German Marshall Fund, który zamieszcza na swojej stronie analizy wydarzeń globalnych raz na kilka dni, tym razem w swoim blogu zamieścił pięć tekstów na temat jednego wystąpienia. Nie przypominam sobie, by jakieś wydarzenie z ostatniego roku wywołało taka reakcję w amerykańskim think tanku.
Radosław Sikorski wypowiedział to, na co czekały europejskie – i nie tylko europejskie – elity. Amerykanie, którzy dziś postrzegają Europę jedynie jako źródło problemu, nabrali nadziei, że być może Stary Kontynent się ruszy, by porządkować własną sytuację. Z punktu widzenia USA zjednoczona, federalna Europa to znakomite rozwiązanie. Wreszcie pojawił się ktoś i cokolwiek zaproponował w panującym marazmie.
Przemówienie było niewątpliwie inspirujące i świetnie przygotowane. Doskonale wybrane czas, miejsce i ton wystąpienia. Europa jest zagubiona, świat przerażony, chaos coraz większy, a tu z serca Europy płynie przekaz tak jasny – przynajmniej na pierwszy rzut oka – i optymistyczny, bo wzywający do konkretnych działań. Ktoś powiedział to, co wszyscy chcieli usłyszeć, ale nikt inny nie odważył się tego zrobić. Znalazł się ryzykant i wywołał skrajne reakcje. Zachwyt świata i najcięższe oskarżenia ze strony opozycji we własnym kraju.
*
Pytanie zasadnicze brzmi, czy propozycja Sikorskiego jest dobra dla Polski. Odpowiedź nie jest jednoznaczna, choć wszyscy u nas uwielbiają jednoznaczne odpowiedzi. Jak zatytułował swój kolejny tekst Edward Lucas w „The Economist" – trzeba odpowiedzieć, czy Sikorski jest bohaterem czy zdrajcą.
Na pewno to , co zrobił, jest znakomite dla niego. Jego osobista pozycja w Europie wzrosła niebotycznie. Jego pozycja polityczna w Platformie zapewne też rośnie. O tym, jak bardzo, niech świadczy zdanie kończące jeden z tekstów amerykańskiego politologa we wspomnianym już blogu GMF: „Być może Europa znalazła nowego prezydenta". Donald Tusk może się zacząć obawiać, czy nie wyrasta mu bardzo silny konkurent.
A w kwestii korzyści dla Polski pytanie zasadnicze brzmi: czy w czasach zawieruchy nie lepiej przeczekać, przeprowadzać głębokie reformy w kraju, porządkować finanse, budować siłę wewnątrz, a także silny obóz Europy Środkowej, w oczekiwaniu, aż sytuacja w strefie euro się wyklaruje. I wtedy wejść do gry na własnych warunkach. Jeśli nasza gospodarka będzie silna, to i tak będziemy znaczącym graczem. Jeśli słaba – i tak nie będziemy się liczyć.
Czy może jednak lepiej wepchnąć się za wszelką cenę do centrum dziś, bo zapadają kluczowe decyzje, bo jest tak ogromne zamieszanie, tak głęboki kryzys, że z naszą nie najgorzej stojącą gospodarką przy dużej aktywności politycznej możemy nagle wskoczyć piętro wyżej i znaleźć się bliżej ośrodków decyzyjnych?