Kilka tygodni temu w „Rzeczpospolitej” były szef Telewizji Polskiej, a dzisiaj prezes spółki działającej na rynku telekomunikacyjnym Robert Kwiatkowski pisał, że „stworzenie nowoczesnej sieci szybkiego dostępu do Internetu jest konieczne, by Polsce udał się skok cywilizacyjny”. Dalej przekonywał: „Mówiąc w skrócie – idzie o fundament nowej gospodarki. Nowej, to znaczy bardziej wydajnej, zyskownej”. Dostęp do Internetu to niewątpliwie miara cywilizacyjnego postępu. Ale czy także w Polsce? Chciałbym, żeby w każdym domu był szerokopasmowy Internet. Na razie nie jestem pewien, czy za pięć lub dziesięć lat w każdym domu będzie prąd. Nie odrobiliśmy zadania domowego z pierwszej klasy, a stajemy do zdjęcia maturalnego.
W Polsce jedynym względnie bezpiecznym energetycznie miejscem jest Śląsk. Na tzw. ścianie wschodniej praktycznie nie ma linii wysokiego i najwyższego napięcia. W niektórych częściach kraju występują „strukturalne zagrożenia utraty stabilności napięciowej”
(to cytat z raportu NIK). Czy my żyjemy w XIX czy w XXI wieku? Czy kraj, w którym prawdopodobne są kłopoty z zapewnieniem ciągłości dostaw prądu, może w ogóle się rozwijać? Dostęp do energii ma przecież „znaczący wpływ na decyzje inwestorów oraz ekonomiczną i społeczną atrakcyjność lokalizacji inwestycji” (to znowu z raportu NIK).
Wzrost produktu krajowego brutto o jeden procent zwiększa zapotrzebowanie na energię o 0,7 proc. Co roku potrzebujemy więc o kilka procent więcej prądu, a tymczasem nie nadążamy nawet w minimalnym stopniu z modernizacją infrastruktury już istniejącej. Gdy energii zabraknie, Polska stanie w miejscu. Zdaniem Piotra Zdrojewskiego, dyrektora z Działu Doradztwa Biznesowego firmy PricewaterhouseCoopers, ten moment nastąpi pomiędzy rokiem 2016 a 2019.
[srodtytul]Najdrożej dla biednych[/srodtytul]
Z danych Eurostatu wynika, że – biorąc pod uwagę siłę nabywczą pieniądza – Polacy płacą ponad 22 euro za 100 kWh energii elektrycznej. Razem z Węgrami mamy najdroższy prąd na kontynencie. Dla porównania Francuzi płacą za 100 kWh nieco ponad 12 euro, a Finowie około 10 euro. Ponad połowę mniej niż my! Co gorsza, to w Polsce właśnie cena prądu rośnie najszybciej w całej Unii. Jak rozwijałaby się gospodarka, gdyby prąd był tańszy? Polityków zadowala fakt, że Polska rośnie. Bo to da się umieścić w spocie wyborczym. Podejmowanie decyzji, w efekcie których mogłaby rosnąć szybciej, wydaje się zbyt ryzykowne.