Reklama

Dziennik podróży w przeszłość Marka Nowakowskiego, cz. 11

Dziennik podróży w przeszłość (11)

Publikacja: 27.11.2010 00:01

Najboleśniej przeżył czas upadku nadziei Przemek. Młodzi demokraci przegrali. SD nie chciało mieć z nimi nic wspólnego. Nie dostali pozwolenia na rejestrację. Mogło działać wyłącznie zrzeszenie młodzieży o charakterze socjalistycznym. Przyczółek rządzącej partii, hodowla narybku.

Przemek z rzadka pokazywał się na uczelni. Konspirował z garstką swoich najbardziej zdeterminowanych zwolenników. Wkrótce doszła wiadomość o jego aresztowaniu. Rozpoczął typowe życie opozycjonisty w komunizmie. Jeden z pierwszych więźniów politycznych po Październiku. Spiskował uparcie. Schudł niby szczapa, sczerniał, oczy płonęły mu nadal tym samym ogniem. Topniała jego konspiracyjna grupa. Na domiar wszystkiego zalęgli się w niej kapusie. Najzwyczajniej co słabsi łamali się, tracili wiarę. Doszło do dużej wsypy i odpowiednio nagłośnionego przez propagandę procesu.

Lata więzienne wydłużyły się znacznie. Mokotów, Wronki, Strzelce Opolskie. Polska więzienna. Kraty, karcery, izolatki, apele, klawisze; wolność widziana z okienka celi. Zdobył autorytet wśród kryminalnej chewry. Ceniony za twardą odporność wobec szykan więziennego naczalstwa. Opowiadał, jak w marcu 1968 roku podczas kampanii antysemickiej odwiedzili go w więzieniu ubecy z ministerstwa i proponowali wolność w zamian za aktywny udział w niechęci do żydokomuny, jak to przed wojną endecy przezwali komunistów. – Panie Przemku – kusili – oczyszczamy ojczyznę!

Popatrzył na nich z obrzydzeniem i plunął im pod nogi.

Los obchodził się z Przemkiem okrutnie. Doświadczył wielu ciężkich prób. Po zakończeniu kolejnej odsiadki przyjechali do niego pod więzienie przyjaciele. Wieźli go samochodem do Warszawy. W drodze do wolności nastąpił wypadek. Rozbite auto, wszyscy poranieni. Katastrofa najbardziej dotknęła Przemka. Operacja, długa rehabilitacja. Rok bez mała spędził w szpitalach, sanatoriach. W efekcie pozostało trwałe kalectwo; niedowład jednej nogi, inne niedomogi. Nie poddał się jednak. Miał naturę społecznika. Zajął się pracą wśród dzieci ulicy swojego blokowiska. Stworzył drużynę dziewcząt i chłopców. Otworzył im lepsze, jaśniejsze perspektywy. Inicjatywa chwyciła. Powstały kolejne drużyny w dzielnicy. Ogarnęła go wizja ogólnopolskiej akcji. Widział drużyny już wszędzie. Coś sensownego dla przeciwstawienia się czyhającym zewsząd narkotykom, bandyckim gangom, demoralizacji.

Schorowany, kulawy Przemek rozprawia o tym z entuzjazmem. Jego gorączka ciągle nie wygasa. Zachował dobrą pamięć Jacka Kuronia jako uczciwego przeciwnika, choć krańcowo odmiennego światopoglądem. Kuroń tak samo jak on płacił za swoje przekonania wysoką cenę latami tiurmy.

Reklama
Reklama

– Obaj – mówi Przemek – byliśmy wierni sobie. Jacek Kuroń jako minister pracy i opieki społecznej w rządzie premiera Mazowieckiego nie zapomniał o swoim adwersarzu z czasu Października. Przyznał Przemkowi rentę inwalidzką. Należało mu się. Żył wtedy w biedzie, zapomniany przez ludzi i historię. Doniosłym przeżyciem dla Przemka stało się odznaczenie go przez prezydenta Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Polonia Restituta. Obracał w palcach wstęgę z orderem i był wzruszony. Doceniono jego walkę, która w tamtych zamierzchłych latach wydawała się czystym szaleństwem Don Kichota.

Przemek to jedna z najbardziej wyrazistych postaci moich uniwersyteckich lat. Widujemy się z rzadka i Przemek z pasją rozprawia o dziejących się sprawach. Niezachwiany w narodowych poglądach. Równocześnie otwarty i tolerancyjny wobec innych. Wiele rzeczy mu się nie podoba, czuje oddech starej, ciągle jawnej komuny i gdyby nie te lata, kiepskie zdrowie...

Wybiegłem daleko naprzód. Powracam do czasu popaździernikowego. Znów żyło się pod szarym, niskim pułapem. Świat pozostał kontrastowo podzielony. Socjalizm, pokój, społeczna sprawiedliwość to my! A tam za żelazną kurtyną szczerzy krwiożercze kły imperializm. Tak zostało ustalone i żadnych oznak prawdziwej zmiany. Nauki płynęły z tego paskudne. Gorliwość w udawaniu zostanie nagrodzona faworami. Prywatnie można nie wierzyć. Publicznie natomiast nie wychylać się ze zgodnego chóru. Co prawda mniej już było wierzących w prawdziwy socjalizm.

Dosadnym przykładem było doświadczenie koleżanki z naszego roku Maryśki Dojarki. Tak ją przezwaliśmy ze względu na imponujący biust. Była aktywistką ZHP, chłopską córką o urodzie filmowej kołchoźnicy. Męska w zachowaniu, rubaszna. Zdecydowana była rozpocząć po studiach pracę w milicji. Snuła ambitne plany kariery po linii strzeżenia socjalistycznego ładu i porządku. Zdegustował ją dramatycznie brutalny udział golędziniaków w rozpędzaniu demonstracji przeciw rozwiązaniu redakcji „Po prostu”. Była tam i oberwała solidnie od dziarskich milicjantów. Już od ujawnionych przez Chruszczowa czynów Stalina dawała wyraz swojej niechęci. Wyraźnie nieprawomyślne myśli zaczęły zaprzątać jej głowę. Po ludzku dręczyła ją rozbieżność słów i czynów. Odechciało się mundurowej służby. Rozważała specjalizację w prawie rolnym i zatrudnienie w Ministerstwie Rolnictwa lub jego agendach.

Dosyć powszechnie zaczął obowiązywać przyziemny realizm, żeby nie powiedzieć konformizm. Żyć zgodnie z obowiązującymi nakazami postępowania. Żadnych uniesień, sporów o rację. Żadnego poszukiwania prawdy, sensu tego wszystkiego. O tym przestano w ogóle mówić. Nawet w zaufanym kółku przyjaciół. Niepogodzenie traktowano jako naiwność. Pragnienie innego życia jako chimerę. O Przemku wspominano czasami ze szczerym ubolewaniem. Zrujnował sobie życie. Ot co! A mógł wysoko zajść. Koledzy rozważali rzeczowo wybór zawodu po studiach. Adwokat, sędzia, prokurator, radca, urzędnik państwowy. Wyliczali przywileje, możliwości awansu. Atutem była przynależność do partii, opinia o postawie moralno-politycznej. Należało o to zabiegać.

Najboleśniej przeżył czas upadku nadziei Przemek. Młodzi demokraci przegrali. SD nie chciało mieć z nimi nic wspólnego. Nie dostali pozwolenia na rejestrację. Mogło działać wyłącznie zrzeszenie młodzieży o charakterze socjalistycznym. Przyczółek rządzącej partii, hodowla narybku.

Przemek z rzadka pokazywał się na uczelni. Konspirował z garstką swoich najbardziej zdeterminowanych zwolenników. Wkrótce doszła wiadomość o jego aresztowaniu. Rozpoczął typowe życie opozycjonisty w komunizmie. Jeden z pierwszych więźniów politycznych po Październiku. Spiskował uparcie. Schudł niby szczapa, sczerniał, oczy płonęły mu nadal tym samym ogniem. Topniała jego konspiracyjna grupa. Na domiar wszystkiego zalęgli się w niej kapusie. Najzwyczajniej co słabsi łamali się, tracili wiarę. Doszło do dużej wsypy i odpowiednio nagłośnionego przez propagandę procesu.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Reklama
Plus Minus
Donald Trump wciąż fascynuje się Rosją. A Władimir Putin tylko na tym korzysta
Plus Minus
„Przy stole Jane Austen”: Schabowy rozważny i romantyczny
Plus Minus
„Langer”: Niedopisana dekoratorka i mdły arystokrata
Plus Minus
„Niewidzialny pożar. Ukryte koszty zmian klimatycznych”: Wolno płonąca planeta
Plus Minus
„Historie afgańskie”: Ludzki wymiar wojny
Reklama
Reklama