlina. Ukryty w zieleni niewielki boński Bundestag w Bonn zdecydowanie wolałem od efekciarskiego Reichstagu w Berlinie z kopułą sir Normana Fostera.

[srodtytul]Blaszany bębenek[/srodtytul]

Literacki rachunek win. Choć kult Günthera Grassa w moim rodzinnym Gdańsku nieraz na łamach „Rzepy” wyśmiewam – to faktem pozostanie, że książka ta jest modelową przypowieścią o tym, jak fascynacja brunatnym kolorem doprowadziła Niemców ze Wschodu do konieczności zapłaty gorzkiego historycznego rachunku – utraty ojczyzny. Bez Grassa nikt w Niemczech i na świecie nie wiedziałby o bohaterstwie obrońców Polskiej Poczty. Sam Grass do wielkości swoich dzieł – szczególnie po aferze z jego służbą w SS – z wiekiem dorasta znacznie gorzej.

[srodtytul]Boris Becker i Claudia Schiffer[/srodtytul]

Cudowne dzieci epoki Kohla. Blond modelka i rudawy tenisista spełnili marzenie Niemców o sympatycznych ogólnoświatowych symbolach. Potem do drużyny „ładnych Niemiec” trafił kierowca wyścigowy Michael Schumacher, a ostatnio modelka Gisele Buendchen – co prawda urodzona w Brazylii, ale tak niemiecka, że uznawana wszędzie za ikonę germańskiego piękna i seksapilu. Kult Beckera nadal kwitnie w najlepsze, mimo że tenisista już dawno zakończył sportową karierę. Ostatnio portal „Bilda” zaproponował specjalną „Becker TV” rozwodzącą się nad każdym aspektem jego życia. Przy okazji 20-lecia zjednoczonych Niemiec, dla uhonorowania „Ossis”, do teamu legend sportu próbuje się doklejać Katarinę Witt – gwiazdę jazdy na lodzie z epoki późnego Honeckera.

[srodtytul]Bravo[/srodtytul]

Magazyn – w latach 70. marzenie każdego polskiego nastolatka. Jego najatrakcyjniejszą częścią był kolorowy plakat z gwiazdami rocka. W latach 70., gdy byłem w podstawówce, obiekt nieustannych targów i wymian. Najbardziej ceniono plakaty Abby, Boney M. i Kiss. Teraz polskie edycje „Bravo” giną w kioskach wśród dziesiątków konkurencyjnych tytułów.

[srodtytul]Bundesliga[/srodtytul]

Futbol solidny jak stal Kruppa. Jedna z paru najlepszych lig na świecie, choć i jedna z najmłodszych w Europie – powstała dopiero w 1963 roku. Mimo paru afer korupcyjnych obdarzana ogromnym zaufaniem Niemców. Gdy kiedyś trafiłem na mecz na stadionie Bayernu Monachium, miałem wrażenie, jakby to widowisko było jakimś zastępczym sacrum w kraju umiarkowanie wypełnionych kościołów.

[srodtytul]Cud gospodarczy[/srodtytul]

Triumf liberałów. A konkretnie Ludwiga Erharda – ministra gospodarki, potem kanclerza, który przeforsował reformę marki i zaufał mechanizmom uwalniającym ludzką przedsiębiorczość. Dzięki szybkim reformom już na początku lat 50. na ulice niemieckich miast wróciły stragany z południowymi owocami na czele z bananami – symbolem powrotu do normalności. W 1953 roku enerdowski Berlin wizytowali dwaj oficjele UB – pułkownik Anatol Fejgin i podpułkownik Józef Światło. Gdy omyłkowo wyszli z metra na ulice Berlina Zachodniego – to właśnie po bananach Światło pojął, że jest na Zachodzie i może uciec. Tej katastrofy dla prestiżu PRL nie byłoby bez Erharda i jego probananowych reform.

[srodtytul]Currywurst[/srodtytul]

Dobry znajomy wszystkich Polaków, którzy w Berlinie musieli tanio uspokoić grające marsza kiszki. Posiekana parówka z pseudoindyjskim proszkiem i keczupem – budzi od lat podejrzenia, że jest dobrą okazją dla sprzedawców, by się pozbyć niedojedzonych parówek.

Sprzedawcy zawsze zaklinają się, że to potwarz, i powołują się na surowe kontrole niemieckiego odpowiednika sanepidu. Dla mniej podejrzliwych – Currywurst jest symbolem i typowym elementem ulic Berlina. Niemcy z innych miast nie wyznają aż takiego kultu siekanej paróweczki, jakim cieszy się ona nad Szprewą.

[srodtytul]Decentralizacja[/srodtytul]

Dobra strona powojennego podziału Niemiec i detronizacji Berlina z roli stolicy. Gdy po 1949 roku polityczną stolicą zostało Bonn, Frankfurt stał się stolicą prasy i pieniądza, Kolonia – metropolią katolicyzmu i mediów, Hamburg – biznesu i muzyki pop, a Monachium – high tech i mody. Teraz, gdy Berlin wrócił do roli stolicy, widmo centralizacji znów straszy.

[srodtytul]Deutsche Bahn[/srodtytul]

Narodowe sacrum. Kiedyś wzór punktualności – dziś już tak nie jest. Ale pociągi InterCity i tak budzą podziw – szybkością i komfortem jazdy. Od niemieckich konduktorów taktu i grzeczności mogliby się uczyć ich koledzy z pozostałych kolei w całej Europie.

[srodtytul]Eggebrecht Hans[/srodtytul]

Jeden z tysięcy Niemców, którzy po wojnie – bez rozgłosu i bez ostentacji – spłacali Polakom dług za wojenne zbrodnie. Eggebrecht – gdańszczanin, po wojnie zamieszkały w Hamburgu – w latach 80. i 90. zebrał setki tysięcy marek na rekonstrukcje carillionu – zespołu dzwonów w gdańskim kościele św. Katarzyny, który spłonął w hekatombie 1945 roku. Inni ludzie sumienia działali od lat 50. w akcji „Znak pokuty” lub w ramach organizacji charytatywnych pomagali Polakom w latach stanu wojennego.

[srodtytul]Episkopat RFN[/srodtytul]

„Wybaczamy i o wybaczenie prosimy” – te słowa listu polskich biskupów nie przyniosły od razu znaczącego przełomu. Odpowiedź episkopatu RFN rozczarowała naszych biskupów. Ale już od przełomu lat 60. i 70. wzajemne kontakty nabrały głębi. Ich ważnym momentem była we wrześniu 1978 r. wizyta delegacji polskich biskupów z kardynałem Karolem Wojtyłą. Ponoć miała ona ułatwić wybór Polaka na papieża. Biskupów obu krajów połączyła potem beatyfikacja Maksymiliana Kolbego. Bez dialogu intelektualistów katolickich z obu stron nie rozładowano by wzajemnych urazów i złych wspomnień. Nie byłoby też spotkania Helmuta Kohla z Tadeuszem Mazowieckim w Krzyżowej w 1989 roku. Dziś dialog między oboma episkopatami wygląda już o wiele bardziej blado.

[srodtytul]Fussbalpatriotismus[/srodtytul]

Dziedzictwo cudu w Bernie. W 1954 roku drużyna RFN po finałowej wygranej z Węgrami w stolicy Szwajcarii zdobyła tytuł mistrza świata. W zachodnich Niemczech, gdzie po wojnie okazywanie euforii narodowej kojarzyło się po epoce Hitlera jak najgorzej – futbolowy patriotyzm wszedł w rolę dawnej dumy z bycia Niemcem.

[srodtytul]Garbus[/srodtytul]

Pierwszy obiekt motoryzacyjnego pożądania z RFN, jaki pamiętam z dyskusji siedmiolatków z mojego podwórka przy ul. Sobótki w gdańskim Wrzeszczu. Ów volkswagen był z namaszczeniem myty przez właściciela – jeśli pamiętam, kupił go od marynarza, który z kolei przywiózł to cudo z rejsu do Hamburga. Dziecięcą wyobraźnię na temat tego hanzeatyckiego grodu ożywiała ponadto podwórkowa pogłoska, że w owym mitycznym Hamburgu „to są knajpy, gdzie nago tańczą”. Mógł być 1971 albo 1972 rok.

[srodtytul]Isetta[/srodtytul]

Nie wiem, czy pasuje do listy rzeczy, które najlepiej udały się Niemcom. Na pewno jest to jedno z najdziwaczniejszych autek choć sygnowane eksluzywną marką BMW. Dla starszej generacji Niemców isetta jest symbolem hossy ekonomicznej lat 50. Po latach powojennej biedy – nawet skromnie zarabiający mogli kupić sobie takie cacko.

[srodtytul]Jedność[/srodtytul]

Marzenie i trauma Niemców zachodnich aż do 1990 roku. Wolę jej przywrócenia po podziale na RFN i NRD deklarowały wszystkie rządy federalne. A jednak pod koniec lat 80. nikt już w jedne Niemcy nie wierzył. Gdy w 1989 roku runął mur i zaczął się chwiać ZSRR, Helmut Kohl umiał wykorzystać koniunkturę i skłonić Moskwę, a potem resztę wojennych mocarstw do zgody na zjednoczenie Niemiec.

[srodtytul]Kapitan Miś[/srodtytul]

W oryginale dzielny miś w kapitańskiej czapce nazywa się Kapt’n Blaubar. Bodaj jedyny niemiecki film animowany. który zdobył jako taką popularność w Polsce. Rysownicy z Westdeutsche Rundfunk stworzyli w 1988 roku uroczą postać misia – dzielnego weterana żeglugi, który gromadce misiowych urwisów pokazuje wraz ze swoim bosmanem – wychudłym wilkiem morskim – że morze nie ma dla niego tajemnic. Film ukochany przez dorosłych i niedorosłych „Fischkopfe”, czyli Niemców z północy. Tym bardziej że w filmikach pełno aluzji do marynarskiego folkloru z knajp hamburskiego Reeperbahnu i sentymentalnych komedii z portowym pieśniarzem Hansem Albersem.

[srodtytul]Mercedes[/srodtytul]

Niemcy nic temu nie zawinili, ale w Polsce Ludowej właścicieli tych wspaniałych i superwytrzymałych samochodów otaczała jakaś aura tajemnicy i dwuznaczności. Może był to podprogowy wpływ PRL-owskich filmów szpiegowskich z lat Gomułki, gdzie czarny mercedes zapowiadał erefenowskich agentów Gehlena? Mercedesy – „kubusie”, „skrzydlaki” i „beczki” – w latach 60. i 70. były domeną prywatnych taksówkarzy i ich sąsiedzi zawsze zastanawiali się, skad ktoś „miał na taaaki wóz”? Wspomnany wcześniej garbus jakoś tak bardzo nie kłuł w oczy. Mercedes a i owszem. Sytuacja zmieniała się dopiero od końca lat 80., gdy z RFN popłynęła do Polski fala używanych „merców”. Ale aura czegoś wyjątkowego nie opuszcza mercedesów w Polsce do dziś.

[srodtytul]NS-Dokumentationszentrum[/srodtytul]

Ośrodki muzealno-naukowe istniejące na terenie dawnych katowni gestapo, obozów koncentracyjnych, ale i w miejscach pychy Hitlera, takich jak pole parteitagów NSDAP w Norymberdze czy przy zamku w Wewelsburgu – miejscu okultystycznych obrzędów SS. Wiele ośrodków mało znanych jest w Polsce, choć dokumentują losy polskich ofiar – jak np. ośrodek dokumentacji na terenie wojennego obozu zbrodniczej pracy przymusowej w berlińskiej dzielnicy Schöneweide. Wiele z nich nie powstałoby, gdyby nie upór młodych badaczy, którzy bez rozgłosu pielęgnują pamięć o zbrodniach wojennego pokolenia.

[srodtytul]Odwaga Willy,ego Brandta[/srodtytul]

Czyli uznanie granicy na Odrze i Nysie. Dziś ziomkostwa uważane są za rezerwuar głosów dla CDU. Ale jeszcze w połowie lat 60. hasło „powrót do ziem ojczystych” głosiła równie silnie SPD. Trzeba było odwagi i dalekowzroczności kanclerza Willy,ego Brandta, aby zdecydować się na uznanie przez RFN granicy na Odrze i Nysie. Wizyta Brandta w Warszawie zasłynęła też poprzez „Kniefall”, czyli klęknięcie kanclerza przed pomnikiem powstania w warszawskim getcie. Podobnej odwagi zabrakło Helmutowi Kohlowi, aby w 1990 i 1991 roku ostatecznie zamknąć traktatami nie tylko kwestię granic, ale i wszelkich ewentualnych roszczeń majątkowych.

[srodtytul]Paczki[/srodtytul]

Po 13 grudnia 1981 roku najwięcej paczek z pomocą nadeszło z RFN. Do pomocy humanitarnej dla Polski wezwał wówczas sam kanclerz Helmut Schmidt – być może chcąc zatrzeć złe wrażenie po swoich wypowiedziach uznających stan wojenny za mniejsze zło. Nasi rodacy nad Renem do dziś wspominają kolejki Niemców z paczkami pod pachą na styczniowym mrozie w 1982 roku przed kościelnymi ośrodkami pomocy. Do końca 1982 roku wysłano około 2 milionów paczek. Dla wielu rodzin internowanych i więzionych ludzi „Solidarności” pamięć zapachu czekolady Milka i smaku ananasów z paczek pozostaje jedynym sympatycznym wspomnieniem z tamtych ponurych lat.

[srodtytul]Prawo azylu[/srodtytul]

Tuż po wojnie nowe Niemcy tworzyło wielu emigrantów – od Ernsta Reutera i Willy,go Brandta po Josepha Wirtha. Ich tułacze doświadczenia kazały wpisać do Konstytucji RFN obowiązek udzielania przez RFN azylu prześladowanym za poglądy polityczne. W latach 80. skorzystało z tego parę tysięcy naszych rodaków. Ilu z nich naprawdę działało w „Solidarności”, a ilu skorzystało jedynie ze współczucia Niemców dla Polski stanu wojennego, dziś nikt już nie ustali. Wraz z tzw. późnymi przesiedleńcami stworzyli generację przybyszów z PRL, których dzieci mają dziś rozdwojoną tożsamość. To przypadki Lucasa Podolskiego i Miroslava Klose.

[srodtytul]Prasa[/srodtytul]

Czy „Bild” jest podporą niemieckiej demokracji, czy jej deprawatorem? Czy wielkie dzienniki, takie jak „Frankfurter Allegmeine Zeitung” czy „Die Welt”, wpływają swoimi opiniami na decyzje kanclerzy i największych partii?

Faktem pozostaje, że niemiecka prasa opiniotwórcza uwielbia zachowywać swój koturnowy styl.

Niechętnie wprowadza na swe łamy zdjęcia i trzyma się ogromnych formatów.

Medialni futurolodzy także im wieszczą rychły kres. Być może, ale spośród papierowych gazetowych dinozaurów akurat te niemieckie – jak podejrzewam – wyginą najpóźniej.

[srodtytul]Rust Mathias[/srodtytul]

Młody pilot, który zagrał na nosie sowieckiemu imperium. Pod koniec maja 1987 roku Mathias Rust, 19-letni niemiecki pilot amator, przeleciał z okolic Hamburga do Helsinek. Tam wyczekał do 28 maja – święta sowieckich pograniczników. Korzystając z osłabionej rytualnymi popijawami czujności, poleciał do Moskwy i wylądował na placu Czerwonym, tuż pod murami Kremla. Aresztującym go oficerom KGB Rust wyjaśnił, że postanowił zrobić coś, co zwróci uwagę świata na wrogie stosunki między krajami podzielonymi żelazną kurtyną. Sowieci skazali go na cztery lata łagru, a w dowództwie sił przeciwlotniczych posypały się generalskie głowy. ZSRR został doszczętnie ośmieszony. Samego Rusta zwolniono po półtora roku i już w połowie 1988 roku wrócił do RFN. Dziś utrzymuje się ponoć z gry w pokera na pieniądze.

[srodtytul]Szparagi[/srodtytul]

To obsesja Niemców od czasów Fryderyka pruskiego i snobujących się na Wersal niemieckich książątek – symbol marzeń o kulinarnym luksusie. W Niemczech okres od połowy maja do końca czerwca to „Spargelzeit” – festiwal tysiąca i jednego dania z tego szlachetnego warzywa.

[srodtytul]Terror ugaszony[/srodtytul]

Kulminacja aktów lewicowego terroru trwających od początku lat 70. przypadła na jesień 1977 roku, ściślej 5 września 1977 roku, gdy Frakcja Czerwonej Armii (RAF) uprowadziła przemysłowca Hansa Martina Schleyera. Porwanie było odpowiedzią na proces liderów grupy Baader-Meinhoff i samobójczą śmierć Ulriki Meinhoff. Społeczeństwo zachodnich Niemiec szokowała łatwość, z jaką ludzie z generacji flower-power (dzieci kwiatów) przekształcili się w bezlitosnych morderców. Opinia publiczna zaczęła domagać się szybkiej likwidacji czerwonego terroru. Ale zdecydowane akcje policji wzbudziły protest części elit, które oskarżyły rząd o zapędy dyktatorskie. Kanclerz Schmidt nie dał się jednak zastraszyć.

Gdy postulaty RAF poparli terroryści palestyńscy i uprowadzili samolot Lufthansy – rozkazał odbić pasażerów w brawurowej akcji komanda GSG-9 na lotnisku w Mogadiszu. Tego samego dnia porwany Schleyer został zamordowany. Z kolei w więzieniu Stammheim osadzeni za zamachy w 1975 roku terroryści RAF: Andreas Baader, Jan-Carl Raspe i Gudrun Esslin, popełnili samobójstwo. Lewica oskarżyła władze o ich zabicie w imię racji stanu. Władze tłumaczyły, że terroryści rozmyślnie wybrali rolę męczenników. A jednak RFN zdała wtedy egzamin z dojrzałości.

[srodtytul]Verfassungspatriotismus[/srodtytul]

Patriotyzm konstytucyjny. Zbudowany na szacunku dla konstytucji i demokratycznych instytucji jest kolejną typowo niemiecką odmianą narodowej dumy. Takie myślenie było podstawą pracy wychowawczej w Bundeswehrze, gdzie stworzono model „obywatela w mundurze”. Do dziś Niemcy reagują niezwykle ostro na jakiekolwiek próby infiltrowania armii przez grupy neonazistowskie.

[srodtytul]Westberlin[/srodtytul]

Coś więcej niż okupowane miasto. Tak opisywano Berlin Zachodni na enerdowskich drogowskazach, złośliwie sugerując, że druga połówka miasta to nie żaden Berlin, tylko jakieś zupełnie inne miasto na literę „W”. Najpiękniejsza wyspa na morzu czerwonym – jak nazywali ją dowcipnisie – niezmiennie rozwścieczała Moskwę i władców NRD. Ducha wolności zademonstrowali zachodni berlińczycy, dzielnie przetrzymując prawie roczną blokadę Sowietów w latach 1948 – 1949. Potem pokazali klasę, znosząc enerdowskie prowokacje i otoczenie swego miasta wielokilometrowym murem. Bez czegoś, co Amerykanie określają „passion of freedom” – zachodni Berlin nie wyszedłby poza rolę okupowanych sektorów. Dzięki odwadze berlińczyków stał się wolnościowym mitem także w Polsce.

[srodtytul]Związki zawodowe [/srodtytul]

Paul Johnson w „Historii świata” opowiada, jak po wojnie angielscy okupanci, chcąc ograniczyć w Niemczech wpływy wielkiego kapitału, zadbali o wykreowanie Deutsche Gewerkschaft Bund – silnych i nierozdrobnionych związków zawodowych. Taka nowoczesna struktura ruchu związkowego okazała się błogosławieństwem przy odbudowie niemieckiego przemysłu. Partnerskie relacje między DGB a wielkim biznesem oparte na zaufaniu i samoograniczeniu zbudowały dobrobyt lat 60., 70. i 80. Dziś tradycyjny ruch związkowy, choć wciąż silny, jest jednak cieniem swojej potęgi sprzed 40 czy 30 lat.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy