Happy end nie tylko dla dwojga

Coraz więcej ludzi wybiera życie bez rodziny. Mieszkają sami, bo mogą i tego chcą. Pojawił się nowy algorytm szczęścia – spełnienie w liczbie pojedynczej.

Publikacja: 27.11.2010 00:01

Socjolog Eric Klinenberg z New York University, który prowadzi badania nad tym zjawiskiem, nie jest adwokatem samotności. Pierwszą książkę poświęcił jej śmiertelnym skutkom. „Heat Wave: The Social Autopsy of a Disaster in Chicago” (Fala gorąca – społeczna autopsja katastrofy w Chicago) była analizą ponurego zdarzenia: w 1995 r. w ciągu zaledwie siedmiu dni w Chicago zmarło siedemset osób. Większość z nich stanowili ludzie starzy, umierali samotnie we własnych mieszkaniach. Autor dowodził, że zgony były nie tylko wynikiem fali upałów, ale braku wsparcia ze strony rodziny, społeczności i państwa. Teraz pokazuje, że życie w pojedynkę może się potoczyć – i skończyć – zupełnie inaczej.

Jak relacjonuje Carlo Rotella w tekście opublikowanym niedawno na łamach „International Herald Tribune” 11 listopada 2010 r., Klinenberg wyliczył, że połowa mieszkań na Manhattanie ma jednego lokatora. Ponad 31 milionów Amerykanów żyje w pojedynkę, a gospodarstwa tworzone przed jedną osobę stanowią już 28 procent wszystkich w Stanach Zjednoczonych. Razem z małżeństwami, które nie decydują się na dzieci, stanowią najpowszechniejszy model domu za oceanem. Liczniejszy niż klasycznie rozumiane rodziny.

Najłatwiej byłoby teraz westchnąć i – jak nakazuje polska tradycja współczucia tym, którym powodzi się gorzej od nas – zapłakać nad losem Amerykanów zaślepionych indywidualizmem. Biedacy! Dryfują na samotnej krze, nieświadomi, w jak rozpaczliwej sytuacji się znaleźli. Tyle że te zepsute nowojorskie wolne ptaki wcale nie są w czołówce. To mieszkańcy Skandynawii, powszechnie uznawanej za najszczęśliwszy, najbardziej zaawansowany społecznie zakątek świata, prowadzą w tych statystykach. Bogata, ustabilizowana Europa lubi tańczyć solo. Właśnie dlatego, że ją na to stać – zaawansowana opieka społeczna pozwala myśleć o sobie i przyszłości bez strachu.

Z badań Klinenberga wynika, że osoby żyjące w pojedynkę przeważają w miastach, są w dobrej sytuacji finansowej, korzystają z nowych mediów. Utrzymują rozbudowaną sieć kontaktów, są – jak to określił badacz – ekstremalnie towarzyscy. Rezygnacja z rodziny nie musi oznaczać samotności, przeciwnie – często jest równoważona przez głębokie i długotrwałe relacje, także z małżeństwami i sąsiadami. A więc „ludzie pojedynczy” wytwarzają wokół siebie społeczność. Angażują się poza domem aktywniej niż małżeństwa z dziećmi. Single, postrzegani przez rodzinnych tradycjonalistów jako osobniki pasożytujące, faktycznie przejęli rolę pożytecznych łączników. To oni są najżywiej zainteresowani tworzeniem powiązań.

Klinenberg uważa, że ludzkość – a w każdym razie znacząca jej część – wyrusza na wyprawę w nowym kierunku. Ucząc dzieci, by zasypiały same, promując samodzielne myślenie i niezależność finansową, prowadzimy trening umiejętności życia poza rodziną. Żadnej z tych zdolności nie zdobywa, dajmy na to, dziecko w przeciętnej indyjskiej wiosce. Ono uczy się przede wszystkim podporządkowania krewnym i zachowań niezbędnych w małżeństwie. Samodzielność i odosobnienie to opcje, których jego otoczenie nie przewiduje.

Wygląda na to, że mamy do czynienia z narodzinami nowego modelu szczęścia. Pora, by scenarzyści z Hollywood wymyślili nowy schemat scenariuszy z happy endem. Single często chodzą do kina, nie sami – z przyjaciółmi, więc także od nich zależy przyszłość przemysłu filmowego. Przyszłość nas wszystkich – rozwój świata trzymają w swych rękach nie tylko ci, którzy płodzą i rodzą dzieci.

Różne gadające głowy trapią się o los „osób samotnych” jako zawieszonych w pustce atomów. Ale chyba pora zmienić terminologię. Fałszywa troska nie jest potrzebna ludziom, którzy umieją być szczęśliwi sami ze sobą. Należą im się raczej powinszowania i wyrazy zazdrości. Bo – jak pointuje Klinenberg – nie ma nic gorszego niż samotność we dwoje.

Plus Minus
„Posłuchaj Plus Minus". Jędrzej Bielecki: Jak Donald Trump zmieni Europę.
Plus Minus
„Kubi”: Samuraje, których nie chcielibyście poznać
Plus Minus
„Szabla”: Psy i Pitbulle z Belgradu
Plus Minus
„Miasto skazane i inne utwory”: Skażeni złem
Plus Minus
„Sniper Elite: Resistance”: Strzelec we francuskiej winnicy