Realizm nie na kolanach

Polityka realna – czyli jaka? Nie korzystamy z naszego potencjału, ale czy wobec tego trzeba się poddać Niemcom lub Rosji i niech nas zmodernizują?

Publikacja: 10.10.2009 15:00

Realizm nie na kolanach

Foto: Rzeczpospolita

Tekst Rafała Ziemkiewicza „[link=http://www.rp.pl/artykul/368872.html]Polityka realna – czyli jaka?[/link]” jest inspiracją do rozważań o potrzebie zredefiniowania lub naprawy polskiej polityki zagranicznej. Jest to jednak również tekst na swój sposób zabawny. Autor idzie tropem wcześniejszego artykułu ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego „Lekcje historii, modernizacja i integracja” („Gazeta Wyborcza”, 29 sierpnia) i chwali szefa MSZ za próbę wyjścia poza utarty i nieskuteczny, jego zdaniem, schemat myślenia o miejscu Polski na świecie.

Problem w tym, że Ziemkiewicz przypisał Sikorskiemu znacznie więcej niż jest w jego tekście i o wiele więcej niż szef polskiej dyplomacji faktycznie robi. Nastąpiła groteskowa zamiana miejsc. Publicysta napisał artykuł, który powinien napisać planujący na serio zagraniczną strategię szef MSZ. Sam minister napisał zaś tekst na poziomie schematycznej publicystyki, pozbawiony dowodów na poparcie bardzo śmiałych tez i operujący banałami. Frazesy o integracji i modernizacji można by jeszcze od biedy uznać za słowa-klucze, gdyby na innych forach i przy innych okazjach szef MSZ te pojęcia przekonująco rozwijał. Tak się jednak nie dzieje, mamy zatem do czynienia z pustą retoryką. „Integracja” czy „modernizacja” to może być wszystko i kompletnie nic.

Wbrew temu, co pisze Ziemkiewicz, tekst Sikorskiego jest jedynie próbą dorobienia naciąganej teorii do praktyki, wynikającej z bieżącej potrzeby politycznej. W sposobie uprawiania polityki zagranicznej przez rząd Donalda Tuska od pierwszego dnia można bowiem dostrzec typowy syndrom ostrej wojny politycznej: róbmy wszystko odwrotnie niż poprzednicy, skoro wygraliśmy na konfrontacji w nimi. W tym wypadku oznacza to obsesyjne trzymanie się trzech zasad. Po pierwsze – Polska grała za wysoko i niepotrzebnie potrząsała szabelką, więc teraz musi na każdym kroku pokazywać, że zna swoje podrzędne miejsce. Po drugie – poprzednicy byli uważani za obsesyjnie antyrosyjskich, zatem my musimy pokazać, że Rosjanie to nasi partnerzy. Poprzednicy byli też obsesyjnie antyniemieccy, my musimy więc na każdym kroku podkreślać naszą przyjaźń z Niemcami. Po trzecie – poprzednicy przywiązywali ogromną wagę do stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, zatem my musimy okazywać im lekko maskowane lekceważenie. I tak jak rząd Jarosława Kaczyńskiego nierzadko był w swojej polityce zagranicznej dogmatyczny, tak jest i rząd obecny – tyle że w przeciwną stronę.

W przypadku obu rządów brakuje odpowiedzi na podstawowe pytanie: czemu ma służyć taka czy inna polityka? Nawet bowiem jeśli zgodzilibyśmy się, że konieczne jest przyjęcie proponowanej przez Sikorskiego postawy, aby odbudować zaufanie do Polski jako przewidywalnego partnera, to nie bardzo wiadomo, czemu miałoby to służyć. Zaufanie i dobra opinia bowiem nie mogą być celami same w sobie. Radosław Sikorski zaś nigdy nie sformułował żadnego strategicznego planu dla polskiej polityki zagranicznej.

Rafał Ziemkiewicz zdaje się widzieć w ministrze spraw zagranicznych partnera do rozważań o potrzebie realistycznej polityki zagranicznej. To błąd. Tak się składa, że autor tego tekstu również uważa się za realistę i podziela opinię, że najbardziej heroiczne momenty naszej historii to zarazem momenty największych klęsk. Jednak Radosław Sikorski nie jest realistą. Jest lub raczej stał się dogmatykiem „płynięcia z głównym nurtem”, a to z realizmem niewiele ma wspólnego.

W rozważaniach Sikorskiego tkwią błędy, które do swojego tekstu przeniósł Ziemkiewicz. Po pierwsze – krytyka poprzedników, jaką uprawia Sikorski, zakłada, że działali nieumiejętnie. Jest to spostrzeżenie w wielu przypadkach słuszne, jednak odnosi się do metody, a nie celu działania. Sikorski tymczasem gładko przeszedł od krytyki środków do krytyki strategii i wysnuł zaskakujący wniosek, że cel – mocna regionalna pozycja Polski – jest mgławicowy i nieosiągalny, a nawet szkodliwy. W ten sposób sprowadził swój realizm do stwierdzenia: nie da się, nic nie możemy, skapitulujmy.

Szef MSZ nieraz wyrażał się z lekceważeniem o, jego zdaniem, pustych, konfrontacyjnych gestach, jakie wykonują niektórzy politycy z przeciwnego obozu. Gdyby Sikorski był realistą, a nie dogmatykiem, rozumiałby, że oprócz konkretnych działań środkiem realizacji polityki jest także działanie w sferze symboliki.

Warto pamiętać przypadek Wielopolskiego: myśląc podobnie dogmatycznie jak Sikorski, nie zrozumiał, że oprócz zimnych, zdroworozsądkowych racji są jeszcze czynniki niewymierne, takie jak nastrój opinii publicznej. Wielopolski stał się symbolem narodowej zdrady, ponieważ nie potrafił się porozumieć z Polakami i przekonać ich do swoich rozsądnych koncepcji. Tej lekcji ze znaczenia symboliki i nastrojów Sikorski, zdaje się, nie odrobił.

Druga sprzeczność – której zadziwiająco nie dostrzega Ziemkiewicz – dotyczy oceny sytuacji wewnątrz Unii. Publicysta „Rzeczpospolitej” maluje ją celnie i jaskrawo: to rzeczywistość ostrej walki interesów i dominacji najsilniejszych, wobec której musimy się ustosunkować. U Sikorskiego – wbrew temu, co twierdzi Ziemkiewicz – nie ma śladu takiej oceny. Owszem, Polska jest pokazana jako kraj pomiędzy Niemcami a Rosją, ale te Niemcy i Rosja to dwa stosunkowo spokojne, demokratyzujące się państwa. Nasz kraj wspiera zaś „współdziałanie oparte na integracji europejskiej i euroatlantyckiej”. Malowanego przez Sikorskiego sielankowego obrazu współczesnych stosunków europejskich, skontrastowanemu z brutalną realistyczną (tak!) polityką lat przedwojennych, dopełniają kwitnące „powiązania sąsiedzkie”: wymieniane obok siebie Trójkąt Weimarski, Grupa Wyszehradzka oraz francusko-niemiecki „motor” UE. To oczywiście mydlenie oczu: praktycznie martwego Trójkąta Weimarskiego czy dysfunkcjonalnej Grupy Wyszehradzkiej nie sposób porównywać z nieformalnym niemiecko-francuskim duumwiratem, będącym współczesną emanacją twardej, hobbesowskiej walki o interesy.

Do obu tekstów – Sikorskiego i Ziemkiewicza – można mieć zasadnicze zastrzeżenie: obaj autorzy wyciągają niezmiernie daleko idący wniosek o fiasku ”polityki jagiellońskiej”, nie podając właściwie dowodów. U Sikorskiego pojawia się żenujący sylogizm: przedwojenna Polska była państwem mocno podzielonym, także cywilizacyjnie, i przegrała wojnę. Ergo – taki model państwa się nie sprawdził. Nie trzeba być zawodowym historykiem, żeby wiedzieć, że przyczyny wrześniowej klęski były o wiele bardziej złożone, a większość z nich leżała po stronie rządzącej elity i niewiele miała wspólnego z kształtem i strukturą polskiego państwa. Ziemkiewicz jednak ów wniosek Sikorskiego akceptuje bez zastrzeżeń. Podaje fakty, ilustrujące fiasko podobnej polityki w ostatnim

20-leciu, ale wnioski wyciąga całkowicie pochopne. Jeśli bowiem nawet uznamy, że zaangażowanie na Wschodzie nie przyniosło oczekiwanych efektów (a tu ocena Ziemkiewicza, np. w kwestii naszego udziału w pomarańczowej rewolucji jest zbyt krytyczna), to czy oznacza to, że zła jest koncepcja, czy może tylko tyle, że złe są metody jej realizacji i że elity się tu nie sprawdziły? Jeśli chcemy powiesić obraz i bezskutecznie wbijamy gwóźdź w ścianę małym młoteczkiem, to czy znaczy to, że należy sobie dać spokój, a obraz wywalić na śmietnik? Czy może raczej poszukać większego młotka?

Sikorski, z niepojętych powodów utożsamiając „politykę jagiellońską” z etosem romantycznym, pisze o niej z wyraźną niechęcią. Nic dziwnego, gdy wziąć pod uwagę, że naczelną zasadą obecnego rządu jest utrzymanie dobrych stosunków z niemal każdym, „polityka jagiellońska” zaś wymaga czasem skonfrontowania się z interesami naszych partnerów. Co jednak ma na myśli Ziemkiewicz, gdy pisze, że starając się wspierać państwa, zagrożone ekspansją rosyjskiej strefy wpływów, zostaniemy sami „z wiadomym skutkiem”? Co to jest ów „wiadomy skutek”? Czy z rezygnacji z takiej polityki wyciągniemy jakieś korzyści – poza oczywiście tym, że nasi przywódcy częściej będą klepani po plecach?

Szczególnie zadziwiające jest stwierdzenie Ziemkiewicza, że „być może nie stać nas na suwerenność” i wyciąganie z tego wniosku o konieczności poddania się dominacji niemieckiej lub rosyjskiej. Tego typu rozumowanie byłoby uzasadnione w sytuacji zagrożenia narodowego bytu, gdy trzeba poświęcać formalne oznaki suwerenności na rzecz utrzymania narodowej substancji.

Dziś jednak sytuacja Polski – co wiele razy podkreślał sam Sikorski – jest wyjątkowo dobra, co oznacza także, że nasze państwo posiada niezrealizowany potencjał. Jeśli nie potrafimy z niego skorzystać, to należy zastanawiać się nad przyczynami takiego stanu rzeczy i usilnie starać się je zlikwidować, a nie oznajmiać: jesteśmy słabi, poddajmy się tym lub tamtym, oni nas zmodernizują. Z naszym potencjałem moglibyśmy mierzyć relatywnie wysoko, a zamiast tego, za sprawą polityki forsowanej przez Sikorskiego i wspartej przez Ziemkiewicza, wpadamy – jak to niezwykle celnie napisał Marek Cichocki – w pułapkę minimalizmu.

Wydaje się, że sam Rafał Ziemkiewicz nie chce się z tym minimalizmem pogodzić, pisze bowiem o polskim przywództwie w naszym regionie: „szansa na bycie takim liderem istniała i wciąż istnieje, ale na razie jest marnowana”. I tu muszę się z Ziemkiewiczem zgodzić. Zwracając jednocześnie uwagę, że ten fragment tekstu podważa jego naczelne tezy. ?

[i]Autor jest publicystą dziennika "Fakt"[/i]

Tekst Rafała Ziemkiewicza „[link=http://www.rp.pl/artykul/368872.html]Polityka realna – czyli jaka?[/link]” jest inspiracją do rozważań o potrzebie zredefiniowania lub naprawy polskiej polityki zagranicznej. Jest to jednak również tekst na swój sposób zabawny. Autor idzie tropem wcześniejszego artykułu ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego „Lekcje historii, modernizacja i integracja” („Gazeta Wyborcza”, 29 sierpnia) i chwali szefa MSZ za próbę wyjścia poza utarty i nieskuteczny, jego zdaniem, schemat myślenia o miejscu Polski na świecie.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał