Spotkania odbyły się w ponad 3500 domów. Za parę dni znowu dostaje film – gubernator Tim Kaine tłumaczy, dlaczego warto było to zrobić.
Następnego dnia – krótkie wideo z konferencji prezydenta. „Byłem w Indianie, gdzie bezrobocie wzrosło ponad 10 procent. Ludzie nie mogą płacić rachunków, nie wydają pieniędzy. Nikt nie kupuje, firmy muszą zwalniać ludzi. Życie tysięcy Amerykanów zmieniło się kompletnie z dnia na dzień. Dlatego musimy wprowadzić Recovery Plan, który przywróci 4 miliony miejsc pracy”.
David namawia mnie, bym nie tylko przesłał dalej to wideo, ale nagrał swoje, pogadał z sąsiadami i zarejestrował ich opowieści o kryzysie. Kilka dni później dostaję e-mail z setkami króciutkich historii Amerykanów, którzy opowiadają o tym, jak tracili pieniądze, jak ich szkoła potrzebuje pomocy, jak traciła ich firma, jak bardzo potrzebny jest Recovery Plan prezydenta. Każda historia opatrzona jest imieniem i nazwiskiem narratora, mapką, skąd pochodzi.
[srodtytul]Sto tysięcy pytań[/srodtytul]
18 lutego dostaję list od samego prezydenta. „Igor, dziś podpisałem American Recovery and Reinvestment Act. Organizowaliście spotkania w domach, dyskutowaliście z przyjaciółmi i sąsiadami. Dzięki Wam jest to możliwe. Teraz przesyłam Wam też link do strony Recovery. gov, gdzie możecie obserwować każdy nasz krok w tej sprawie, każdy wydany dolar”.
Potem przyszedł e-mail w sprawie budżetu. Krótkie wideo z prezydentem tłumaczącym, jak zdołał już znaleźć oszczędności i jak zamierza walczyć o ograniczenie deficytu, ale wspierając inwestycje. Czyli jak będzie dokonywał cudów. A to już skądś znam.
Tydzień później. Organizing for America, czyli Mitch, chce, byśmy tworzyli nową inicjatywę – „zobowiązania zmian” dotyczących energii, ochrony zdrowia i edukacji. Będziemy razem z sąsiadami budować poparcie dla zmian, które chce wprowadzić prezydent. Ankieta, co mógłbym zrobić w tej sprawie. Po kilku dniach David upewnia się, czy przeczytałem poprzedni e-mail. Jeśli nie, to mogę tu obejrzeć jeszcze raz wideo. David chce mnie utrzymać w gotowości bojowej, bo walka nie będzie łatwa.
Nowy pomysł. W półtoraminutowym filmie prezydent Obama prosi nas, byśmy na stronie Białego Domu zadawali mu pytania na temat problemów gospodarczych. A potem głosowali na te najciekawsze. Prezydent co jakiś czas będzie na nie odpowiadał. „A przede wszystkim będę wiedział, o czym myślicie, jakie macie problemy”. Tych pytań przyszło w ciągu roku ponad 100 tysięcy. Można głosować na te najciekawsze – wyniki głosowań są widoczne.
Kilka dni przed głosowaniem nad budżetem w Kongresie dostaję propozycję. Wpisz swój adres do okienka. Wyskoczy adres i telefon biura najbliższego członka Kongresu. Zadzwoń i zapytaj, jak będzie głosował. Obok dostaję ściągę z argumentami i pytaniami do rozmowy z asystentami kongresmena.
Po 100 dniach prezydentury koledzy z Organizing for America przysłali mi interaktywną mapę, na której mogłem zobaczyć, ile w każdym stanie – dzięki działaniom Baracka Obamy – powstało miejsc pracy, ile dzieci otrzymało opiekę medyczną, ilu studentów – kredyt, ile osób jakąkolwiek pomoc, jakie instytucje zostały wsparte. To robi wrażenie.
[srodtytul]Walcz o zdrowie[/srodtytul]
Następna akcja – walka o reformę systemu opieki zdrowotnej. Dostaję do podpisania deklarację poparcia dla działań prezydenta w tej sprawie. Trzy zasady – obniżenie kosztów, wybór lekarza i dostępność usług medycznych. Jest załączone wideo, w którym w ciągu dwóch minut prezydent tłumaczy, o co chodzi, i opowiada o mamie, która umarła na raka i która musiała walczyć z firmami ubezpieczeniowymi. Kiedy podpiszę – wyskakuje następne okno z prośbą o wskazanie działań, które mógłbym w tej kampanii wspomóc.
Kilka dni później David pisze do mnie, że reforma zdrowotna spotka się z protestami twardej opozycji. Musimy zorganizować wiele akcji, przekonywać znajomych, ludzi na ulicy. Wysyłać tysiące listów, e-maili, dzwonić w wiele miejsc. Wszak uczestniczymy w historycznym przedsięwzięciu. Tę akcję trzeba wspomóc także pieniędzmi. Wyślij więc, Igor, 5 dolarów. Albo więcej.
Następny e-mail był od samego Baracka Obamy. Prośba o poparcie tej trudnej akcji. Nic tak nie przekonuje jak indywidualne historie. Barack przypomina historię swojej matki. Słyszę ją już czwarty raz. Prezydent prosi, bym opowiedział swoją historię i działał.
Po kliknięciu w link, co oznacza, że chcę coś zrobić w tej sprawie, mam do wyboru cztery rodzaje aktywności – np. zadzwonić do mojego kongresmena. Albo wysłać list do miejscowej gazety. W każdej rubryce okienko „Call now”, „Email now” „Write now”. Klikam. Znajduję właściwe telefony, adresy e-mailowe i pocztowe, wzory pism. I jak tu nie zadziałać, kiedy wszystko jest podane jak na tacy?
Następny e-mail. 6 lipca zbieramy się w domach, by popierać projekt reform zdrowotnych. Oglądamy razem wystąpienie prezydenta, dyskutujemy, co można zrobić. Prezydent poprzednio prosił o nasze osobiste historie. Przyszło ich podobno kilkaset tysięcy. Dostaję wybrane. W większości opowieści o tym, jak zarabiający niewiele ludzie tracą ubezpieczenie, nie są w stanie ich płacić, boją się, że nie będzie ich stać na lekarza.
I film z Barackiem Obamą, który odwiedza miejscowość, gdzie w szpitalu wielu ludzi leczy się na raka.
Nominacja dla sędzi Sądu Najwyższego Soni Sotomayor. Dostaję przedstawiający ją filmik i krótką opowieść prezydenta o niej. Ponieważ nad kandydaturą będzie głosował Senat, odezwał się do mnie wiceprezydent Joe Biden. Prosi, bym poparł Sotomayor swoim podpisem.
Przez następne dni nic specjalnego się nie dzieje, więc dostaję jeszcze raz list poparcia w sprawie reform zdrowotnych.
Prawie dziesięć dni ciszy. To najdłuższa przerwa w naszej współpracy. W końcu znajduje w skrzynce e-mailowej kolejny list. Igor, ludzie jak ty dzięki swojemu zaangażowaniu wstrząsnęli politycznym establishmentem rok temu. Udało nam się wygrać wybory dzięki zaangażowaniu tysięcy zwykłych ludzi i ich wpłatom, a nie dzięki wsparciu wielkich firm. Udało nam się wtedy, ale teraz musimy walczyć dalej. Więc... już wiecie, o co proszą. Link, karta kredytowa.
Kiedy nic się nie dzieje, bo są wakacje, dostaję stronkę z setkami opowieści ludzi o ich dramatycznym doświadczeniu z ubezpieczeniami. Żeby mnie ożywić, ten e-mail podpisał ni stąd, ni zowąd wiceprezydent Biden.
[srodtytul]Republikanie mi nie zaszkodzą [/srodtytul]
W tym czasie dostaję listy, filmy z wystąpieniami Obamy, który atakuje republikanów, iż blokują reformę dla ludzi tylko dlatego, że chcą mu zaszkodzić. Mnie się nic nie stanie. Ja mam świetne ubezpieczenie. Zaszkodzicie za to kobiecie z Kolorado, która zarabia mało i nie stać jej na opłacenie ubezpieczenia, absolwentowi college’u z Massachusetts... itd., itp.
Akcja staje się coraz bardziej intensywna. Igor, czy zgodzisz się dołożyć 1 dolara dziennie, dopóki reforma zdrowotna nie zostanie uchwalona? Ale żeby się nie certolić z drobnymi kwotami, obciążą moją kartę od razu na 30 dolarów, a za miesiąc na następne 30. Jeden dolar dziennie. Bo każdego dnia 14 tysięcy ludzi traci ubezpieczenie. Barack w następnym liście pyta, czy w tym miesiącu uczestniczyłem w jakiejś akcji wspierającej te reformy.
Oponenci reformy zdrowotnej nie odpuszczają. Jak się dowiaduję z e-maili, mają z tego duże zyski, dlatego bronią obecnego stanu rzeczy. I dlatego nasza aktywność jest konieczna. Oraz moja wpłata „5 dolarów albo więcej”.
10 września. Przystępujemy do kluczowej bitwy o reformy. Trafią one wkrótce do połączonych izb na głosowania. Pisze do mnie Barack: Igor, potrzebuję twojej pomocy. Zadzwoń, napisz, wyślij e-mail do swojego przedstawiciela. Od pewnego czasu e-maili nie podpisuje już „President Barack Obama”, ale po prostu „Barack”.
[srodtytul]Wpłata z góry[/srodtytul]
Barack: Zmiana nie przychodzi z Waszyngtonu, zmiana przychodzi do Waszyngtonu. Zrobiliście wiele. Ale wciąż was potrzebujemy. Piszcie do gazet, rozmawiajcie z sąsiadami. Dzięki.
Za kilka dni następna propozycja. Nakręć 30-sekundowy film, w którym w prostych słowach przekonasz innych, jak ważne są reformy zdrowotne. Pokaż go znajomym, namów ich, by nakręcili swój klip.
Potem dostaję 20 najlepszych amatorskich filmów na temat reformy zdrowia, doświadczeń Amerykanów ze służbą zdrowia i firmami ubezpieczeniowymi. Poruszające. Dowcipne. Mogę głosować na najlepsze.
Kilka dni później Mitch pisze: Igor, zauważyłem, że nie głosowałeś na żaden z filmów. Może zrobisz to teraz. Obejrzyj je. Hm... ktoś mnie podgląda.
8 listopada dostaję e-mail, że w Izbie Reprezentantów udało się wszystko przegłosować.
Walka jednak trwa, bo jeszcze Senat musi przegłosować. A tu – jak czytam – armia lobbystów, firm ubezpieczeniowych, organizacji sprzeciwiających się reformom. W związku z tym propozycja, bym wpłacał 0,73 dolara dziennie. Dlaczego tyle? Bo to jest 44 dolary na dwa miesiące, a Barack Obama jest 44. prezydentem . Oczywiście mam wpłacić od razu za dwa miesiące.
To była końcówka 2009 r. Cały następny rok był znowu pełen wezwań, apeli i mobilizacji do działań i wpłat. Ostatnie e-maile były dość dramatyczne. Bo idą wybory do Kongresu, a sondaże coraz gorsze. Dostaję wiele wezwań, bym był aktywny na Facebooku.
Igor, to, o co walczyliśmy, jest w ostatnich dniach zalewane negatywną kampanią w radiu. Ci, którzy to nadają, nie mają odwagi powiedzieć, kim są. Może to firmy ubezpieczeniowe, a może banki z Wall Street. Ten rodzaj polityki nie zagraża tylko demokratom, ale całej demokracji. Musimy coś zrobić. I tu następuje długa lista tego, co się stało w ciągu tych dwóch lat, m.in. dzięki mojej aktywności. Dzięki tobie... dzięki tobie... dzięki tobie… – powtarza w tekście prezydent USA. Jeśli wygramy te wybory, to odbudujemy nasze marzenia dla następnych pokoleń.
Wpłać proszę trzy dolary i namów jeszcze kogoś, by wpłacił trzy. Razem będzie sześć. Barack...