[b]Nie da się milionów ludzi ot tak przekwalifikować.[/b]
Państwo powinno im pomóc, dlatego podkreślam znaczenie woli politycznej. Postępu moralnego nie powinny hamować doraźne interesy grupowe. Każda najpodlejsza działalność daje komuś zatrudnienie i inne korzyści, ale to nie powinno decydować o jej kontynuowaniu.
[b]A dlaczego rezygnacja z jedzenia świń ma być postępem?[/b]
Jest postępem moralnym, ponieważ wprowadza konsekwencję, spójność etyczną. Spójność w dziedzinie etyki jest niezbędna, jeśli nie mamy przesuwać granic naszego systemu wartości w sposób dowolny, jeśli rzeczywiście mamy uznawać jakieś normy, a nie kierować się wyłącznie egoizmem grupowym, dzieląc świat na „my” i „oni”. I tu wracam do Singera: on mówi o rozszerzaniu kręgu moralności (expanding circle of morals). Postęp moralny jest bardzo wyraźny i posuwa się w czytelnym kierunku – rozszerzania sfery poszanowania indywidualnych interesów – kiedyś traktowaliśmy niewolników tak, jak dziś traktuje się zwierzęta. Dzieci i kobiety jeszcze w XIX wieku były traktowane jako gorszy gatunek ludzki. Dlatego poszanowanie interesów osobników innych gatunków jest logicznie i etycznie nieuchronnym kolejnym stadium rozszerzania kręgu moralności. Etyczne rozumowanie może nas wynieść wyżej, niż planowaliśmy, tak jak ruchome schody, których końca z dołu nie widać.
[b]Japończycy, Islandczycy, Norwegowie mówią: odczepcie się od nas i naszych wielorybów. Polujemy na nie od tysiąca lat, dlaczego mielibyśmy zmieniać tradycję? My mamy w Polsce bigos, oni mają zupę z wieloryba. Dlaczego im zakazywać jedzenia zupy, osłabiać wspólnoty lokalne, które żyją z rybołówstwa? [/b]
Wbrew temu, co mówią niektórzy politycy i ideolodzy, tradycja nie jest niczym dobrym z definicji. Gdybyśmy bezrefleksyjnie akceptowali to, co jest, to nie tylko nigdy nie wyszlibyśmy z jaskiń, ale nigdy byśmy do nich nie weszli!. W XVIII wieku David Hume, jeden z pierwszych wielkich filozofów moralnych, zauważył, że z tego, że coś jest, nie można wnioskować, że to coś być powinno – czyli że normy nie wynikają z faktów. Z faktu, że istnieją oszuści, nie wynika, że powinni istnieć (nawet jeżeli jest to socjobiologicznie nieuchronne). To jest rzecz oczywista dla średnio rozgarniętego człowieka. Z faktu, że nasza tradycja wyrasta z okrucieństw, których dopuszczali się starożytni Rzymianie, nie oznacza, że mamy te okrucieństwa powtarzać. Całe kultury żyły w tradycji kanibalizmu. Czy to znaczy, że mamy uprawiać kanibalizm? Tradycja zwykle dobrze się kojarzy, bo doraźnie zwiększa immanentną wartość życia wyznawców, ale może mieć jednocześnie silnie negatywną wartość pochodną (dla innych), a również ostatecznie zaszkodzić samym wyznawcom. Fetyszyzacja tradycji to jest jeden z największych błędów logicznych w retoryce polityków i hierarchów kościelnych.
Zresztą powoływanie się na tradycję przez współczesnych poławiaczy wielorybów albo przez Inuitów polujących na foki za pomocą motorowych sań i karabinów maszynowych jest po prostu śmieszne.
Tu chodzi o wszędzie znaną radość bezkarnego zabijania i pieniądze.
[b]Pięknie pan mówi na temat interesów zwierząt i wymogów etycznych wobec człowieka, ale to jest ideologia głoszona zwykle przez ludzi, którzy na wsi bywają dwa razy w roku pod namiotem. Nie mają pojęcia, na czym polega praca rolnika, i sentymentalizm trochę przysłania im obraz rzeczywistości. Łatwo jest protestować przeciwko zabijaniu wilków na Alasce albo lisów w Anglii, kiedy nie wie się nic na temat szkód wyrządzanych przez wilki czy lisy pozbawione kontroli. Zarzuca pan niektórym fetyszyzację tradycji. Może po drugiej stronie jest kompletne oderwanie od rzeczywistości, zwłaszcza rzeczywistości normalnych ludzi? [/b]
Myślę, że nie ma takiego zjawiska. Regulacji populacji ssaków nie trzeba dokonywać za pomocą polowań, dla niektórych wystarczy rozrzucić tabletki antykoncepcyjne. Wściekliznę lisów opanowano, rozrzucając szczepionkę. Nie ma powodu, by nie powtórzyć tej metody w celu regulacji urodzin lisów. Doskonale zdaję sobie sprawę, jakie są stosunki na wsi i jakie jest podejście chłopów do zwierząt – mieszkałem kilka lat na wsi.
Normy etyczne, o których mówię, nie mogą zostać wdrożone z dnia na dzień. Rzeczywistość wyznacza ograniczenia, które należy brać pod uwagę. Jeśli przeżycie człowieka bez mięsa byłoby niemożliwe, to nie można od niego wymagać, by przestał jeść mięso. Ale obecnie jest to możliwe w większości krajów. Jest technologia do produkcji pełnowartościowego białka z roślin (zwykle z udziałem fermentacji, co jeszcze to białko wzbogaca), a produkcja zwierzęca jest jednym z największych źródeł zanieczyszczenia i dewastacji środowiska (nawet jeżeli niektórzy zieloni tej prawdy nie chcą zauważać). A zatem gdyby była świadomość moralna i wola polityczna rządów, to można by zmienić sposoby odżywiania się ludzi i bardziej odpowiedzialnie (zarówno w sensie etycznym, jak i czysto gospodarczym) korzystać z zasobów naszej planety.
[b]Ale dlaczego rządy miałyby występować w interesie zwierząt, a nie ludzi?[/b]
Pomijając bezpośrednią odpowiedzialność etyczną, dlatego że w coraz większym stopniu życzą sobie tego obywatele naszego świata zachodniego. Za obniżanie humanitarnych standardów w celu doraźnych niegodziwych zysków trzeba będzie zapłacić w przyszłości, bo konkurenci w międzyczasie lepiej się przystosują do bardziej humanitarnych standardów produkcji. Niedawno miała miejsce afera w związku w kolejną próbą opóźnienia przez polskie Ministerstwo Rolnictwa modernizacji klatek, w jakich przetrzymywane są kury nioski (całe życie spędzają w klatkach, potem są wiezione do ubojni i przerabiane głównie na pokarm dla psów). Zostało to negatywnie ocenione przez wielu ekonomistów, którzy zwracali uwagę, że Polska pokazuje swoją słabość i staje się niewiarygodna dla inwestorów.
[b]Ucieszył się pan, że w kampanii prezydenckiej po raz pierwszy w historii sprawa stosunku do zwierząt kandydatów miała jakiekolwiek znaczenie?[/b]
Tak, bardzo się cieszę. To zresztą potwierdza moją tezę, że postęp moralny faktycznie ma miejsce, przynajmniej w świecie zachodnim. Jeszcze kilka lat temu nikt nie zwracał uwagi na to, czy Włodzimierz Cimoszewicz poluje czy nie, dziś już to ma znaczenie. Ale moją tezę o postępie moralnym potwierdza również fakt, że negatywna, anachroniczna reakcja przyszła ze spodziewanego źródła.
Gazeta Wyborcza wysłała do sztabów kandydatów pierwszej tury pytania dotyczące ich stosunku do różnych działań dla polepszenia dobrostanu zwierząt, m.in. wyboru jajek w zależności od sposobu chowu kur. Część odpowiedziała, a część nie, ale tylko jeden sztab – PSL – dał do zrozumienia, że nie ma ochoty w ogóle odpowiadać. Według PSL to były pytania, które ośmieszają kampanię prezydencką. Chłop żywemu nie przepuści nawet po drodze do Pałacu Prezydenckiego!
[b]To trochę potwierdza moją wcześniejszą tezę. O PSL można mówić wszystko poza tym, że nie zna zwyczajów chłopów. Chyba nie powinniśmy zakładać, że ludzie, którzy żyją w naturze i z darów natury, będą dążyć do jej zniszczenia?[/b]
A czemu nie? Historia zna wiele przykładów społeczności, które przez swoje szaleństwo napędzane urojeniami religijnymi zniszczyły środowisko, w którym żyły. Wyspa Wielkanocna to tylko jeden przykład. Chłopi mają do dyspozycji wysoką technologię, fundusze unijne, władzę w samorządach i Kościół, który nie dba ani o środowisko, ani o zwierzęta, a na wsi zwykle zwalcza tzw. ekologów. W rezultacie dewastacja przyrody w wolnej Polsce jest gorsza niż za czasów PRL. Ale nasza rozmowa dotyczy stosunku do indywidualnych zwierząt, dlatego wrócę do prawa Hume’a: na szczęście z tego, co się dzieje ze zwierzętami na polskiej wsi, nikt nie będzie wyprowadzał tego, co być powinno.