Skoro pozyskanie ludzkich zwłok jest tak trudne, to nie lepiej korzystać z jakichś zamienników?
Oczywiście, że były podejmowane podobne próby. Jak choćby korzystanie z plastikowych modeli ludzkiego ciała. Mogą je one naśladować, ale nie są w stanie całkowicie zastąpić. Weźmy choćby ćwiczenie umiejętności wprowadzania cewnika do tętnicy. Jakakolwiek symulacja jest daleka od rzeczywistości. W prawdziwym naczyniu napotyka się różnego rodzaju przeszkody, np. blaszki miażdżycowe. Jeśli student nie przejdzie tego problemu na zwłokach, to istnieje ryzyko, że mniej sprawnie wykona podobny zabieg na żywym człowieku.
Kontakt z martwym ciałem musi być ogromnie trudnym doświadczeniem dla młodych ludzi.
Niewielu widziałem takich, którzy by tego nie wytrzymywali. Zazwyczaj był to pretekst, by zrezygnować ze studiów medycznych, bo ktoś nie radził sobie z zaliczaniem innych przedmiotów. Na 2 tysiące studentów zdarza się może jeden, który mówi, że nie może znieść zapachu formaliny.
Rzeczywiście jest on tak okropny?
Niemal w ogóle go nie czuć. Nasze prosektorium jest wyposażone w nowoczesny system wentylacji. Poza tym w stołach sekcyjnych znajdują się specjalne otwory, które wsysają drażniące wonie.
Kiedy pan zaczynał swoją karierę, takich rozwiązań pewnie jeszcze nie było.
Niestety. Jesteśmy genetycznie uwarunkowani do tego, by znieść zapach mięsa rozkładającego się w lodówce. Ale zapach gnijącego ludzkiego ciała, zwłaszcza jeśli jest źle zakonserwowane, bywa bardzo drażniący. Można to jednak wytrzymać, jeśli uświadomimy sobie, ile dzięki temu jesteśmy w stanie się nauczyć.
Na czym polega konserwacja, o której pan wspomniał?
Tętnice i jamy ciała wypełniamy mieszaniną konserwującą. Tworzą ją składniki chroniące przed działaniem bakterii i grzybów. Coraz rzadziej używamy do tego celu formaliny, bo jest ona dość drażniącym środkiem. Zabezpieczamy zwłoki przed procesem gnicia. Są one na tyle dobrze zakonserwowane, że gdybyśmy ich nie kremowali, mogłyby przetrwać nawet 200 lat.
Co można z nich wyczytać dla dobra nauki?
Wiele informacji. To przecież najpiękniejszy atlas świata. Można go nie tylko oglądać, ale i dotykać. Liczba sklasyfikowanych i skodyfikowanych struktur anatomicznych wynosi ponad 7,5 tys.
Amerykańska reporterka Mary Roach opisuje w książce „Sztywniak", do jakich badań i eksperymentów wykorzystywane są ludzkie zwłoki. Przykładowo, do sprawdzenia bezpieczeństwa butów saperów. Wspomina też o parku śmierci, jaki istnieje w USA. Ciała nieboszczyków po prostu leżą na ziemi, a naukowcy obserwują ich rozkład. Czy w Polsce podobnie makabryczne eksperymenty również są prowadzone?
Z tego co wiem, to nie. Po pierwsze dlatego, że jesteśmy małym krajem i wbrew pozorom nie mamy do dyspozycji wielu zwłok. W dużym stopniu wynika to z problemów natury technicznej. Polskie ośrodki nie dysponują wystarczająca ilością miejsca do ich przechowywania. Nazwała pani te badania makabrycznymi. Przyznaję, że mogą one tak wyglądać. Ale dostarczają ogromnej wiedzy medykom sądowym, co służy rozwiązywaniu zagadek kryminalnych i ściganiu sprawców morderstw. Sam byłem świadkiem obserwacji dotyczących tego, w jaki sposób w zależności od temperatury i rodzaju gleby następuje proces gnicia ciała. Tyle że odbywało się to w Australii i dotyczyło ciał zwierząt. Na ludziach podobnych badań nie przeprowadzano, bo nie było darczyńców, którzy zgodziliby się na udział w nich.
Czyli darczyńcy wiedzą, w jaki sposób ich ciało zostanie wykorzystane.
Oczywiście. Na tym właśnie polega idea Programu Świadomej Donacji Zwłok.
Mają jakieś specjalne życzenia w tym względzie?
Jedna donatorka poprosiła o przekłucie jej serca szpikulcem. Chciała, żebyśmy się w ten sposób upewnili, że umarła. Koszmarnie się bała, że żywa obudzi się w prosektorium.
Donator może określić, jak długo jego ciało będzie służyć nauce?
Jak najbardziej. Choć standardem jest okres dwóch lat. Na początku programu donacji bałem się, że będzie nam szło jak po grudzie. Założyłem, że dwa lata pozwolą na zachowanie ciągłości badań na zwłokach. Teraz jest ich tak dużo, że właściwie wystarczyłby rok. Jednocześnie, jeśli na ciele występuje zmienność istotna z klinicznego punktu widzenia, to chciałoby się pokazać ją jak największej liczbie studentów.
O jakich zmiennościach mówimy?
Na przykład o rzadkiej wadzie serca, która polega na istnieniu szczeliny między prawym a lewym przedsionkiem. W życiu płodowym znajduje się między nimi otwór, ale u dorosłego człowieka przedsionki powinny być od siebie całkowicie oddzielone. Jeśli tak nie jest, wymaga to operacji. Innym przykładem może być brak jakiejś tętnicy w obrębie naczyń mózgowych. O samych tylko zmiennościach kości traktuje trzykilogramowa książka. Bez posiadania wiedzy w niej zawartej trudno poprawnie interpretować treść zdjęć radiologicznych.
Czy z punktu widzenia anatoma są ciała lepsze i gorsze?
Im ciało bardziej otłuszczone, tym gorzej. Nie dość, że jego preparowanie zajmuje więcej czasu, to jeszcze zawsze istnieje ryzyko uszkodzenia struktur powierzchownych (nerwy skórne, żyły).
A ciała po wypadkach samochodowych?
Szczerze mówiąc, jeszcze nigdy takie do nas nie trafiło. Ale jeśli wskutek uszkodzeń zwłoki nie nadawałyby się do prowadzenia badań, to zawsze możemy odstąpić od ich przyjęcia.
Po wyjęciu narządów do przeszczepów?
Nie stanowi to żadnego problemu.
Podczas ceremonii pochówku studenci mogą poznać rodzinę człowieka, na którego zwłokach się uczyli. Jak te spotkania wyglądają?
Przede wszystkim jest to szok dla studentów. Pamiętam pogrzeb, na który żona donatora przyniosła album rodzinny. Pokazywała zdjęcia swojego męża, opowiadała o jego życiu, marzeniach. Podobne zetknięcie się z żywą cząstką człowieka, którego dotychczas znało się jedynie z prosektorium, jest niezwykłym przeżyciem.
Uroczystość pochówku nazwałem Memoriałem im. Ojca Józefa Marii Bocheńskiego. To przecudowna ceremonia: oprócz rodzin donatorów uczestniczą w niej lekarze, studenci, rektorzy, władze miast. W ten sposób cała społeczność chce podziękować tym ludziom za ogromny wkład, jaki wnieśli w rozwój medycyny. Ich skremowane prochy spoczywają w najbardziej znamienitym miejscu cmentarza. W przypadku ośrodka katowickiego w Kolumbarium, grobowcu na terenie parku Pamięci w Rudzie Śląskiej.
Donatorzy mają prawo do ostatniego życzenia. O co proszą?
Była prośba o puszczenie w czasie ceremonii utworu Beatlesów. Ktoś inny chciał obecności duchownego wyznania hinduistycznego (z zasady ceremonia ma charakter ekumeniczny. Zazwyczaj bierze w niej udział ksiądz, pop i pastor). Ktoś prosił o rozsypanie prochów, czego akurat nie mogliśmy uczynić, bo zabrania tego prawo. Prośby nie są liczne. Nasi darczyńcy nie są ludźmi, którzy robią to, bo chcą czegoś w zamian.
Prof. Jerzy Gielecki
Lekarz radiolog, jest kierownikiem Katedry Anatomii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Wcześniej przez 10 lat kierował Katedrą i Zakładem Anatomii Prawidłowej Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach, gdzie rozpoczął realizację Programu Świadomej Donacji Zwłok. Twórca Memoriału Bocheńskiego. Autor multimedialnego słownika anatomicznego, pierwszego polskiego programu medycznego, który ukazał się na płycie CD-ROM. Napisał kilka podręczników z anatomii dla studentów anglojęzycznych i przetłumaczył na polski kilka innych książek z tej dziedziny. Członek i założyciel Polskiego Towarzystwa Teleme- dycyny.