Łukasz Górnicki w „Dworzaninie" pisał, że przez ojczyznę rozumie się „to, co gruntu komu ociec pozostawił". Czy jest to rdzeniem tego pojęcia? Czy rzeczywiście tylko ziemia, terytorium, w którym możemy czuć się bardziej u siebie niż gdzie indziej, za jego granicą? Nie, to także historia, która ukształtowała, obok natury, szczególną postać tego domu i jego mieszkańców. To oczywiście również kultura, w tej historii uformowana i formująca kolejne pokolenia, przede wszystkim dająca nam język, którym nazywamy świat i nasze uczucia. Istotą pojęcia ojczyzny jest jednak nade wszystko samo dziedziczenie po naszych ojcach (dziadach i pradziadach) oraz wpisane weń zobowiązanie, by tego dziedzictwa nie zmarnować: nie zmarnować dziedzictwa terytorium – domu i jego wyposażenia, nie zmarnować dziedzictwa kultury i języka, nie zmarnować dziedzictwa historii, w której odnajdujemy sens wspólnej opowieści o nas w czasie.
Historie są sposobami posiadania osobowości (tożsamości) w autonomicznych wspólnotach. Jak zauważył wybitny współczesny historyk idei John G. A. Pocock, każda autonomiczna wspólnota potrzebuje historii tego, czym była dla siebie i tego, czym była dla innych. I każda taką opowieść o sensach swojego dziedzictwa konstruowała, dekonstruowała i rekonstruowała. Bez niej – rozpadała się.
Nić historii i Parki
Pierwszy taką historię spisał nieznany z imienia cudzoziemiec, którego przyjęliśmy nazywać Gallem Anonimem. Zaczął pracę nad swoją kroniką około roku 1112. Od początku panowania twórcy dziejowego sukcesu państwa Polan, Mieszka I, dzieliło benedyktyna-kronikarza zaledwie pięć – sześć pokoleń. Mieszko I był pradziadem Kazimierza Odnowiciela, ten zaś pradziadem księcia Bolesława zwanego Krzywoustym, ku chwale i na zamówienie którego pisał swą kronikę Anonim.
Dziś, kiedy żyjemy dłużej, coraz częściej zdarza się, że młodzi ludzie mogą jeszcze poznać swoich pradziadków. Najstarsi ludzie, których pytamy o ich wspomnienia, sięgając do pamięci o spotkaniach z pokoleniem swoich dziadków, zbliżają siebie (i nas, swoich słuchaczy) do zdarzeń nawet sprzed 150 lat. To jeszcze żywa pamięć, chyba najdalszy jej zasięg. 150 lat temu – to w dziejach Polski czas powstania styczniowego, uwłaszczenia chłopów w zaborze rosyjskim, narodzin autonomii w zaborze austriackim i początków masowej emigracji – za chlebem – do Ameryki. W którymś z tych wydarzeń, procesów, niemal każda z naszych rodzin jakoś uczestniczyła; gdzieś we wspomnieniu wspomnień, albo na wyblakłej fotografii (bo już wtedy były) możemy szukać jeszcze ich „domowych" śladów.
Taki właśnie dystans, 150 lat, dzielił twórcę pierwszej polskiej historii od jej początków: od Mieszka I, od chrztu. Upłynęło jeszcze 900 lat od czasu „Kroniki" Galla Anonima. Nić tej historii-opowieści, którą pierwszy raz on splótł, nie zerwała się do dzisiaj. 1050 lat nie możemy już ogarnąć żywą pamięcią. Od Mieszka dzieli nas pewnie już blisko 40 pokoleń. Czy możemy odkryć w tym, tak długim już łańcuchu generacji jakąś wspólnotę? Rozpoznać w bohaterach tej historii swoich przodków? Poczuć się ich spadkobiercami? Spierać się z nimi o kształt duchowy i materialny tego dziedzictwa? Świadomie je kontynuować?
Do tego właśnie, między innymi, służyły kolejne, spisywane dla owej wspólnoty historie. Gall Anonim nie należał do grona spadkobierców pierwszych Polan/Polaków, ale ten spadek – po owych pierwszych pokoleniach opisał: dla tych, którzy to dziedzictwo podejmowali na progu wieku XII i w następnych stuleciach. Szukał wspólnego sensu tego dziedzictwa – i wskazał go w uporczywej obronie „starodawnej wolności Polski". Ten kraj, stwierdzał pierwszy jego kronikarz, „pod tym zwłaszcza względem zasługuje na wywyższenie nad inne, że choć otoczony przez tyle (...) ludów chrześcijańskich i pogańskich i wielokrotnie napadany przez wszystkie naraz i każdy z osobna, nigdy przecież nie został przez nikogo ujarzmiony w zupełności...".
To była nie tylko historia, ale i program, jaki kronikarz Anonim pisał na zlecenie księcia Bolesława zwanego Krzywoustym, który odważył się przeciwstawić „nadętemu pychą" cesarzowi niemieckiemu. Nie dać się ujarzmić.
Kronika dla Lechitów
Ten sam motyw przewodni nadał swemu opowiadaniu polskiej historii pierwszy pisarz Polak, 80 – 90 lat po Gallu Anonimie tworzący swoją „Kronikę" mistrz Wincenty, wybrany w 1207 roku na biskupa krakowskiego, od XV wieku przezwany Kadłubkiem. Mistrz Wincenty pisał kronikę już jednak nie dla dynastii Piastów tylko, ale dla wolnego, niezwyciężonego ludu Lechitów (Kadłubek użył w swej kronice tej nazwy jako zamiennika do określenia „Polacy"). Opisywał ich wspólnotę państwową pojęciem rzeczpospolita – res publica, „monarchia rządzona prawem stanowionym przez prawowitych władców, wybranych przez społeczeństwo". Wprowadzał do historii Polaków pojęcie obywatela (cives), ojczyzny (patria) i miłości ojczyzny (amor patriae). Pięknie zachęcał do tej ostatniej na przykładzie poświęcenia wojów Bolesława Krzywoustego walczących o Pomorze: „Czego podejmujemy się z miłości ojczyzny, miłością jest, nie szaleństwem, męstwem, nie zuchwałością; bo mocna jest miłość jak śmierć, im trwożliwsza, tym śmielsza".
Uśmiechamy się czasem, jeśli czytamy u Kadłubka, jak to Lechici-Polacy toczyli w starożytności zwycięskie wojny z Gallami i z Rzymem, docierając do kraju Partów (Iranu) i zmuszając samego Juliusza Cezara do uznania suwerenności Polski. Czy to tylko typowe dla tylu innych historii imperialne podbijanie bębenka? Śmieszne sny o potędze? Niezupełnie. Warto zastanowić się nad sensem tej opowieści, którą tworzy mistrz Wincenty najbarwniej, kiedy opisuje starcie wspólnoty wolnych Polaków z samym Aleksandrem Macedońskim. Posłuchajmy:
„Gdy bowiem ów sławny Aleksander (...) usiłował ściągnąć z nich trybut, (Polacy) rzekli posłom: »Posłami jesteście, czy także królewskiego skarbu kwestorami?«. Ci odpowiedzieli: »I posłami jesteśmy, i komornikami«. Na to tamci: »Wpierw więc – mówią – trzeba okazać posłom szczerze uszanowanie, abyśmy wspaniale przyjętych wspaniałymi uczcili darami; następnie komornikom musimy wypłacić wyznaczony trybut – należy się bowiem cesarzowi, co jest cesarskiego – aby nie spotkał nas zarzut obrazy majestatu«. Przeto głównym osobom spośród posłów najpierw żywcem połamano i powyrywano kości, potem zdarte z ich ciał skóry wypchano częściowo złotem, częściowo najlichszą trawą morską, i ten kruszec, ludzką skórą, lecz nieludzko odziany, odesłano z takim listem: »Królowi królów Aleksandrowi królewska władczyni Polska. Źle innym rozkazuje, kto sam sobie nie nauczył się rozkazywać; nie jest bowiem godzien zwycięskiej chwały ten, nad którym zgraja namiętności triumfuje. Zwłaszcza twoje pragnienie żadnego nie znajduje zaspokojenia, żadnego umiarkowania; co więcej, ponieważ nigdzie nie widać miary twojej chciwości, wszędzie żebrze niedostatek twego ubóstwa. Chociaż jednak świat nie może nasycić twojej nienasyconej żarłoczności, zaspokoiliśmy jakoś głód przynajmniej twoich (ludzi). I niech ci będzie wiadome, że u nas nie ma trzosów, dlatego te oto podarki włożyliśmy w kalety twoich najwierniejszych (sług). Wiedz zaś, że Polaków ocenia się według dzielności ducha, hartu ciała, nie według bogactw. Nie mają więc skąd zaspokoić gwałtownej żarłoczności tak wielkiego króla, by nie powiedzieć tak wielkiego potwora. Nie wątp jednak, że obfitują oni w prawdziwe skarby młodzieży, dzięki której można by nie tylko zaspokoić, lecz całkowicie zniszczyć twoją chciwość razem z tobą«".