Niedawno uczestniczyłem w pokazie filmu „Budrus" zorganizowanym przez Kampanię Solidarności z Palestyną, redakcję „Le Monde Diplomatique – Edycja polska" i Kolektyw Syrena. Mieliśmy tam też możliwość posłuchania historii „niedopłynięcia" Romana Kurkiewicza z Flotyllą Wolności do Gazy.
Film opowiada historię pokojowego protestu mieszkańców palestyńskiej wioski przeciwko budowie muru granicznego, który odcinałby ich od dziedzictwa symbolizowanego przez drzewa oliwne. Protest trwa, dołączają do niego z czasem izraelscy wolontariusze chroniący mieszkańców wioski przed brutalnymi atakami wojska. W końcu udaje się wspólnymi siłami zmienić okrutne dyrektywy rządu izraelskiego. Drzewa oliwne zostają, Palestyńczycy i Żydzi padają sobie w ramiona, wojsko zawstydzone się wycofuje, pokój i miłość wracają na ziemię.
Film i dyskusja, jaka po nim nastąpiła, jak w soczewce uwidoczniły skalę problemów i krótkowzroczności występujących zdawałoby się w miarę łagodnym i rozsądnym antysyjonizmie (połączonym często ze szczerym i – w pewnym zakresie – słusznym idealizmem).
Dwuznaczne przymierza
Fundamentalny fałsz filmu i dyskusji polegał na wyabstrahowaniu konfliktu palestyńsko-izraelskiego z szerszego kontekstu geopolitycznego i historycznego. Kwestia okupacji Palestyny nie jest kwestią tylko sporu między Izraelczykami a Palestyńczykami, ale skupia w sobie wiele gier politycznych prowadzonych właściwie przez wszystkie państwa Bliskiego Wschodu. Okupacja terytoriów palestyńskich nie była efektem imperializmu izraelskiego, ale reakcją na arabskie agresje w 1948 i 1967. Brak państwa palestyńskiego jest efektem agresywnej polityki ościennych państw arabskich, które same w 1948 r. wbrew propozycjom Izraela odmówiły uznania wolnej Palestyny. Zresztą najokrutniejsze zbrodnie (przy których bledną jakiekolwiek działania Izraela) na Palestyńczykach popełniały i popełniają nadal państwa arabskie. Oczywiście ten fakt nie był w żaden sposób odnotowywany przez naszych propalestyńskich wolontariuszy.
Aktualnie potężne wpływy w Palestynie ma Iran nawołujący do destrukcji Izraela. Kwestia palestyńska jest rozgrywana przez wszystkie lokalne mocarstwa od Egiptu po Arabię Saudyjską. Na terytoriach palestyńskich zaś trwa cicha wojna domowa pomiędzy Hamasem a Fatahem.
Wieloaspektowość tych konfliktów nie pozwala na proste odpowiedzi ani na jednoznaczne wartościowanie. Izrael nie ma pozycji dominującej. Jego istnienie jest stale zagrożone. Możemy krytykować jego posunięcia, ale musimy mieć też świadomość, że nie może on pozwolić na powstanie państwa palestyńskiego, jeśli ma się ono stać np. marionetką kontrolowaną przez Iran czy bojówki terrorystyczne. Musimy zdać sobie też sprawę z różnicy między być może czasem brutalnymi i niesłusznymi działaniami Izraela a propozycjami wymordowania całego narodu bądź destrukcji państwa (jak jest to zawarte w statutach Hamasu bądź Hezbollahu).
Oczywiście, na spotkaniu zorganizowanym wokół filmu „Budrus" powyższe tło nie zostało nawet zaznaczone. Konflikt został sprowadzony do obrazu, na którym potężna machina wojskowa Izraela atakuje pokojowo nastawioną wioskę palestyńską.