Gdy wygrał, z widocznym brakiem zaufania spoglądałem na jego postępowanie. Ale powoli – przynajmniej w kwestii obrony życia – je zdobywał. Z farbowanego prolajfera przekształcił się w człowieka, który realnie broni życia, odbiera finansowanie organizacjom aborcyjnym, ogranicza dostęp do aborcji. Nie sposób było go nie wspierać.
To wsparcie w jednej kwestii nie oznacza jednak, że należy mu się uznanie za pozostałe działania. Tak nie jest. Jego wypowiedzi w kwestii polityki międzynarodowej są nieodpowiedzialne, czasem głupie, i na pewno nie przyczyniają się do budowania pokoju. Przykład? Ostatnia wypowiedź na temat Wzgórz Golan, które w całości powinny być izraelskie. Niezależnie od tego, czy opinia taka jest słuszna czy nie, to prezydent Stanów Zjednoczonych powinien wiedzieć, że taka jego wypowiedź wywoła reakcję krajów arabskich, a przede wszystkim radykalnych organizacji islamskich. A reakcja ta, przynajmniej w przypadku Hamasu, będzie krwawa. I tak się stało. Krótko po wypowiedzi Trumpa na miejscowość pod Tel Awiwem poleciały pociski rakietowe. Siedem osób już nie żyje. Niewinna rodzina, która stała się ofiarą terrorystów, ale też nieodpowiedzialnych wypowiedzi prezydenta USA.