Z rosnącym zdziwieniem, zdumieniem, żeby nie powiedzieć wstrętem, przyglądam się dyskusji dotyczącej Wilanowa pełnej nieprzyzwoitych ataków na potomków rodziny Branickich opisanej m.in. w tekście „Dla kogo Wilanów” („Rz” 16.05). Sprawę roszczeń dawnych właścicieli do różnego rodzaju dóbr skonfiskowanych po roku 1944 obserwuję od dawna, a jako wiceprzewodniczący nadzwyczajnej komisji do spraw reprywatyzacji Sejmu RP w latach 1997 – 2001 zajmowałem się tą sprawą, mogę powiedzieć, profesjonalnie. Niestety ustawa reprywatyzacyjna została zawetowana przez prezydenta Kwaśniewskiego i dzisiejsi roszczeniowcy mogą się opierać jedynie na tzw. naruszeniu prawa PRL.

A to naruszenie, jak chodzi o konfiskatę kolekcji sztuki, jest zupełnie oczywiste. Zdawali sobie z tego dobrze sprawę co rozsądniejsi szefowie niektórych instytucji, w gestii których takie kolekcje się znalazły. W konsekwencji krótko po 1989 roku zaczęli szukać rozwiązania w porozumieniu z dawnymi właścicielami lub ich spadkobiercami. Modelowe wprost rozwiązanie miało miejsce pomiędzy dyrektorem Muzeum Narodowego w Poznaniu prof. Konstantym Kalinowskim a prezydentem Edwardem Raczyńskim z Londynu i jego rodziną. Prezydent utworzył Fundację im. Raczyńskich, której przekazał swe ogromne rogalińskie zbiory. Prezesem fundacji jest dyrektor Muzeum Narodowego w Poznaniu, a członkowie rodziny Raczyńskich zasiadający we władzach fundacji mają istotny wpływ na podejmowane decyzje. Podobne rozwiązanie znaleziono dla zbiorów książąt Czartoryskich w Krakowie czy Zamoyskich w Kozłówce. Z wielkim smutkiem, także jako wieloletni polski parlamentarzysta krajowy i europejski, obserwowałem sabotaż wobec rozwiązania sprawy zbiorów wilanowskich stosowany przez kolejnych dyrektorów Wilanowa i ministrów kultury.

Muzeum w Wilanowie zostało założone i otwarte dla publiczności w roku 1805 przez Stanisława Kostkę Potockiego i od tego czasu było utrzymywane z prywatnych funduszy przez kolejnych właścicieli – Potockich do roku 1892 i Branickich w latach 1892 – 1944. Szczególnie wiele wyrzeczeń utrzymanie zamku w Wilanowie wymagało od rodziny Branickich w okresie międzywojennym i aż do 1944 roku, gdyż po utracie majątków na dawnych Kresach i kryzysie gospodarczym utrzymanie muzeum oznaczało radykalne ograniczenie wydatków własnych. Mimo to Adam Branicki, ostatni właściciel Wilanowa, przekazał wiele obrazów na Zamek Królewski w Warszawie, a Bibliotece Narodowej podarował 50 tys. książek i tysiące grafik.

W trakcie przygotowywania ustawy reprywatyzacyjnej posłowie SLD notorycznie podnosili, iż majątki przedwojenne były często zadłużone. Tymczasem nieprzyzwoitością jest mówić o długach w sytuacji nieodpłatnego używania cudzej własności przez lat 60. Dlatego też zawetowana ustawa, która przewidywała zwrot jedynie części skonfiskowanej wartości, nie przewidywała potrącenia zadłużenia. Także długi hipoteczne nie obciążają ruchomości ani w tym wypadku pałacu, jeżeliby w ogóle były, co jest bardzo wątpliwe.Bezwstydne są aluzje do targowicy, gdyż zbiory wilanowskie nie miały z targowicą nic wspólnego, a rodzina Branickich w XIX i XX wieku ponosiła ogromne ofiary na rzecz sprawy polskiej zarówno w Polsce, jak i na emigracji.

Stawianie wątpliwości co do dobrych intencji co do przyszłości muzeum tych, których przodkowie muzeum stworzyli i przez 140 lat własnym sumptem utrzymywali, jest w najwyższym stopniu niegodziwe. Pozostaje tylko apelować do ministra kultury – niech pan jak najszybciej porozumie się z rodziną Branickich, póki nie będzie za późno.—Marcin Libicki,historyk sztuki, poseł do Parlamentu Europejskiego