Plus Minus poleca. Plus Minus 3-4 września 2011

Gursztyn tasuje Platformę. Rosiak o rzezi i miłosierdziu w Rwandzie. Szczepłek o futbolowych związkach polsko-niemieckich. Wildstein o pogardzie dla przodków. Najnowszy numer tygodnika Plus Minus

Publikacja: 02.09.2011 19:00

Plus Minus 3-4 września 2011

Plus Minus 3-4 września 2011

Foto: Plus Minus

Nie odpoczną po wyborach

– stwierdza Piotr Gursztyn, autor analizy możliwych przetasowań w obrębie PO za miesiąc.

„Platforma wygra te wybory i już teraz trzeba zastanowić się, co kto bierze w rządzie i we władzach partii - czołówka polityków PO coraz głośniej omawia powyborcze scenariusze i roszady. Wróżenie z fusów, pisanie patykiem po wodzie - tak zaczynają swoją odpowiedź na pytanie o sytuację po wyborach politycy Platformy. Jednak po tym rytualnym wstępie dodają słowo "ale" i zaczynają dzielić się swoimi prognozami. Co ciekawe wiele prognoz się pokrywa. Także wtedy, gdy wypowiadają je członkowie walczących ze sobą frakcji.

Tusk ma poukładany zarząd partii na trzy lata - zauważa jeden z naszych rozmówców. Wtedy bowiem odbędą się wewnątrzpartyjne wybory. Dwie zwalczające się grupy: środowisko Grzegorza Schetyny i Cezarego Grabarczyka - dzieli tak głęboka nieufność i niechęć, że Tusk  nadal może rozgrywać ich animozje. Dziś nikomu w PO nie przyjdzie do głowy pomysł - tak jak marzyło się to niektórym kilkanaście miesięcy temu - aby Schetyna i Grabarczyk zawarli choćby doraźne porozumienie, by móc coś wytargować od wszechwładnego lidera partii.

Karty po wyborach będzie rozdawał Tusk. Jest jednak pytanie, jak będą mocne. To zależy nie tylko od dobrego wyniku w wyborach, ale także od tego jak będzie wyglądał klub w Sejmie. Jak wielu wejdzie do Sejmu posłów związanych ze Schetyną? I ilu powiązanych ze 'spółdzielnią'? - Z punktu widzenia Schetyny wynik Platformy nie powinien być zbyt dobry, bo wtedy Tusk będzie mógł dyktować wszystko - mówi jeden z członków 'spółdzielni'.

- Nie zapominajmy, że 9 października kluczową rolę na mocy konstytucji odegra pan prezydent. Premier będzie musiał uwzględnić jego sugestie - odpowiada zwolennik marszałka Sejmu. To ważna uwaga, bo Bronisław Komorowski odkąd został prezydentem prowadzi politykę wspierania

? ? ?

Rzeź i miłosierdzie

– to wstrząsający materiał przygotowany przez Dariusza Rosiaka na podstawie opowieści dwóch zakonnic, które prowadziły sierociniec w Rwandzie w 1994 r. i dzięki odwadze oraz przychylnemu zbiegowi okoliczności zdołały uratować swoich podopiecznych przed masakrą. Ta pierwsza w europejskich mediach relacja na temat tego dramatycznego epizodu zmusza do przewartościowania obiegowych sądów na temat bierności instytucji kościelnych w trakcie ludobójstwa.

„Przyjmowałyśmy ofiary w naszym sierocińcu i w ośrodku zdrowia. Pamiętam takie dwie sześcioletnie bliźniaczki z Masaki, które do nas uciekły, jedno niemowlę, które siostra przyniosła, zdjęła z pleców zabitej matki. Wszędzie w ośrodku i szpitalu leżeli ludzie: na materacach, na podłodze, gdzie się dało.

Gdy w piątek 8 kwietnia przyszli do nas na misję wyszłam, żeby z nimi rozmawiać. Zaczęli domagać się najpierw pieniędzy, potem wydania personelu Tutsi. Szarpali mnie, krzyczeli i w tym czasie zadzwonił mi w kieszeni telefon. To jeszcze nie były komórki, mieliśmy taki telefon bezprzewodowy w sierocińcu i ten telefon zadzwonił. Okazało się, że to byli nasi przyjaciele w Francji, rodzina ludzi, którzy wcześniej zaadoptowali dwójkę dzieci rwandyjskich z naszego sierocińca. Odebrałam i zaczęłam rozmawiać, ale wojskowy wyrwał mi telefon i wsadził sobie do kieszeni. Tylko nie wyłączył go - pewnie myślał, że to krótkofalówka, a nie telefon - i w ten sposób ci ludzie z Francji mogli usłyszeć co się dzieje, kiedy nas szarpano i bito. I oni zaalarmowali władze w Paryżu, a potem ambasadę Francji. Gdyby nie oni, pies z kulawą nogą nie dowiedziałby się co się u nas dzieje. Tymczasem, ci nasi znajomi podnieśli alarm i już od soboty wiedzieliśmy, że być może przyjadą po nas Francuzi, by nas ewakuować.

Ale w piątek tego jeszcze nie wiedziałam. Jedna grupa bandytów poszła od razu do biura i zabrali pieniądze. Druga grasowała na terenie sierocińca szukając Tutsich. Znaleźli kilka dziewcząt, które u nas pracowały. Zebrali je w grupie i zaczęli je rąbać maczetami po nogach, tak żeby nie mgły uciekać.

W tej grupie była jedna pielęgniarka Tutsi, która za kilka dni miała wyjść za wojskowego, podporucznika z plemienia Hutu. On mieszkał blisko sierocińca, ktoś mu doniósł, co się dzieje. Wpadł do sierocińca, a gdy zobaczył, że chcą porąbać maczetami jego przyszła żonę, wyjął pistolet, strzelił kilka razy w powietrze i opanował sytuację. Był najstarszy stopniem wśród nich i przestraszyli się go chyba. Udało się jakoś opanować sytuację, w trakcie tej pierwszej akcji nie zabili  nikogo, tylko poranili te nasze pracowniczki.

Tam było siedem dziewczyn, leżały twarzami do ziemi, miały poranione nogi, były przerażone, płakały. Mówiłam bandytom, że to są dziewczyny, które pomagają dzieciom, od lat u nas pracują, że nie wolno ich zabijać. Jeden przystawił mi karabin do piersi i była pewna, że mnie zastrzeli... Ale nie strzelił. Po chwili ustąpili, wyglądało na to, że nie zabiją ich, przynajmniej nie zabiją teraz."

? ? ?

„Polskiego futbolu z żadnym innym krajem nie łączy tak wiele, jak z Niemcami.

Niemcy to jedyna piłkarska potęga, z którą nigdy nie wygraliśmy" – pisze Stefan Szczepłek z okazji zbliżającego się kolejnego meczu w Gdańsku.

„Szesnaście meczów, dwanaście porażek, cztery remisy. Straciliśmy 29 bramek, strzeliliśmy siedem. Z siedmiu zdobywców goli dla Polski żyje jeszcze dwóch - Robert Gadocha i Zbigniew Boniek. On pokonał niemieckiego bramkarza jako ostatni, w maju 1980, w przegranym 1:3 spotkaniu we Frankfurcie. Większość dzisiejszych reprezentantów Polski urodziło się później. Krótko mówiąc - prehistoria.

Pierwszy mecz Niemcy - Polska odbył się w niedzielę, 3 grudnia 1933. Kanclerzem Rzeszy był od stycznia Adolf Hitler. Na stadionie zebrało się 40 tysięcy widzów, a w loży honorowej miejsca zajęli członkowie rządu, z ministrem propagandy Josephem Goebbelsem. Był ambasador Polski Józef Lipski. Kiedy orkiestra zaczęła grać Mazurka Dąbrowskiego wszyscy wstali, wyciągając ręce w hitlerowskim pozdrowieniu. Kapitanem reprezentacji Polski był Jerzy Bułanow, Rosjanin, którego rodzina uciekła po rewolucji do Warszawy, a on został piłkarzem Polonii. Kapitan Niemców to Stanislaus Kobierski, którego ojciec był Polakiem. Po wojnie Kobierski trafił do sowieckiego obozu jenieckiego a Bułanow wyjechał do Argentyny. Wysłannik „Przeglądu Sportowego" na ten mecz nie wspomina słowem o jakichkolwiek antypolskich reakcjach. Wprost przeciwnie. Mecz toczył się w przyjaznej atmosferze a niemieccy kibice nagradzali brawami po równo zawodników obydwu drużyn.

Pierwszy raz do rozruchów między kibicami obydwu krajów doszło dopiero po zjednoczeniu Niemiec. We wrześniu 1996 roku na towarzyski mecz do Zabrza przyjechało kilkuset kibiców z dawnej NRD. Podczas Mazurka Dąbrowskiego zabrali dwie polskie flagi, wiszące na ogrodzeniu i podpalili na swojej trybunie. Wtedy się zaczęło. Ruszyli polscy kibice i policja a wszystko to na oczach prezydenta FIFA Joao Havelange'a. Na boisku tradycyjnie lepsi byli Niemcy. Wygrali 2:0 a po meczu Juergen Klinsmann nie mógł dojść do autokaru, bo wszyscy chcieli go dotknąć. Był wówczas jednym z najsłynniejszych piłkarzy świata.

Stadion, na którym odbywał się mecz nosił od roku 1934 imię Adolfa Hitlera. Po wojnie o tym zapomniano, bo chociaż oczywiście nikt tej nazwy nie używał, to gdzieś w papierach istniała. Zorientowano się już w XXI wieku, kilka lat po śmierci w Niemczech jednego z najwybitniejszych piłkarzy Górnika Zabrze i reprezentacji Ernesta Pola. Postanowiono nadać jego imię stadionowi, ale okazało się, że stadion ma imię. W ten sposób Pol zastąpił Hitlera. Kolejny mecz z Niemcami odbył się dziesięć lat później w Dortmundzie podczas mundialu 2006. Przegraliśmy 0:1 tracąc bramkę w ostatniej minucie.

Piłkarze reprezentacji Niemiec Miroslav Klose, Lukas Podolski i Piotr Trochowski to już współczesne dzieje. Klose urodził się w Opolu, gdzie jego ojciec grał w pierwszoligowej Odrze. Podolski w Gliwicach. Jego ojciec był piłkarzem Szombierek Bytom. Trochowski pochodzi z Tczewa. Klose śpiewa niemiecki hymn a Podolski nie. Klose długo nie chciał rozmawiać z polskimi dziennikarzami po polsku, ale zmienił zdanie.

W latach trzydziestych  obecność w niemieckiej reprezentacji zawodników z polskimi korzeniami była czymś oczywistym. Emigranci z Polski współtworzyli Schalke 04 czy Borussię Dortmund a potem grali w tych drużynach (i innych z Zagłębia Ruhry) pierwsze skrzypce. Jeszcze 20 lat później w Borussii, która w roku 1956 zdobyła mistrzostwo Niemiec grali piłkarze o takich nazwiskach: Kwiatkowski, Schlebrowski, Kelbassa, Niepieklo, Michallek i Kapitulski. Czterech z nich było reprezentantami Niemiec. Polskich nazwisk na liście niemieckich reprezentantów jest około pięćdziesięciu. Pojawiają się jeszcze przed pierwszą wojną światową i tak jest do dziś.

We wtorek w Gdańsku zobaczymy prawdopodobnie Klosego i Podolskiego w koszulkach niemieckich, mieszkającego w Moguncji Eugena Polańskiego w polskiej, dwóch mistrzów Niemiec z Borussi Dortmund - Roberta Lewandowskiego z Pruszkowa i Jakuba Błaszczykowskiego z Częstochowy. Być może na boisku w Gdańsku równie często jak po polsku, będzie się mówiło po niemiecku.

Ale najważniejsze jest oczywiście to, że wreszcie wypadałoby wygrać – konkluduje swój tekst Jedenaście mercedesów publicysta sportowy „Rz".

? ? ?

Pogarda dla przodków czyli pycha współczesnych

to temat eseju Bronisława Wildsteina

„Wystąpienie Radosława Sikorskiego, w którym zdefiniował on Powstanie Warszawskie jako 'narodową katastrofę' jest kwintesencją tendencji, którą określić można jako destrukcję narodowej pamięci. Ważne są wszystkie elementy tej deklaracji. Wybór medium, którym jest twitter czyli sieć informacyjna redukująca przekaz do kilku słów i najprostszych sensów oraz fakt, że człowiek piastujący jedno z ważniejszych stanowisk w rządzie, które zobowiązuje do szczególnej dbałości o wygłaszane sądy, w ten, wyjątkowo nonszalancki sposób rozstrzyga jedno z najważniejszych i najbardziej bolesnych wydarzeń w naszej najnowszej historii.

Sierpień i wrzesień to wyjątkowo znaczące miesiące dla polskich najnowszych dziejów. Obchodzimy wtedy rocznice Powstania Warszawskiego, wybuchu II Wojny Światowej i kampanii wrześniowej, powstania Solidarności wreszcie. Możemy więc mieć pewność, że teraz właśnie nastąpi wysp 'demaskatorów' i 'demitologizatorów'; tych wydarzeń a w konsekwencji całej naszej tradycji. Rola to wyjątkowo łatwa, bezpieczna i opłacalna. Wystarczy ogłosić zbrodniczość i głupotę powstania, albo absurd kampanii wrześniowej, dodać, że czas już skończyć z mitem nieracjonalnej bohaterszczyzny, 'odrzucić koronę cierniową, zburzyć martyrologiczny cokół', zdemitologizować, zdemaskować, zdekonstruować, skonfrontować się z wstydliwą stroną naszej historii itd., itp., a sukces gotowy.

Wszystkie te frazesy, które nijak się mają do naszej rzeczywistości, gdyż to co szwankuje w Polsce to konstrukcja naszej pamięci oraz mity, które ożywiałyby naszą zbiorową egzystencję i osadzały ją na twardszym fundamencie; cała erupcja tego współczesnego konformizmu sprzedawanego jako odważny i buntowniczy, jest elementem głębszej wojny o pamięć. Właściwie jest to kampania przeciw pamięci. Jest ona elementem wojny kulturowej, która jest najważniejszą batalią współczesnego świata"

? ? ?

„W Grecji bankrutuje teoria ekonomiczna oparta na przekonaniu, że interwencja rządu zapewni trwały wzrost gospodarczy. Po bankructwie banku Lehman Brothers w 2008 roku rozpisywano się o krachu kapitalizmu na Wall Street i uzasadniającej go teorii 'neoliberalnej'. Nie ujawniając oczywiście, co to takiego jest ów neoliberalizm. W domyśle musiało to być coś bardzo złego, skoro doprowadziło do kryzysu finansowego cały świat. Nie powiem więc – troszkę się ucieszyłem z bankructwa rządzonej od lat przez socjalistów Grecji, bo pomyślałem, że nie będzie można napisać, iż tam też bankrutuje kapitalizm. Ale się myliłem. Otóż przeczytałem, że Grecja bankrutuje z powodu... 'neoliberałów', którzy nie chcą jej już więcej pożyczać na finansowanie 'zdobyczy socjalnych'" – pisze Robert Gwiazdowski, szef Centrum im. Adama Smitha.

„Owszem, bankierzy zrobili głupio pożyczając Grecji tyle, ile pożyczyli. I zdecydowanie za późno się opamiętali. Tyle tylko, że dzisiejsi bankierzy – i ci z upadłego Lehman Brothers i ci z banków pożyczających Grecji – nie mają nic wspólnego ani z klasycznym kapitalizmem, ani z liberalizmem (bez względu na to, czy z przedrostkiem neo- czy bez).

Nieodżałowany Stefan Kisielewski prześmiewając się kiedyś z kolejnego kryzysu socjalizmu, pisał, że to nie kryzys tylko rezultat. Gdyby na Saharze ustanowić socjalizm, to zabrakłoby piasku. Zły stan gospodarki socjalistycznej nie był więc żadnym jej kryzysem, tylko rezultatem wprowadzenia gospodarki planowej, w której nie obowiązywało podstawowe prawo podaży i popytu odwzorowywane ceną towarów i usług wyrażoną w pieniądzu. Dziś, słysząc o kryzysie na światowych rynkach finansowych, chciałoby się zacytować Kisiela i powiedzieć: to nie kryzys, to rezultat. Rezultat działania wbrew rynkowi i wbrew naturze. Bo prawa rynku są tak samo nieuchronne, jak prawa grawitacji. Można wywołać stan lewitacji, na przykład przy pomocy ciśnienia powietrza, fal ultradźwiękowych, laserów, pola magnetycznego czy po prostu trików iluzjonistycznych, ale tylko na jakiś czas. Potem następuje upadek. Ratunkiem dla upadających dziś państw dobrobytu – nie jest więcej interwencjonizmu tylko Więcej wolności"– apeluje Gwiazdowski

? ? ?

„Kryzys może wyjść młodym Polakom na dobre. To szansa, by się zbuntowali i uciekli od roli ślicznych maskotek dobrobytu" – twierdzi z kolei publicystka „Rzeczpospolitej" Paulina Wilk w tekście Uwięzieni na placu zabaw.

„Większość młodych Polaków pracuje na umowach krótkoterminowych, nazwanych śmieciowymi, bo nie gwarantują świadczeń. Pracodawcy często zatrudniają jak najmniejszym kosztem, przy okazji pozbawiając młodych spokojnego snu i prawa do myślenia o przyszłości. Ale nierzadko chronią się w ten sposób przed nieuczciwością młodych. W tej bajce nie tylko Baba Jaga ma się z czego tłumaczyć. Jaś i Małgosia też bywają bezwzględni. Wiedzą, jak się nie przepracowywać, wykombinować zwolnienie, żeby pojechać na letni festiwal i jak spędzić dziewięć miesięcy ciąży na spacerach i zakupach. Ważne, że Polacy debiutujący na zawodowym rynku mają o sobie dobre zdanie i nie chcą podejmować pierwszego z brzegu zajęcia na niekorzystnych warunkach. Gorzej, że w parze z wysoką samooceną nie idzie gotowość sprawdzenia, ile naprawdę są warci. Pytają, czy praca będzie ciekawa, dobrze płatna i czy ich rozwinie. Pytają, jak wiele świat może zrobić dla nich, a nie co oni zrobią dla świata".

Ponadto w Plusie Minusie:

Nie odpoczną po wyborach

– stwierdza Piotr Gursztyn, autor analizy możliwych przetasowań w obrębie PO za miesiąc.

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą