Jak pamiętamy, komunizm zrodził się z marzenia o poddaniu procesów gospodarczych racjonalnej kontroli i planowaniu. Wydawało się ono nam tak skompromitowane, że uwierzyliśmy, iż rynek może się w ogóle obyć bez regulacji, a my bez silnego państwa. Nigdy nie przestało nam towarzyszyć inne marzenie – marzenie o likwidacji polityki – o zastąpieniu jej rządami ludzi światłych i mądrych lub kompromisem i uzgodnieniami – marzenie o wiecznym pokoju.
Polityka jako walka o władzę zawsze wydawała się czymś moralnie nieczystym, niezgodnym z wolnością. Jak pisał Norberto Bobbio, „zgodnie z jednym ze sposobów rozumienia wolności, przeważającym w tradycji liberalnej »wolność« i »władza« to terminy antytetyczne... w stosunkach między dwiema osobami im bardziej powiększa się władza jednej (przez co rozumie się władzę rozkazywania lub zakazywania), tym bardziej zawęża się wolność w sensie negatywnym drugiej, i na odwrót: im bardziej druga osoba poszerza sferę swojej wolności, tym bardziej maleje władza pierwszej”. A już prawdziwym skandalem polityki jest to, że władza polityczna pozostaje związana z przemocą, groźbą jej użycia. Max Weber twierdził, iż czyni to politykę sferą diaboliczną. Ale polityka ma też inną stronę – jest wspólnym działaniem, budowaniem wspólnego losu i współistnieniem, a tym samym sferą ludzkiej wolności, w której władza przestaje być grą o sumie zerowej.
[srodtytul]Guwernantka filozofia[/srodtytul]
Marzenie o podporządkowaniu sobie polityki od samego początku towarzyszyło intelektualistom zwanym niegdyś filozofami. Stosunek filozofii do polityki miał przypominać stosunek nauczycielki do uczennicy. Filozof poznaje prawdę, a następnie stosuje ją nie tylko do właściwego kierowania swoim życiem, ale także życiem zbiorowym.
Do tego nie wystarczy oczywiście jedynie doświadczenie życiowe. Nie wystarczy też naśladować innych, jak próbowaliśmy to robić w pokomunistycznej transformacji. Arystoteles w „Pochwale filozofii” pisał: „Tak jak nie jest dobrym budowniczym ten, kto nie posługuje się pionem czy innego rodzaju narzędziem, lecz bierze miarę z innych budynków, tak też i prawodawca albo zarządzający sprawami państwa, który podpatruje i naśladuje zarządzenia wprowadzone przez innych ludzi albo aktualnie istniejące ustroje Sparty czy Krety, bądź jakiegoś innego państwa, nie jest dobrym prawodawcą ani poważnym mężem stanu; wszak naśladowanie tego, co nie jest boskie i stałe w swej naturze, nie może być nieśmiertelne i trwałe”. Miary, jakimi posługuje się polityk, muszą być obiektywne, wyprowadzone z praw boskich lub praw natury: „Bo tak, jak w innych sztukach rzemieślniczych najlepsze narzędzia wywodzą się z natury, np. w budownictwie pion, linia i cyrkiel... i przez odwołanie się do nich orzekamy, co dla naszych zmysłów jest dostatecznie proste i gładkie, podobnie polityk musi mieć pewne wzory wzięte z natury i prawdy”.
Tylko filozof może dostarczyć takich pewnych i niepodważalnych zasad, bo „tylko filozof żyje ze wzrokiem skierowanym na naturę i na to, co boskie, i tak jak dobry sternik umocniwszy swe życie w tym, co wieczne i niezmienne, tam zarzuca kotwice i żyje według własnej woli. Wiedza ta jest w zasadzie teoretyczna, ale pozwala nam kształtować wszystko podług niej”.