Zadzwonił do mojej osoby Łukasz Garbal, doktor nauk, nazwisko zapamiętać warto, bo wróżę karierę, człowiek jeszcze młody, ale wie, gdzie leżą konfitury. Otóż dr Garbal organizuje w niezawodnym Muzeum Polin debatę – czują to państwo, uczta się szykuje – i bardzo chciałby, cobym wziął udział. Debata ma być o patriotyzmie, nie o cyrku, więc się dwa razy upewniłem, czy na pewno dobrze się dodzwonił. Nie, dobrze, ten Mazurek. Pokraśniałem.
Są jednak rzeczowniki, które z nazwiskiem Mazurek występują rozdzielnie – wiecie państwo, na przykład gala, intelektualiści, uroda, dieta – i słowo „debata” jest niebezpiecznie blisko tej granicy. Zacząłem kwękać, ale niezrażony pan doktor przysłał listę panelistów. I mnie olśniło. Zrozumiałem, w jakim charakterze mnie tam zaproszono. Na liście bowiem cztery (o dżenderową równowagę nie zadbano, będzie afera) tuzy i błazen.
Ale można też inaczej czytać. Na liście, którą otwiera nazwisko Adama Michnika, a dalej jest nie gorzej, cztery kwiaty platformerskiego, pardon, zaangażowanego prodemokratycznie – tak się to chyba teraz nazywa – dziennikarstwa i moja, czarnosecinna gęba. Wzruszyłem się. Dr Garbal młodość mnie przypomniał. Tak się bowiem składa, że od dawna już mnie nikt poza pewnym młodocianym i niepełnosprytnym Patrykiem w roli prawicy nie obsadza, a moje przygody z politykami PiS niezorientowaną resztę przekonały, żem kiep i salonowiec. A tu proszę, taka radość.
To druga radość w ostatnich dniach. Pierwszą sprawił mnie znany dziennikarz, mówiąc, iż „felietoniści zwykle udają, że piszą o świecie, by pisać o sobie, a ty, Mazurku, odwrotnie”. Wspominam jego słowa nie po to, by się pochwalić, ale by się nimi teraz kierować. Bo teraz będzie serio. Wyłuszczyłem mojemu rozmówcy, że w Polinie raczej na monolog na głosy rozpisany się zanosi, nie na dialog, i udział w tej hucpie mnie bawi umiarkowanie. W odpowiedzi pan doktor zaczął gorąco przekonywać, że pluralizm na sercu mu leży, tak jeno wyszło przypadkiem. Jakim przypadkiem?
– Szedłem kluczem naczelnych – wyjaśnił.
– A czego naczelnym jestem ja? – spytałem, bo może mnie gdzieś mianowali, to chociaż po honorarium bym się zgłosił.
– No, pan to samego siebie, ha, ha, ha.
– Wie pan, ale ja akurat znam kilku innych naczelnych: Sakiewicz, obaj Karnowscy...