Pokaż światu chustę

Służyła w wojsku przez kilkadziesiąt lat. To dla niej rwano prześcieradła, przez nią znikały spadochrony. Bywała zatroskana, patriotyczna, pełna fantazji, wyuzdana. Ostatnia chusta rezerwisty właśnie wychodzi do cywila.

Aktualizacja: 26.06.2009 19:42 Publikacja: 26.06.2009 19:40

Pokaż światu chustę

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

[b][link=http://www.rp.pl/artykul/65733,325904_Kiedy_pobudka_zagrala.html" "target=_blank]Zobacz i posłuchaj[/link][/b]

Jeszcze tylko ostatni apel, śniadanie, podpis na chustach kolegów i torba w rękę. Przed bramą wycisnąć pompki – jedna za każdy miesiąc w koszarach. Za bramą rzucić grosz trepom – niech biedacy mają. Wojskowe stary podjeżdżają. Rozwożą żołnierzy – nie, już cywilów – na dworce. Chustę trzeba mieć na ramionach, bo wiadomo – bez chusty wstyd nawalonym łazić po mieście i ryja drzeć. A tak, każdy wie: rezerwa wyszła. Więc rezerwa pany, na chodnikach luz, na peronach luz, w pociągach luz i przy budkach z browarem też. Aż chce się ryknąć na całe gardło: „Jak długo na Wawelu…” lub „Niech żyje nam rezerwa!”.

Ci, co nie liznęli koszarowego chleba, widzą sprawę nieco inaczej. Na wiadomość, że ostatni pobór wychodzi do rezerwy, wypisują w Internecie: „Wyległo na ulicę nieludzkie, zdziczałe bydło, niezdolne do używania ludzkiej mowy, pijane, niszczące wszystko, co na drodze, czyli waleczni i dzielni obrońcy granic. Społeczne odpadki!”, „Znów ci nachlani obrzygańcy będą łazili po dworcach i ulicach miasta? Jak takich widzę drących mordy, to bierze mnie wstręt”. To, że dla niektórych zabrakło już pamiątkowych chust, komentują: „Nie wiem, co ten zwyczaj oznacza i skąd się wziął, ale to czyste buractwo, no chyba że chcą się czuć usprawiedliwieni, idąc narąbanymi jak dzikie koty w środku dnia”. I bez żadnego szacunku snują teorię o przeznaczeniu chusty: „No cóż, nie będzie czym mordki powycierać po rzyganiu”. W tym tygodniu na ulice wyszło 15 tys. żołnierzy z ostatniego poboru. Wraz z nimi ostatnie chusty.

[srodtytul]Rezerwiści wracają do domu[/srodtytul]

Przez kilka dni istnieją dwa światy: z chustą i bez chusty. A między nimi – na ulicach, dworcach, w pociągach – strefa buforowa. Patrole żetonów, czyli Żandarmerii Wojskowej, policji i sokistów. Pojawiają się w newralgicznych punktach i obserwują dyskretnie. – Mają obowiązek reagować w każdym stwierdzonym przypadku naruszenia prawa – mówi ppłk Marcin Wiącek, rzecznik Żandarmerii Wojskowej.

Nieoficjalnie jednak każdy patrol wie, że należy przymknąć oko, bo rezerwista wypuszczony z koszar przed powrotem do domu musi się wyszumieć. Czy prawo zabrania śpiewania piosenek? Picia piwa w dworcowych barach? Głośniej „rozmowy”? Czasem, owszem, podejdą, pouczą, żeby być trochę ciszej i grzecznie wracać do domu.

Wracają nieraz przez kilka dni. Najbardziej wytrwałym odyseja zajmuje tygodnie. Nie bez powodu leszcze, czyli ci co do wojska nie poszli, opowiadają, jak to po Siedmiomilowym Lesie biega dzik. Szaleje, wyrywa ściółkę, niszczy drzewa. Uciekają przed nim zwierzęta, czmycha Kubuś Puchatek. W końcu jednak dzik go dogania, trzącha zjeżoną szczeciną i ryczy: „Powiedz Krzysiowi, że Prosiaczek wrócił z wojska”. Tak więc wracają. I jeśli światu bez chusty nie podoba się świat w chustach, jest dla niego jasny przekaz: pier… się!”.

Każdy po wojsku wie: chusta to tradycja. Należy się jej szacunek. – Chusta rezerwisty jest dla żołnierza jak sztandar. Pieczołowicie ozdabiana stanowi dowód kunsztu i jest relikwią przechowywaną w szafie przez lata, pośród innych życiowych pamiątek – opowiada Zbigniew Górniak, dziennikarz Radia Opole, autor licznych tekstów o wojsku, dyrektor portalu Koledzyzwojska.pl. Tradycja zdobienia chust sięga końca lat 60. Zdaniem Górniaka zapożyczyliśmy ją od armii radzieckiej. Jej żołnierze lubowali się w paradnych, zdobnych „krasiwych” dodatkach. Ale w subkulturze wojskowej fali chusta dorobiła się własnej legendy. Ma to być przerobiona na większy rozmiar kontynuacja chusteczek, w które żołnierze wycierali buty po wyjściu z jednostki.

[srodtytul]Pamiątka z wojska[/srodtytul]

Tak czy owak, chusta wpisała się w wielowiekową tradycję pamiątek z wojska. Rezerwiści z armii pruskiej zdobili kufle. Podpisywali się na nich wszyscy koledzy z regimentu, po czym z tymi kuflami się fotografowali – najcenniejsze eksponaty to komplet: kufel ze zdjęciem. Teraz można je kupić za bajońskie sumy u kolekcjonerów. Inną pamiątką z armii pruskiej były fajki. Długie – cybuch mierzył 70 – 80 cm, 15 cm sama główka. Na niej, pod szkliwem, nadrukowywano scenki z wojska i podpisy uczestników żołnierskiej przygody. Z armii pruskiej pochodzą też portrety na koniu z cesarzem w tle. Do dziury w miejscu twarzy wystarczyło tylko wetknąć głowę.

Osobne miejsce zajmują zapalniczki i wazony z łusek po pociskach zdobione ornamentami roślinnymi. A także przywożone matkom, siostrom i narzeczonym krzyżyki. W 1996 r. dyrektor Muzeum Etnograficznego w Toruniu Hubert Czachowski przygotował ekspozycję „Pamiątka z wojska. Opowieść o życiu prawdziwego mężczyzny”. Znalazły się na niej kufle, fajki, chusty, łuski od pocisków, dzienniczki prowadzone przez żołnierzy. – Jednym z eksponatów jest zrobiony przez żołnierza służącego w armii w zaborze rosyjskim drewniany kuferek. Na wieku ma wyryte: Pamiątka z wojska. Mężczyzna używał go, będąc w armii, trzymał w nim podręczne przedmioty. Gdy wyszedł do cywila, został fryzjerem. Kuferek posłużył mu do trzymania grzebieni, nożyczek, brzytwy – opowiada Hanna Łopatyńska, kustosz w dziale folkloru.

Do przedmiotów sprzed I wojny światowej muzeum dołączyło emblematy z blachy czy kiczowate domki z zapałek. A także zbiór fal – czyli miar krawieckich, na których po jednej stronie ścierano centymetry i w miejsce kratki każdego dnia wykonywano maleńki rysunek. Odcinano te rysunki dzień po dniu. Fale często powstawały w dwóch egzemplarzach – jedna do wojskowego użytku, druga na pamiątkę.

Na potrzeby wystawy toruńskie muzeum zebrało także pokaźną kolekcję chust – to jedyny taki zbiór w Polsce. Pierwsze chusty były robione ręcznie, mocno nieporadnie. Powstawały z prześcieradeł, na które kładziony był podkład z białej farby. Potem rysowano wzór – ołówkiem, kredkami, z czasem farbami i flamastrami. Technika była eksperymentalna, zazwyczaj mało skuteczna. By utrzymać żywy kolor polewano rysunek octem lub spirytusem. Wszystko jednak na nic, bo barwy blakły. Specjaliści uciekali się więc do niekonwencjonalnych rozwiązań – jak chusty wykonane z opiłków metali kolorowych. Jerzy Giza, Ślązak, pobór 1973 – 1975, do pracy nad chustą zaangażował całą rodzinę: – Projektowałem sam, wzór naniosłem kredkami pastelowymi. Następnie haftowaniem uszczęśliwiłem armię kochanych, miłych i zaufanych osób: mamę, siostrę, kilka narzeczonych i niedoszłych teściowych, szwagierkę i żonę. Wykończenie chusty zajęło rodzinie 33 lata.

Bogusław Poważa z Rudy Śląskiej służył w wojsku w latach 1986 – 1988 w jednostce WSW w Mińsku Mazowieckim. Szybko odkryto jego talent do rysowania, trafił do pracowni plastycznej. Rysował transparenty. Na zjazd partii: „Socjalizm, pokój, postęp”. Na referendum z 1987 r.: „2 x Tak”. Jak mówi, czuło się oddech komuny. To były jednak także czasy fali, więc po zajęciach rysował chusty starszym kolegom. – Za młodego, gdy dostałem zlecenie na namalowanie chust dla wychodzącej rezerwy, malowałem jednocześnie 12 chust, i to po kryjomu. A że modny był wtedy Conan Barbarzyńca, malowałem 12 identycznych Conanów. Nikogo ze „starych” nie interesowało, jak sobie z tym poradzę. Gdy sam był „starym”, za rysowanie pobierał już opłaty. – Oprócz swojej chusty malowałem jednocześnie sześć innych – dla kumpli, z którymi wychodziłem z woja. O mało bym nie zdążył dokończyć swojej, bo zostawiłem ją na sam koniec. Postanowiłem, że będzie zupełnie inna. Pełna motywów fantasy, baśniowa.

W latach 90. chałupnictwo i manufaktura, czyli wykonywanie chusty przez uzdolnionych kolegów za drobną opłatę albo flaszkę wódki, ustąpiło miejsca profesjonalizacji. Produkcją chust zajęły się specjalne firmy. Czesław Adamczyk zasadniczą służbę wojskową odbywał w latach 1990 – 1991, kiedy skończył rzemiosło artystyczne. Już w wojsku zdobił chusty sobie i kolegom. Wyszedł do cywila, a zleceń wciąż przybywało. W 1994 r. założył firmę. – W najlepszym okresie malowało dla mnie czterech podwykonawców – opowiada. Z poboru na pobór trzeba było różnicować wzory. Wykonanie prostego zamówienia zajmowało cztery – pięć godzin. Rysowanie wymyślonego, skomplikowanego wzoru – nawet 16 godzin.

Najbardziej istotny jest przekaz. Na chuście w symbolicznej formie powinna być oddana historia służby żołnierza oraz to, co chce o sobie powiedzieć światu. Muszą więc być korpusówki, odznaki identyfikujące rodzaj wojsk, ważne daty, motywy – choćby marka ulubionego piwa.

[srodtytul]Od Donalda do Conana [/srodtytul]

Jak zmieniały się czasy, tak zmieniały się najpopularniejsze motywy na chustach. W czasach gierkowskiej prosperity i tęsknoty za Zachodem popularny był Kaczor Donald. U marynarzy z rezolutnie zadartym dziobem w czapce z daszkiem i granatowo-białym kubraczku, u pancernych ze słuchawkami na głowie. Koniec lat 70. przynosił obowiązkowy motyw – Statuę Wolności. W latach 80., na znak solidarności z „Solidarnością”, napisy na chustach wykonane były solidarycą, choć zwyczajowo robione są gotykiem.

Chusty stanu wojennego zawierały symbolikę orła, często w koronie, zrywającego kajdany. Potem byli Rambo, Conan Barbarzyńca i Freddie Mercury. A także portrety narzeczonych. Lata 90. przyniosły seksbomby, zbudowane atletycznie blondyny w seksownych pozach. Początkowo ubrane – choć skąpo, z każdym rokiem rozbierały się śmielej. – Jak ktoś się bał zrzędzenia po powrocie narzeczonej albo matki, ten kazał panienkę ubierać. Mniej pruderyjni kazali ją rozbierać, najbardziej śmiali życzyli sobie jeszcze depilacji w miejscu intymnym – żartuje Zbigniew Górniak. Faktem jest, że coraz bardziej zacierały się granice między erotyzmem a żądaniem zwykłej pornografii. – Zdarzało się, że żołnierze przesyłali do nas zdjęcia intymne, z życzeniem, by je nanieść na chustę, lub obsceniczne rysunki. Zawsze odmawialiśmy. Oni z tym potem idą przez miasto – tłumaczy Czesław Adamczyk.

Treść napisów ma słowem odzwierciedlać nastrój: „Żaden trep, żadne zwierzę już wolności nie odbierze”, „Koniec wojska, koniec fali – już nie będą mnie wkurzali”, „Nie potrafię dziś uwierzyć, że to wszystko mogłem przeżyć”.

[srodtytul]Atrybuty fali[/srodtytul]

Za PRL chusty oficjalnie były w wojsku zabronione. Oficer polityczny potrafił zarekwirować je przy wyjściu i długo wywodzić, co by się stało, gdyby taka chusta z podpisami i adresami wszystkich żołnierzy z kompanii wpadała w ręce wroga, a zwłaszcza szpiega z NATO. – Wróg miałby nas wtedy jak na dłoni – argumentował politruk, pokazując przy tym wymownie dłoń. Potem rolę straszaka odgrywał szpieg z KGB. W rzeczywistości najbardziej protestowali podoficerowie, bo żołnierze niszczyli prześcieradła, a potem umiejętnie je składając, na pół oszukiwali magazyniera. Bywało nawet, że na chusty przerabiane były spadochrony.

Nie wiadomo, kiedy chusty stały się atrybutem fali, tak jak dziary dla grypsujących. – Posiadanie tej szmaty oznaczało, że znęcałeś się nad młodszymi poborem – opowiada Darek, sześć lat po wojsku. Noszenie chust obrosło w subkulturowe rytuały. Nie może jej założyć żołnierz, który odmówił poddania się fali. Wieczne koty, nieobcięci, sierściuchy, futrzaki to dla falowców hańba. Gwiazdka na chuście przysługuje za każdy dzień pobytu w anclu, czyli w areszcie. Tygrys należy się tym, którzy przebywali w jednostce karnej w Orzyszu. Choć tak naprawdę, maluje go sobie, kto popadnie.

Tych, którzy właśnie wylegli na ulice, wcielono w listopadzie i grudniu ub.r. Wychodzą zatem po 230, a nawet 210 dniach służby. Więc falowcy zaatakowali: „Od kiedy to kotom przysługuje chusta? Po dziewięciu miesiącach to mnie dopiero obcinali, a nie się z chustami szlajać! Kity drętwe! Nigdy nawet nieprzycięte!” – pojawiły się komentarze.

Tak naprawdę, chust od kilku lat już się prawie nie robi. Coraz mniej poborowych, coraz krótszy okres służby wojskowej – wszystko to sprawiło, że klientów było coraz mniej. Dziś po biznesie zostały tylko strony internetowe. I nagrania na poczcie głosowej, które pozostały ze starych dobrych czasów, gdy klienci pchali się drzwiami i oknami. Biznes właśnie się skończył. Czesław Adamczyk mówi: — Wracam do malowania obrazów.

Chusta po wojsku trafia do szafy, piwnicy, na strych. Tylko czasem w miejsce honorowe – do dużego pokoju na ścianę. I kiedy na zdjęciach widać chusty we wnętrzach mieszkań ich właścicieli – na tle tanich meblościanek, jaskrawych mebli, sztucznych kwiatów – lepiej się rozumie estetykę chust. Krzyczącą, wrzaskliwą, przerysowaną estetyką polskiej prowincji. Jednak i tu praktyka przeważa nad sentymentem i pozornie bezużyteczna rzecz znajduje zaskakujące zastosowanie. – Na Kujawach utarł się nowy zwyczaj, że kolędnicy do swoich tradycyjnych strojów zakładają chusty rezerwistów – opowiada Hanna Łopatyńska.

[srodtytul]Zostaną chusty generalskie[/srodtytul]

Bogusław Poważa swoją chustę trzymał w szafie 20 lat. Aż jesienią zeszłego roku, wchodząc na strony portalu Koledzyzwojska.pl, zobaczył ogłoszenie o konkursie. „Żołnierzu, pokaż swoją chustę światu”. Dwa konkursy, na chustę współczesną i historyczną, kusiły nagrodą – tygodniowym pobytem w Tunezji dla dwóch osób. Poważa wygrał bezapelacyjnie. Na wycieczkę pojechał z żoną. – Chusta przydała się niespodziewanie – przyznaje. Po wielu latach postanowił zainwestować w swój talent. Dziś studiuje malarstwo sztalugowe.

Być może chusta przetrwa, jeśli jej tradycję przejmą żołnierze zawodowi. Generał Roman Polko, były dowódca elitarnej jednostki GROM, na pożegnanie z Biurem Bezpieczeństwa Narodowego dostał od przyjaciół generalską chustę rezerwisty. – To znakomita pamiątka – mówi Polko. Z dumą opisuje swoją chustę. Przedstawione zostały na niej wszystkie jednostki, w których służył, a także zdjęcie z morskim oddziałem GROM. Chustę zdobią tradycyjne pompony. Bordowy oznacza bordowe berety komandosów, szary – bo żołnierze GROM noszą szare berety, i zielony – tak jak służba wojskowa.

Czy to zwiastun nowej tradycji, która uchroni chustę przed losem pożywki dla moli lub co najwyżej eksponatu w muzeum etnograficznym?

[b][link=http://www.rp.pl/artykul/65733,325904_Kiedy_pobudka_zagrala.html" "target=_blank]Zobacz i posłuchaj[/link][/b]

Jeszcze tylko ostatni apel, śniadanie, podpis na chustach kolegów i torba w rękę. Przed bramą wycisnąć pompki – jedna za każdy miesiąc w koszarach. Za bramą rzucić grosz trepom – niech biedacy mają. Wojskowe stary podjeżdżają. Rozwożą żołnierzy – nie, już cywilów – na dworce. Chustę trzeba mieć na ramionach, bo wiadomo – bez chusty wstyd nawalonym łazić po mieście i ryja drzeć. A tak, każdy wie: rezerwa wyszła. Więc rezerwa pany, na chodnikach luz, na peronach luz, w pociągach luz i przy budkach z browarem też. Aż chce się ryknąć na całe gardło: „Jak długo na Wawelu…” lub „Niech żyje nam rezerwa!”.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy