Wiedziałeś, w jakich okolicznościach Wysocki opuścił nasz świat?
W 1980 r. – nie. Mówiono, że się zapił. Ale przecież w Rosji pił każdy, a Wołodia to nie był byle kto. To kawał silnego gościa. Sama wóda by go nie wykończyła. Heroina go wykończyła.
Była taka teoria, że towarzysze radzieccy podtruwali opozycjonistów trofiejną heroiną zdobytą w Afganistanie.
U nas też specjalnie nie zwalczano wolnego obrotu „kompotem", czyli polską herą. Milicji ćpanie nie interesowało. Mogliśmy palić trawę na dancingach. Mak rósł wszędzie. Każdy mógł sobie zmontować działkę w bramie. Nikt się nie czepiał. Lata 80. to była stracona dekada. Kiedy miałem 20 lat, byłem pełen energii. Po stanie wojennym rozpiłem się i narkotyzowałem.
Ale nie dlatego nie lubiłeś tłumaczeń Kaczmarskiego.
Nie podobała mi się jego bojowa chrypa. Wolałem wykonawców bluesowych. Swobodnych. Kaczmarski śpiewał o ojczyźnie, o kratach. Mnie się to nie podobało. Wiedziałem, że trzeba było walczyć. Sam na swój sposób walczyłem. Ale raczej przez zaniechanie.
Byłeś więźniem sumienia.
Byłem, bo odmówiłem służby z przyczyn światopoglądowych. Oficerowie dziwili się, że nie chcę służyć. A ja chciałem służyć w inny sposób. Byłem artystą i nie miałem ochoty się czołgać w błocie, na poligonie. Wolałem odsiedzieć dwa lata. Zwłaszcza że w tamtych czasach wielu porządnych ludzi siedziało.
Śpiewałeś w więzieniu Wysockiego?
Nie można było mieć żadnych instrumentów. Dopiero teraz jest to możliwe, pod warunkiem że współosadzeni zgodzą się na muzykowanie. Ale słyszałem ostatnio, że jak pewien awangardowy wiolonczelista trafił do więzienia za malwersacje – współosadzeni nie wyrazili zgody na jego rzępolenie.
A cappella nie próbowałeś śpiewać?
Tylko „Mercedes Benz" – jak wjechałem na cele dla grypsujących. Musiałem się wykazać, bo byłem świeżakiem. Dziwili się, że grypsuję, nie będąc złodziejem. Padło hasło „wyjaśnijmy gościa". Kazali mi śpiewać. Otrzymałem wielkie brawa i się odpieprzyli. Zwłaszcza że umiałem też pisać listy miłosne, a oni tam wszyscy prowadzili korespondencję z dziewczynami, które pisały do „ITD".
Możesz zdradzić tajemnicę korespondencji?
„Jestem samotna, mieszkam w małej wsi, szukam kandydata na męża". Odpisywałem w imieniu współosadzonych: „Obecnie odbywam wyrok w zakładzie karnym, ale zamierzam powrócić na dobrą drogę i podjąć pracę w Zakładach Naprawy Taboru Kolejowego". I tak dalej. Dostawałem za to szlugi.
To kiedy zacząłeś grać Wysockiego?
Poproszono mnie o to na koncercie dedykowanym Niezależnemu Związkowi Studentów. Zażyczyłem sobie prompter. Nie uczyłem się tekstów na pamięć, bo już wtedy wiedziałem, że dokonam własnych przekładów!
Jak z 670 piosenek wybrałeś na płytę 11?
Przesłuchałem ponad 450 piosenek. Wybrałem więcej niż 11, ale niektóre okazały się zbyt długie. Generalnie trudno było zrobić kawałek trwający krócej niż 5 minut. Wysocki jak pisał – nie mógł się zatrzymać. Wszystko jest matematycznie skomponowane. Każdy rym jest policzony.
Pewnie to są jakieś jamby albo trocheje!
Kurczę, bez przerwy o tym słyszę! Niech mi wreszcie ktoś wytłumaczy, co to jest?
Jakie piosenki nie weszły na płytę, a będą grane na koncertach?
Na przykład „O Józefie i Maryi", na temat niepokolanego poczęcia, o tym jak Józef wpadł do domu i zobaczył gościa uciekającego przez okno. Maryja mówi: „To duch święty". „I ja mam w to uwierzyć?" – odpowiada Józef. Jak zabraknie moich przekładów – zawsze mogę zaśpiewać wersje Młynarskiego. Ale wolę swoje! Dokonałem własnych przekładów m.in. „Moskwa – Odessa" i „Boksera", bo są wierne rytmice rosyjskiego. Czasami nie chciałem szukać polskich znaczeń. Zostawiłem trochę rusycyzmów, jeżeli byłem przekonany, że są zrozumiałe dla Polaków. Nie zamierzałem też tłumaczyć frazy „A na neutralnej połasie cwiety nieobyczajnej krasaty". To tak pięknie brzmi po rosyjsku, że nie dałem rady śpiewać: „Na neutralnym pasie przygranicznym kwiaty niezwykłej urody".
Z rosyjskim nie miałeś w szkole kłopotów?
Byłem prymusem i wszystkie rusycystki mnie kochały. A z innych przedmiotów, poza polskim, miałem pały. Do rosyjskiego ciągnęło mnie zawsze. Czytałem Bułhakowa, Dostojewskiego, Babla. Nie wszystkim się podobali. Oczywiście z przyczyn politycznych. Ja nie miałem takiego wstrętu. Na szczęście nie musiałem czytać „Sputnika". Ale przyznam, że byłem indoktrynowany, bo moja mama należała do partii. Jako dziecko chodziłem na pochody pierwszomajowe i chciałem nieść tylko czerwoną flagę, tzw. szturmówkę. Kiedy pochody stały się przymusowe – przestały mi się podobać. Wolałem drugi obieg.
Miałeś kontakt z Rosjanami?
Jak się piło z nimi wódkę, okazywali się fajnymi ludźmi. Ale strasznie byli wystraszeni. Wystarczyło powiedzieć „Jerofiejew", a oglądali się na boki i mówili „Ciszej, ciszej". Wtedy krzyczałem na cały głos: „Moskwa-Pietuszki"!
A czytałeś literaturę po rosyjsku?
Nie. Ale teraz zaznajomiłem się z ruskimi bukwami na dobre i daję radę cyrylicy. Jestem nawet gotowy zaśpiewać Wysockiego w Rosji. Ale po polsku. Nie chcę się zbłaźnić jak Rammstein w Ameryce. Niemcy wysłali tam amerykańskojęzyczne wersje nagrań. A Amerykanie woleli ich słuchać po niemiecku.
Używało się w twoim domu radzieckich urządzeń?
I to sporo! Ruskiej grzałki, dziwnie skonstruowanego radia. Miałem też radziecki telewizor kolorowy Rubin i wbrew temu, co się mówiło, nigdy mi nie wybuchł. Pamiętam, że jak się go wyłączało, najpierw pojawiała się na środku ekranu kropka, która potem pęczniała... To były moje pierwsze psychodeliczne doznania.
Co dalej z przyjaźnią polsko-rosyjską?
Jeżeli będziemy myśleć w sposób paranoiczny – nasze relacje też takie będą. Dlatego apeluję z łamów, żeby nie ulegać paranoi, bo to jest choroba!
A co myślisz o Putinie?
Wiemy, że jest zimnym, wyszkolonym draniem!
Z Miedwiediewem bawią się w dwóch policjantów – złego i dobrego?
To świetny numer. Ciągle działa. A co robi Tusk z Komorowskim? Dokładnie to samo. To też jest putinada. Wystawia się misia na pierwszy plan i próbuje rządzić z tylnego siedzenia.
Jaka będzie następna płyta?
Obiecaj, że nie będziesz się śmiał!
Obiecuję!
To będzie płyta country!