Jak powstawała „Światłość świata”

Z Peterem Seewaldem, autorem wywiadu rzeki z Benedyktem XVI „Światłość świata”, rozmawia Ewa K. Czaczkowska

Publikacja: 22.01.2011 00:01

Peter Seewald

Peter Seewald

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[b]Rz: „Światłość świata” to trzeci pana wywiad rzeka z Josephem Ratzingerem, ale pierwszy z papieżem. Jak zmienił się pana rozmówca od 1996 roku, gdy ukazała się „Sól ziemi”?[/b]

Mój rozmówca, po pierwsze, się postarzał. Po drugie, widać po nim trudy związane ze sprawowaniem nowego urzędu. Urząd papieski nakłada na niego większą odpowiedzialność i stawia go przed opinią publiczną, z którą jest nieustannie konfrontowany. Ale osobowość Josepha Ratzingera się nie zmieniła. Gdy latem ubiegłego roku nagrywałem rozmowę, pomyślałem, że czas stanął, że rozmawiamy tak samo jak dziesięć lat temu, gdy powstawała książka „Bóg i świat”. Joseph Ratzinger jest bardzo autentyczny. Nie ma w nim cienia próżności – tej choroby charakterystycznej dla części kleru. Nie ma cienia wyższości, arogancji. Papież Ratzinger jest taki jak dawniej, powiedziałbym nawet, że jego osobowość jest jeszcze bardziej prosta, co przejawia się w jego ogromnej pokorze.

[b]Trzeba mieć rzeczywiście wiele pokory, by powiedzieć, że obok wielkich papieży potrzebni są i mali, wynieść na ołtarze swego poprzednika, a przede wszystkim przyznać i powiedzieć – w kontekście skandali seksualnych – że największe prześladowania Kościoła nie pochodzą od zewnętrznych wrogów, ale wyrastają z grzechów w samym Kościele.[/b]

Joseph Ratzinger nigdy nie miał problemu z tym, by otwarcie przyznać się do błędów Kościoła. Przypominam sobie moment medytacji kard. Ratzingera w Wielki Piątek 2005 roku, tydzień przed śmiercią Jana Pawła II i kilka tygodni przed wyborem na papieża, gdy powierzał Bogu brudy i grzechy ludzi Kościoła.

[b]Niektórzy recenzenci książki zwracają uwagę, że w kwestii skandali pedofilskich i roli mediów w ich ujawnieniu to pan bardziej bronił Kościoła niż sam papież.[/b]

Nie broniłem Kościoła w kwestiach nadużyć pedofilskich. Pytałem jedynie, jak mogło dojść do takich sytuacji i czy reakcja papieża nie była zbyt późna, by zapobiec tym skandalom. Jestem niezależnym dziennikarzem, ale nie ukrywam, że Kościół jest mi bliski i leżą mi na sercu jego sprawy.

[b]W książce Benedykt XVI przyznaje, że Watykan zbyt późno zareagował na przestępstwa seksualne o. Maciela Degollado, założyciela Legionistów Chrystusa, który był dobrze kryty. Nie kusiło pana, by zapytać papieża, kto krył o. Maciela i czy te osoby zostały ukarane?[/b]

Miałem ograniczony czas rozmowy. Trwała sześć godzin – codziennie po godzinie, przez sześć dni. Musiałem się koncentrować na najważniejszych problemach, podążać za głównym wątkiem rozmowy. Nie udało mi się dogłębnie opracować wszystkich aspektów, czasem pewne wątki umykały. Ale nie zamierzałem niczego zamiatać pod dywan. Nie zajmowałem się też tylko problemami Kościoła, ale pytałem papieża o problemy całej ludzkości, które przybrały dramatyczny kierunek.

[b]Jak by pan określił główne przesłanie papieża dla świata?[/b]

Nie możemy nadal postępować tak jak dotychczas, gdyż nagromadzenie złożonych problemów społecznych, gospodarczych, związanych z niszczeniem środowiska spowodowało, że ludzkość znalazła się w zagrożeniu. Jeśli nie zmienimy podejścia do bliźnich, do świata i Boga, czeka nas wszystkich katastrofa. Człowiek nie może stawiać siebie w centrum wszechrzeczy. Musi uznać, poddać się temu, że nad nim coś jest. Ta książka jest dramatycznym apelem papieża do świata i każdego człowieka, by wrócić na właściwy tor życia, w którym Bóg ma swoje miejsce.

[b]Tymczasem jeszcze przed ukazaniem się książki do opinii światowej przedostał się nie dramatyczny apel papieża, ale sensacyjnie podana informacja, że Benedykt XVI uznaje w pewnych przypadkach za uzasadnione użycie prezerwatyw.[/b]

Papież nie przekazuje w książce nowej prawdy o seksualności. Bardzo wyraźnie mówi, że nie można oddzielać seksualności od moralności, gdyż wówczas nabiera ona nieludzkiego i niebezpiecznego wymiaru. Precyzuje, że w niektórych wypadkach użycie prezerwatyw może być uzasadnione. Konkretnie w sytuacji męskiej prostytutki zarażonej HIV, gdyż może być to jej pierwszy krok do bardziej odpowiedzialnej, ludzkiej seksualności. Papież zrobił jasne rozgraniczenie. Dał przykład prostytuujących się mężczyzn, aby uwydatnić problem na wielu płaszczyznach. Benedykt XVI nazywa problem po imieniu, w sposób przemyślany, rzeczowy i otwarty. Nie używa języka polityki czy dyplomacji. Warto pamiętać, że jedna czwarta spośród wszystkich osób na świecie chorujących na AIDS jest pod opieką Kościoła. Papież wobec tych osób, w sposób przemyślany, idzie krok do przodu.

[b]Wydaje mi się, że tego, co w tej kwestii powiedział papież Ratzinger, nie powiedziałby kardynał Ratzinger, prefekt Kongregacji Nauki Wiary. I w tym sensie pana rozmówca jednak się zmienił.[/b]

Tak, ma pani rację. Jako na przewodniczącym Kongregacji Nauki Wiary spoczywały na nim inne zadania. Teraz może się wypowiadać szerzej. Być może teraz jest w sytuacji Jana Pawła II, który czasem miał się zastanawiać: „Na miły Bóg, co na to powie kardynał Ratzinger”.

[b]Jako kardynał Joseph Ratzinger był też sceptyczny wobec zaproszenia przez Jana Pawła II do Asyżu przedstawicieli różnych wyznań i religii, by modlić się o pokój. A teraz zwołuje na październik w tym samym mieście Trzeci Światowy Dzień Modlitw o Pokój.[/b]

Widać na tym przykładzie, że papież dał się przekonać do pewnych nowości. A oczywiste też jest, że gdy coś się zaczyna, odrobina sceptycyzmu jest pożądana.

[b]Wybitny czeski duchowny ks. Tomasz Halik zauważył, że ten papież, którego u progu pontyfikatu się obawiał, w pana książce jawi się jako inteligentny konserwatysta: gdy trzeba – hamuje, gdy trzeba – dodaje gazu. Zgadza się pan z tą oceną?[/b]

Tak. Benedykt XVI jest konserwatywny, kiedy należy pozostać wiernym prawdom ewangelii, kiedy trzeba wiernie kontynuować nauczanie Kościoła. Jednocześnie jest też progresywny. Stara się dostosować – tam gdzie to możliwe – warunki panujące w świecie, jego nowoczesność do nauki Kościoła. Myślę, że zarówno Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI są bardzo nowoczesnymi papieżami. Dokonują rzeczy, których przed nimi nie robił żaden inny papież, a jednocześnie są gwarantami kontynuowania prawdy ewangelii.

[b]Jedną ze spraw, w których Joseph Ratzinger nie zmienił opinii, jest przekonanie, że katolicyzm w Europie zostanie zredukowany do enklaw. Nie myli się?[/b]

Nie, to się dzieje na naszych oczach. W Europie Zachodniej kończy się czas istnienia Kościoła w dotychczasowym kształcie. Widać to wyraźnie. Kardynał Ratzinger już przed kilkunastu laty przewidywał, że Kościół w Europie stanie się strukturą mniejszą, nieuprzywilejowaną, nietriumfującą. Myślę, że czas istnienia Kościoła opartego na szerokich masach – co było bez wątpienia jednym z ważniejszych osiągnięć Kościoła – kończy się. Nie możemy nie zauważać, że chrześcijaństwo w wielu krajach jest fasadą, za którą nic nie stoi. Ta fasada się zawali. Joseph Ratzinger jest przekonany, że na jej gruzach powstanie odnowiony Kościół, który wróci do korzeni. Będzie się on opierać na ludziach, którzy nie tylko mówią, że są chrześcijanami, ale pokazują to swoim działaniem. Bo wiara chrześcijańska nie polega na moralizatorstwie, ale świadomym rozeznaniu przesłania Jezusa.

[b]Jaki jest papież? Skromny, pokorny – jak wyłania się z pana książki – czy „pancerny kardynał”? Jak pogodzić te dwa wizerunki?[/b]

Tych dwóch wizerunków nie można połączyć. Nie są to też dwie twarze jednego człowieka. Pierwsza twarz jest prawdziwa, a druga wykreowana przez media. Termin „pancerny kardynał” jest pojęciem ideologicznym, wykreowanym przez media angielskie, które nie są zbyt przychylnie nastawione zarówno do Kościoła katolickiego, jak i samych Niemców. To pojęcie zaczęło funkcjonować, gdy kard. Ratzinger stał na czele Kongregacji Nauki Wiary, postrzeganej jako urząd policyjny Kościoła. Termin ten przestał być wykorzystywany przeciw osobie papieża, ale jest używany przeciw podstawom ewangelii, wiary, które głosi. Na pewno określenie „pancerny kardynał” nie ma nic wspólnego z osobą Josepha Ratzingera. Ci, którzy go spotkali, mogą się z tego tylko śmiać.

[b]Kościół w Europie się kurczy, a pan do niego wrócił. Jak to się stało? Czy prawdą jest, że pod wpływem kard. Ratzingera?[/b]

To długa historia. Mój powrót do Kościoła został zapoczątkowany przez obserwacje, że społeczeństwo oddaliło się od swoich korzeni, które mają duchowe podłoże. Od tego czasu zacząłem ponownie wchodzić na drogę duchową. Zbiegło się to z poznaniem kard. Ratzingera. Było to niemal 20 lat temu, gdy pisałem portret kardynała dla magazynu „Süddeutsche Zeitung”. Zacząłem czytać oryginalne teksty kardynała Ratzingera, a nie tylko to, co napisali o nim koledzy dziennikarze, rozmawiać. To wszystko było tak frapujące, że z czasem powstała książka wywiad „Sól ziemi”. Kard. Ratiznger pokazał mi się nie tylko jako człowiek mądry, wielki uczony, lecz także duchowy mistrz.

[b]Został pana mistrzem duchowym?[/b]

Nie, na tyle dobrze się nie poznaliśmy. Miałem możliwość przez dłuższy czas współpracować z nim, ale nie w szerokim wymiarze. Być kimś w rodzaju „dziennikarskiego towarzysza” drogi. Poprzez te spotkania udało mi się poszerzyć mój duchowy kosmos.

[b]Będzie czwarty tom rozmów? A może biografia?[/b]

Tak, pewnego dnia na pewno trzeba będzie spisać biografię, choć wywiad rzeka jest dobrą formą zaprezentowania tego, co papież myśli.?

Peter Seewald jest dziennikarzem niezależnym, w latach 70. i 80. pracował m.in. “Spiegla” i “Sueddeutsche Zeitung”. Począwszy od połowy lat 90. specjalizuje się w tematyce kościelnej i religijnej. “Światłość świata” to już trzeci jego wywiad-rzeka z Josephem Ratzingerem (poprzednio ukazały się “Sól ziemi” i “Bóg i świat”)

[b]Rz: „Światłość świata” to trzeci pana wywiad rzeka z Josephem Ratzingerem, ale pierwszy z papieżem. Jak zmienił się pana rozmówca od 1996 roku, gdy ukazała się „Sól ziemi”?[/b]

Mój rozmówca, po pierwsze, się postarzał. Po drugie, widać po nim trudy związane ze sprawowaniem nowego urzędu. Urząd papieski nakłada na niego większą odpowiedzialność i stawia go przed opinią publiczną, z którą jest nieustannie konfrontowany. Ale osobowość Josepha Ratzingera się nie zmieniła. Gdy latem ubiegłego roku nagrywałem rozmowę, pomyślałem, że czas stanął, że rozmawiamy tak samo jak dziesięć lat temu, gdy powstawała książka „Bóg i świat”. Joseph Ratzinger jest bardzo autentyczny. Nie ma w nim cienia próżności – tej choroby charakterystycznej dla części kleru. Nie ma cienia wyższości, arogancji. Papież Ratzinger jest taki jak dawniej, powiedziałbym nawet, że jego osobowość jest jeszcze bardziej prosta, co przejawia się w jego ogromnej pokorze.

[b]Trzeba mieć rzeczywiście wiele pokory, by powiedzieć, że obok wielkich papieży potrzebni są i mali, wynieść na ołtarze swego poprzednika, a przede wszystkim przyznać i powiedzieć – w kontekście skandali seksualnych – że największe prześladowania Kościoła nie pochodzą od zewnętrznych wrogów, ale wyrastają z grzechów w samym Kościele.[/b]

Joseph Ratzinger nigdy nie miał problemu z tym, by otwarcie przyznać się do błędów Kościoła. Przypominam sobie moment medytacji kard. Ratzingera w Wielki Piątek 2005 roku, tydzień przed śmiercią Jana Pawła II i kilka tygodni przed wyborem na papieża, gdy powierzał Bogu brudy i grzechy ludzi Kościoła.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy